ROZDZIAŁ DRUGI

  Drżący Noah wybałuszał oczy, podczas gdy Josh prowadził go przez główne pomieszczenie siłowni z przyrządami, stojakami i uchwytami. Gigantyczny kawał chłopa, zbudowany wyłącznie z mięśni, poza nieprawdopodobnie malutkimi dłońmi, stopami i głową wielkości łebka od szpilki, grzmiał i ryczał, unosząc nad sobą ogromne ciężary i rzucając je z donośnym hukiem na podłogę. – GRRRRAAAWWWGGHHHH! – huknął olbrzym. Noah wywrócił oczami. Dlaczego ludzie muszą się tak wydzierać przy podnoszeniu ciężarów? Jasne, to nie byle co, ale wiele innych rzeczy też nie. Noah nie ryczał za każdym razem, gdy obliczył kąty równoległoboku. Dotarli do jakichś mat w odległym zakątku i Josh klepnął Noaha w plecy. – Dobra, kolego, najpierw trzeba cię rozgrzać i zobaczyć, z czym mamy do czynienia. Porobimy parę krokodylków. Noah zmarszczył brwi. – Czy my jesteśmy w zoo? – Patrz – powiedział Josh, robiąc przysiad. – Zaczynasz w pozycji stojącej, następnie robisz przysiad, wyrzucasz nogi do tyłu jak do deski, trzymając wyciągnięte ramiona, wracasz do pozycji przysiadu i na koniec wstajesz z wyskoku. Łapiesz? Noah popatrzył na niego z pustką w oczach. – Noah? – Co było najpierw? – Pozycja stojąca. Tak jak stoisz teraz. – Potem... – Przysiad – kontynuował Josh, demonstrując ćwiczenie i ukazując przy okazji swoje imponujące mięśnie ud. – I deska. – Deska – powtórzył Noah, osłuchując się z nowym słowem. – Deska. – To jest deska – dodał Josh, z łatwością pokazując tę pozycję. – Widzisz? – Deska. – Deska. Właśnie. – I potem wyskok jak w pajacyku? – spytał Noah. – Nie – odparł cierpliwie Josh. – Z powrotem przysiad, wtedy wyskok do pozycji stojącej, a zakończenie tylko z wyskokiem. Bez pajacyka. I powtarzasz to wszystko. – Zaraz. O co chodzi? – To jedno powtórzenie. Zrobisz z dziesięć takich skurczybyków albo więcej, jeśli dasz radę. – Na pewno jedno wystarczy, tak? – spytał Noah. – Skąd mam mieć siłę na więcej? – Ziom, jesteś młody, jesteś... Jesteś młody, nie? Na pewno będziesz mieć siłę. W wieku szesnastu lat osiąga się szczytową formę fizyczną! Noah przełknął ślinę, podczas gdy w żołądku wezbrała mu panika. Cholera. I to już jest to, co może osiągnąć? Po szesnastu latach już tylko spirala w dół reumatyzmu, wózka inwalidzkiego i grobu? Jasna cholera. Josh znowu klepnął go w plecy. – Szesnastka to ten wiek, ziom! Szczyt możliwości fizycznych i seksualnych! Noah otworzył szeroko oczy. No, wspaniale. Czyli był w wieku, gdy powinien mieć najlepszy seks, a potem będzie tylko gorszy i gorszy. Zegar biologiczny mu tykał, a on nawet nie zaczął i wkrótce będzie za późno. Obudzi się w wysuszonym, skarlałym ciele, z obwisłą skórą, a jedyny seks będzie rozczarowujący i nudny, o ile kiedykolwiek uda mu się skombinować coś w tym temacie. – Dalej – zachęcił go Josh. – Będę ci liczył powtórki. Możesz robić, ile ci się podoba. Noah zagryzł wargi. – Josh, chcę się upewnić, zostałeś przeszkolony z pierwszej pomocy? Trener pokiwał głową. – Tak, podstawowy poziom. – Czyli co, naklejanie plastra? – Mój menedżer zaliczył pełen kurs i jest właśnie w pracy, więc spoko. Noah skinął głową. – Okej. A czy w budynku znajduje się defibrylator? – Nie martw się. – Josh uśmiechnął się krzywo. – Jeśli zasłabniesz, osobiście zrobię ci sztuczne oddychanie. Noah poczuł, jak twarz mu płonie. Po tych błazeństwach, których w zeszłym roku Josh dopuścił się z jego matką, taka propozycja stanowiła wręcz sugestię kazirodztwa. To by było złe. Okropnie złe... No ale… przypuszczał, że powinien chociaż spróbować. W końcu, jeśli ma się odważyć, żeby robić z Hazem różne rzeczy, to musi być pewien swojego ciała. Był już w szczytowej formie umysłowej, musiał tylko nadrobić braki w innych dziedzinach. Serio. A potem to już z górki. Może to zrobić. – To odliczaj – powiedział Noah, przestępując z nogi na nogę i szykując się do działania. – Co to znaczy: odliczaj? – Josh zmarszczył czoło. – No wiesz... trzy, dwa, jeden! – Nie ćwiczymy choreografii! – Josh spojrzał na pełnego wyczekiwania Noaha i westchnął. Zerknął dokoła i powiedział: – No dobra. Trzy, dwa, jeden! Noah opadł do przysiadu, po czym wyrzucił nogi do tyłu do deski. – Co teraz? – pisnął. – Z powrotem do przysiadu! Noah wrócił do przysiadu. – W górę i skok! – warknął Josh jak jakiś PODŁY WOJSKOWY. – Stopy wyżej! Wyciągnij ramiona! Wątła klatka piersiowa Noaha zacisnęła się, gdy opadł z powrotem do przysiadu. Serce waliło mu mocno, a w uszach dzwoniło. Wyciągnął nogi do tyłu do... deski... nabrał powietrza... teraz przysiad... i... W GÓRĘ... powietrze... potrzebuje powietrza... – ZNÓW PRZYSIAD! DAJESZ, NOAH! DAJESZ! Dajesz, też coś! Przecież tylko... robi przysiad... mata się rusza... wiruje... wzrok mu zmętniał, ale okej... dalej... do... nabiera powietrza... potrzebuje tlenu... serce... DUDNI JAK OSZALAŁE... deska... do... des... PLASK! Walnął twarzą w matę, drżąc jak ryba w agonii. Miał tylko nadzieję, że osoba odpowiedzialna za defibrylator zaraz go przyniesie. Czy to dźwięk sygnału karetki, czy tylko jemu dzwoni w uszach? Noah poczuł delikatny ucisk w żołądku, powoli otworzył oczy, widząc, jak trąca go jeden z butów Josha. – Wstawaj! Wstawaj, Noah! Dalej! Z powrotem na nogi, pokonaj ból, musisz SKOŃCZYĆ SILNY! Skończyć silny? Co za totalne brednie? Przecież prawie zszedł! Naprawdę! – Dobra! – powiedział, gramoląc się na nogi i czując, jak oburzenie napełnia go energią. – Koniec! Nie! Mam to gdzieś! Noah zerwał z siebie opaskę i cisnął ją do najbliższego kosza, a potem ruszył do wyjścia. Josh chwycił plecak z podłogi i popędził za nim. – Ziom! Kolego! – Jestem wyczerpany, Josh! – powiedział Noah, wycierając pot z czoła. – Przesiliłeś mnie i teraz uszkodziłem sobie trochę... nos. Na macie. Bardzo niebezpieczne. Pewnie mogę iść z tym do sądu. – Ziom, nawet nie zrobiłeś całego powtórzenia! – Owszem, Josh. Nie zrobiłem, bo było z b y t t r u d n e! Zmusiłeś mnie do wykonania zaawansowanego ćwiczenia dla najbardziej doświadczonych sportowców, a ja zrobiłem sobie krzywdę i wyszedłem na idiotę. Idę. Nie próbuj mnie zatrzymać. Nienawidzę tej siłowni. Jest głupia i pełno tu debili, którym BRAKUJE PIĄTEJ KLEPKI! Wielki facet z malutką głową wypuścił hantle z dłoni i popatrzył prosto na Noaha. Ten przełknął ślinę. – Nie powinienem był tu w ogóle przychodzić. Ż e g n a j, Josh. Już nigdy się nie zobaczymy. Noah odwrócił się i poszedł w stronę recepcji. – Czekaj! – zawołał Josh, podążając za nim. – Nigdy nie myślałem, że Noah Grimes tak łatwo się poddaje! – powiedział to akurat wtedy, gdy Noah dotarł do głównego wyjścia. Noah zatrzymał się, ale nie odwrócił. Nie poddaje się łat­ wo. Jest twardzielem tak wytrwałym i pełnym determinacji jak Jessica Fletcher1 przy sprawie morderstwa. Ale Noah uznał, że pani Fletcher nigdy nie musiała robić krokodylka i że i tak dobrze skończyła. Starsi dżentelmeni ciągle zabiegali o jej względy. – Chodź, ziomuś – zachęcił Josh łagodnie, kierując się w stronę małego stolika. – Chodź, usiądź chociaż na minutę. Noah rozważał to przez chwilę, po czym odwrócił się i usiadł przy stole. Josh sięgnął do swojego plecaka i wyciągnął z niego duży bidon z czymś, co przypominało napój mleczny. – Słuchaj, a może potrzebujesz odrobiny wsparcia – powiedział Josh, podsuwając mu bidon. Noah szeroko otworzył oczy. – To jakieś narkotyki?! – odparł. – Nie biorę sterydów! – Shake proteinowy – wyjaśnił Josh. – To tylko fajna, konkretna dawka białka. – Żeby mięśnie lepiej rosły? – Właśnie. No a co z twoją dietą? Na przykład co masz dziś na kolację? Noah zacisnął wargi. – Hmm, cóż, to zależy, może smażona pierś z kaczki, do tego placek ziemniaczany i sos śliwkowy z porto. – Nadzieja umiera ostatnia. – Nie. Grillowana pierś z kurczaka i serek wiejski. – To brzmi trochę... nudno. – Jedzenie to twoje paliwo. Nie chodzi o to, żeby ci smakowało. Spróbuj tego shake’a. Noah wskazał dzióbek bidonu. – Piłeś... – Nie. – Josh się uśmiechnął. – Jest czyste. Noah skinął głową, łyknął napoju i się skrzywił. – Obrzydliwe – mruknął. – Pij dalej. – A ile muszę? – Całą flaszkę. Trzy razy dziennie. Pomoże ci trochę urosnąć. Pasuje ci to? – Nie wiem. Czy to... Ile to kosztuje? Josh nachylił się i ściszył głos. – Właśnie zostałem jednym z handlowców tego shake’a i koszę niezły hajs. Ś w i e t n y hajs. W tydzień opylam pięćdziesiąt pojemników tego maleństwa i będzie tylko lepiej. Jedno opakowanie mogę ci dać za darmo, Noah. Normalna cena: trzydzieści funciaków. – Serio? – Serio. – Josh wzruszył ramionami. – Hajs się zgadza dzięki temu małemu etacikowi. Ale tak naprawdę to żal serce ściska, bo jest tylu chętnych, że nie nadążam z obsługą wszystkich chętnych. Jeśli masz kogoś, kto chce sobie trochę dorobić, to daj mi znać, dobra? – Ehe. – Noah skinął głową. – Więc, eee, o co tu tak naprawdę chodzi? Josh przysunął się nieco bliżej. – Okej, to proste. Sprawa jest taka: rekrutuję dwóch hand­ lowców, którzy biorą towar ode mnie. – I ci handlowcy chodzą od domu do domu i sprzedają? – No, m o g ą. Ale mogą sobie też znaleźć swoich dwóch handlowców. Powiedzmy, na przykład, że to ty, Noah, zostajesz moim handlowcem. – Okej, tylko na przykład – odparł Noah. – Więc rekrutujesz swoich dwóch handlowców, którzy biorą towar od ciebie, a ty bierzesz ode mnie. I tak to idzie dalej. Twoi handlowcy znajdują sobie swoich i ten łańcuch rozgałęzia się jak... no, jak piramida. Noah skinął głową. Nie miał pewności, czy Josh z premedytacją próbował go wrobić (całkiem możliwe), czy był po prostu głupi (też możliwe), ale chodziło z całą pewnością o piramidę finansową. W tym wypadku były tylko dwa zakończenia: (1) interes w końcu runie – jak zawsze, gdy na dnie zabraknie ludzi, żeby obsługiwać tych wyżej; (2) różni członkowie tego układu skończą w więzieniu za oszustwo. – Znasz kogoś, kto byłby tym zainteresowany? – spytał Josh. Noah rozsiadł się na krześle, rozciągnął i ziewnął. – Brzmi to nielegalnie, Josh. Josh cmoknął. – O czym ty gadasz? – Josh, to piramida finansowa. Wpisz w Google! Napisz tylko „piramida finansowa” i sprawdź, czy ci to czegoś nie przypomina. – Taaa? Noah przytaknął. – Ta a a, Josh. Lepiej się w to nie pakować. – No, ziom, wiesz co? – Josh się uśmiechnął. – Już to wyszukałem. A ta firma to wielopoziomowa sieć marketingowa. Jasne, że ma strukturę piramidy, ale wszystko jest jawne i totalnie legalne. – Dobra – westchnął Noah. – Powodzenia z twoją piramidą. – Tu nie chodzi o powodzenie czy fart. Chodzi o kontakty i pozytywne myślenie. Ludzi kupujących marzenie. A ty możesz stać się częścią tego marzenia. Noah wstał. – Josh, tylko pamiętaj, że niektóre piramidy mają tajemne komnaty. A nad niektórymi z tajemnych komnat wiszą klątwy. Josh się skrzywił. – Nie łapię. Noah oparł dłonie na biodrach. – Mówię tylko, że... strzeż się. Strzeż się, Josh! I ruszył żwawo do drzwi, znikając w dramatycznym wirze... – Eee, drzwi się nie chcą otworzyć. – Naciśnij zielony przycisk. – Zielony... przycisk... – powiedział Noah, próbując go znaleźć. – Z boku! Po lewej! Noah odnalazł go i nacisnął. Drzwi się rozsunęły. – Strzeż się! – powiedział Noah, znikając w zapadającym mroku późnego popołudnia.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj