A gdybym powiedział ci o nowym graczu na rynku VR, który pozwoli ci doświadczać wszystkiego, gdzie tylko zechcesz? A gdybym powiedział ci, że zapewnia w pełni immersyjne doświadczenia w wirtualnej rzeczywistości, nieodróżnialne od najbardziej wciągającego świadomego snu lub najbardziej przyziemnego doświadczenia w rzeczywistości? I to wszystko w lekkich goglach, które kosztują tylko 99 dolarów?
Tymi słowami, nawiązującymi do kultowej przemowy Morfeusza z The Matrix, Palmer Luckey zachęca na swoim blogu do zastanowienia się nad kondycją współczesnego rynku rzeczywistości wirtualnej. Ale założyciel Oculus VR nie chce sprzedać nam nowego, rewolucyjnego sprzętu, który wyniesie technologię VR na nowy, wyższy poziom. Wręcz przeciwnie. Luckey dość krytycznie odnosi się do tego, w którą stronę zmierza ta branża. Nawiązanie do Matriksa pojawiło się nie bez powodu. Wirtualna rzeczywistość ma wiele wspólnego z uniwersum wykreowanym przez rodzeństwo Wachowskich. Luckey twierdzi, że na powyższą zachętę zareagowałaby tylko garstka ludzi. Wyłącznie ci, którzy znają potencjał technologii VR. Cała reszta musiałaby spróbować wirtualnej rzeczywistości, aby zrozumieć, w jaki sposób może odmienić branżę cyfrowej rozrywki. Dokładnie tak, jak w Matriksie - osoby w nim uwięzione nie znały jego potencjału, dopóki nie pokazano im, jak działa system. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, Luckey wysnuwa tezę, jakoby mierzenie potencjału branży VR poprzez analizowanie liczby sprzedanych gogli mijało się z celem. Twierdzi, że sam sprzęt jest tylko narzędziem w rękach rewolucjonistów. Nawet najlepsze gogle nie wzniecą rewolucji w świecie elektronicznej rozrywki, jeśli nie będą w stanie zaangażować użytkowników na długie godziny.
Sprzedaż sprzętu to nic nieznacząca miara sukcesu VR. Liczy się tylko jako środek do osiągnięcia celu, podwaliny do osiągnięcia tego, co najważniejsze: Zaangażowania. Liczy się tylko zaangażowanie. Zaangażowanie jest wszystkim!
Aby udowodnić swoją tezę, przypomniał, że na rynku istnieją dziesiątki tanich gogli, nawet takich rozdawanych za darmo w formie kartonowych pudełek, do których wkładamy smartfony. Z tych budżetowych zabawek skorzystały miliony potencjalnych użytkowników zaawansowanych gogli VR. A mimo to branża wirtualnej rzeczywistości wciąż jest na wczesnym etapie rozwoju. Treści, z którymi zetknęli się posiadacze kartonowych gogli, nie przekonały ich do kupna Oculus Rifta czy HTC Vive. Luckey na tym jednak nie poprzestaje i twierdzi, że nawet gdyby drastycznie obniżyć ceny gogli, gdyby zacząć rozdawać je razem z superwydajnymi pecetami, sytuacja na rynku nie uległaby zmianie. Bowiem cena jest jednym z ważniejszych czynników, które decydują o inwestowaniu w konkretne technologie ale nie najważniejszym. Projektant Oculusa przytoczył tu przykład konsoli PlayStation 3: wiele osób złapało się za głowę, kiedy okazało się, że sprzęt był dwukrotnie droższy niż PS2. A mimo to konsola sprzedała się świetnie. Nie można zatem zakładać, że sztuczne obniżenie ceny gogli VR sprawi, że gracze rzucą się na tę technologię. Będą skłonni przerzucić się na nową platformę tylko wtedy, kiedy ta wciągnie ich na długie godziny. A z tym wciąż jest spory problem. Rośnie bowiem liczba sprzedanych gogli, jednak nie przekłada się to na zauważalny wzrost zainteresowania nową formą rozrywki. Gry w VR są coraz lepsze, ale nie potrafią zaangażować na dłużej, wciąż są we wczesnej fazie rozwoju. I dopóki deweloperzy nie przestaną traktować wirtualnej rzeczywistości po macoszemu, na dynamiczny wzrost popularności VR nie mamy co liczyć. Owszem, nowe gogle i gry wciąż będą powstawać. Lecz jeśli nie zmieni się podejście deweloperów do VR, technologia ta wciąż będzie grać drugie skrzypce w branży rozrywkowej. Zgadzacie się ze spostrzeżeniami Luckeya? A może macie odmienne przemyślenia na temat stanu branży VR?  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj