Dzisiejszą premierą od wydawnictwa Czarna Owca jest fiński thriller psychologiczny zatytułowany Podążaj za motylem. Powieść Martty Kaukonen to historia rozgrywki pomiędzy młodą seryjną zabójczynią a jej psychoterapeutką. Pikanterii dodaje fakt, że kobiety mają wspólną przeszłość, choć świadoma tego jest tylko jedna z nich. Martta Kaukonen  jest krytyczką filmową i pisarką mieszkającą w Helsinkach. Jej pierwsza powieść, thriller psychologiczny Podążaj za motylem, zachwyciła czytelników i krytyków, a prawa do tłumaczenia zostały sprzedane do 12 krajów m.in. Anglii i Stanów Zjednoczonych.

Podążaj za motylem - opis i okładka książki

Wciągający fiński thriller psychologiczny w stylu powieści Gillian Flynn. Ira, dwudziestoletnia seryjna morderczyni, której dzieciństwo zostało brutalnie odebrane, rozpoczyna terapię u Clarissy – psychoterapeutki celebrytki. Tylko jedna z nich wie, że łączy ich wspólny sekret z przeszłości. Czy ta druga zda sobie z tego sprawę, zanim zostanie zamordowana? Clarissa, psychoterapeutka w średnim wieku, należy do fińskiej elity w swojej dziedzinie. Znana jest z programów telewizyjnych i kolorowych magazynów. Dla niej każda pacjentka jest księżniczką. I kimś kogo tylko ona może uratować. Czy aby na pewno? Clarissa odpowiada już za jedną tragedię. Samobójstwo nastolatka, które nie przestaje jej prześladować. Kiedy Ira zostaje klientką Clarissy, zaczyna się gra w kotka i myszkę, w której nie obowiązują żadne reguły. Taka gra nigdy nie kończy się dobrze.
Źródło: Czarna Owca

Podążaj za motylem - fragment książki

Wydawnictwo Czarna Owca udostępniło fragment powieści Martty Kaukonen w przekładzie Bożeny Kajro. Miłej lektury:

IRA

W POKOJU BYŁO za dużo krwi ofiary. Nie, nie pisałam nią po ścianie słów z piosenek Beatlesów, jak robiła to „rodzina” Mansona. Za to dywan okropnie się zabrudził. Plama nie miała kształtu serca, lecz przypominała tę, którą ludzie nazywają motylem podczas wykonywania testu plam atramentowych, gdy boją się powiedzieć, że wygląda jak wargi sromowe. Przyjrzałam się jej dokładniej, a potem skupiłam uwagę na skarpetkach. Nasiąkły krwią tak bardzo, że przylepiły mi się do stóp. Gdy podchodziłam bliżej, miałam wrażenie, że idę po mokrej od deszczu trawie. Krwiste ślady towarzyszyły mi od ciała do dywanu. Zmroziło mnie. Jak to możliwe, że plama przypomina tak bardzo pierwszą kartę z testu Rorschacha? Co Freud by na to powiedział? Czy ślad krwi zabitego człowieka może odzwierciedlać stan podświadomości zabójcy? Czy powinno się to interpretować podobnie jak podczas wróżenia z roztopionej cyny wylewanej do wody na Nowy Rok? Motyl oznacza, że wznoszę się do lotu? Morderstwo uskrzydla? Teoria psychoanalizy wyglądałaby obecnie zupełnie inaczej, gdybym to ja leżała na sofie nienawidzącego kobiet kokainisty w dziewiętnastowiecznym Wiedniu. Chyba odnieśliście złe wrażenie. W rzeczywistości jestem naprawdę dokładna. Nie robię bałaganu. Torturuję, morduję i nie pozostawiam śladów. To dla mnie sprawa honoru. Dzięki temu bliscy zabitego nie muszą wyrzucać pieniędzy na kosztownych czyścicieli miejsc, w których nastąpił zgon. Nie rozumiem, dlaczego tym razem sprawy wymknęły się spod kontroli. Przygotowywałam się do tego morderstwa starannie, każdy szczegół był wyszlifowany. Nad samym narzędziem zbrodni zastanawiałam się przez wiele dni. Zazwyczaj kiedy je wybieram, chcę powiedzieć, dlaczego zabijam właśnie tego mężczyznę w garniturze. Tym razem zdecydowałam się na nóż do filetowania. Ach, więc wszystko muszę wam wyjaśniać? Nóż jest jednym z najbardziej oczywistych symboli fallicznych. Co bardziej pasowałoby do klatki piersiowej tego hedonisty uganiającego się za panienkami od kilkudziesięciu lat? Wszystko więc miało być zapięte na ostatni guzik, ale nagle zapanował chaos. Zachowałam się jak najgorsza amatorka. Będę musiała pozostać na miejscu przestępstwa znacznie dłużej, niż zamierzałam. Czy zdążę pozbyć się ciała? Znalezienie idealnej lokalizacji zabrało mi sporo czasu. Gdy pewnego razu jechałam pociągiem z Helsinek do Keravy i przez zakurzone okno oglądałam posępne krajobrazy, zauważyłam mały staw koło dworca kolejowego w Savio. Z internetu dowiedziałam się, że leży on na terenie dawnego zakładu produkującego wyroby gumowe. Fabryka zakończyła działalność w roku 1985. Stawik był tak zarośnięty wodorostami, że na pewno nikt nie zamierzał w nim pływać. Postanowiłam przewieźć tam mężczyznę w bagażniku jego własnego samochodu, rozłożyć brezent, który spakowałam do torby sportowej, położyć na nim ciało, rozczłonkować je piłą elektryczną, a potem wrzucić kawałki zwłok wraz z brezentem i piłą do wody, następnie zostawić auto na parkingu dworca w Savio i wrócić podmiejskim pociągiem do Helsinek. Pozbycie się trupa stanowiło dla mnie zawsze najtrudniejszy etap morderstwa. Na szczęście adrenalina daje człowiekowi nadprzyrodzone moce. Napędzana nią potrafiłam dźwigać wielu znacznie większych od siebie ludzi i wrzucać ich do bagażnika, a potem do grobu. Teraz muszę walczyć z czasem, jeżeli mam zrealizować swój plan, zanim ktokolwiek zacznie się zastanawiać nad nieobecnością ofiary. Po raz pierwszy w trakcie morderczej wyprawy poczułam, że nie mam do siebie zaufania. Serce zaczęło mi bić szybko. Jeszcze tylko tego brakuje, żebym dostała ataku paniki. Muszę się uspokoić. Ale strach zawładnął już moimi myślami. Takie bałaganiarstwo może skutkować wyłącznie tym, że zostanę złapana.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj