Tysiąc lat po tym, jak misja w kierunku Jowisza zakończyła się niepowodzeniem, a David Bowman stał się „gwiezdnym dzieckiem”, Frank Poole dryfuje w próżni, zamrożony i zapomniany. Niespodziewanie jednak zostaje odnaleziony i przywrócony do życia w świecie zupełnie odmiennym od tego, który niegdyś zostawił. A monolit nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Przeczytajcie początek powieści Odyseja kosmiczna 3001. Finał w przekładzie Radosława Kota:
Odyseja kosmiczna 3001. Finał - fragment książki
Prolog. PierworodniTak właśnie możemy ich nazwać: Pierworodnymi. Chociaż w najmniejszym nawet stopniu nie przypominali ludzi, też byli cieleśni i też krwawili, a gdy spojrzeli niegdyś w otchłań kosmosu, ogarnęły ich i podziw, i lęk — i poczucie osamotnienia. Gdy tylko urośli w siłę, zaczęli szukać wśród gwiazd bratniej duszy. W trakcie dalekich wypraw natykali się na wiele rozmaitych postaci życia w różnych stadiach ewolucji i aż nazbyt często byli świadkami, jak nikła iskierka inteligencji gasła pośród mroku kosmicznej nocy. Ponieważ w całej Galaktyce nie znaleźli niczego bardziej cennego niż rozum, gdzie tylko mogli, tam wspomagali jego kiełkowanie. Niczym farmerzy na polu gwiazd siali i bywało, że zbierali potem plony. Niekiedy zaś, niechętnie, ale musieli pielić. Kiedy ich statek wszedł do Układu Słonecznego, wielkie dinozaury dawno już przeminęły, zgładzone w świcie swego istnienia przez przypadkowego gościa z przestrzeni kosmicznej. Pierworodni przemknęli nad zlodowaciałymi, zewnętrznymi planetami, zatrzymali się na krótko przy pustynnym, umierającym Marsie i w końcu spojrzeli na Ziemię. Ujrzeli świat rojący się od wszelkiego życia. Badali je całe lata, zbierali okazy, katalogowali. Gdy dowiedzieli się już wszystkiego, czego dowiedzieć się mogli, zaczęli działać. Ingerowali w rozwój całego szeregu gatunków, tak lądowych, jak i morskich. Czy z powodzeniem, to rozstrzygnąć się miało dopiero za co najmniej milion lat. Byli cierpliwi, ale nie nieśmiertelni. Czekały na nich jeszcze miliardy innych słońc, więc odlecieli wkrótce, zniknęli w otchłani kosmosu, wiedząc, że nigdy tu nie wrócą. Zresztą nie było takiej potrzeby: zostawione na miejscu sługi same mogły dokonać dzieła. Na Ziemi epoki lodowcowe przemijały jedna za drugą, na niezmiennej powierzchni Księżyca zaś cierpliwie czekał sekretny strażnik z gwiazd. Jeszcze wolniejszym rytmem pulsowały w Galaktyce pływy życia. Dziwne, czasem piękne, a czasem straszne imperia powstawały i upadały, przekazując swą wiedzę i dorobek następcom. Gdzieś daleko, wśród gwiazd ewolucja wkraczała w wyższe stadia. Pierwsi odkrywcy Ziemi dawno już porzucili cielesne powłoki. Skonstruowali sprawniejsze maszyny, organiczne nośniki, i dokonali przeprowadzki. Z początku mózgów, a potem wyłącznie myśli. W pancerzach z metalu i kryształu ruszyli jeszcze dalej w Galaktykę. Nie budowali już statków kosmicznych, sami nimi byli. Epoka machin nie trwała długo. Eksperymentując nieustannie, nauczyli się składować wiedzę bezpośrednio w tkance przestrzeni. Utrwalone w zastygłych koronkach światła myśli mogły trwać wiecznie. Pierworodni stali się postacią czystej energii. Ich porzucone na tysiącach światów cielesne powłoki zatańczyły bezrozumnie, zadrżały i zległy, by obrócić się w pył. Teraz byli panami Galaktyki, samą siłą woli mogli mknąć między gwiazdami, niczym delikatna mgiełka przesączali się przez szczeliny przestrzeni. Wolni od ograniczeń bytów materialnych nie zapomnieli jednak o swym pochodzeniu, o tym, jak zrodzili się kiedyś w ciepłym szlamie dawno już wyschłego morza. A ich cudowne maszyny nadal działały, nadzorując rozpoczęte miliony lat wcześniej eksperymenty. Jednak nie zawsze bywały posłuszne instrukcjom twórców. Jak wszystkie maszyny ulegały niszczącemu wpływowi czasu i jego cierpliwej, wiecznie czuwającej służki: entropii. I niekiedy odkrywały i wyznaczały sobie nowe, własne cele.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj