* * *

Żadna z wiedźm Trzynastki nie odważyła się odezwać choć słowem podczas siodłania wywern i nie odezwała się i potem, dopóki oddział nie wylądował w ich osobistej zbrojowni w obozie ciągnącym się u stop twierdzy. Dwa wybrane przez Manon sabaty eskortowe – oba obsadzone przez Czarnodziobe – wzbiły się w powietrze i znikły wśrod dymów otaczających Morath, kierując się ku własnym zbrojowniom. „Doskonale” – pomyślała wiedźma. Stojąc w błocie doliny, w samym środku labiryntu namiotów i kuźni, Manon zwróciła się do podkomendnych: – Wylatujemy za pół godziny. Kowale i dozorcy spieszyli ze wszystkich stron, by nałożyć pancerze na spętane łańcuchami wywerny. Musieli wykazać się sprytem i szybkością, w przeciwnym razie groziła im śmierć w straszliwych szczękach potworów. Błękitna niczym niebo klacz Asterin mierzyła już badawczym spojrzeniem najbliższego człowieka. Manon ciekawiło, czy udałoby się jej go pochwycić, ale zamiast tego kontynuowała przemowę: – Jeśli dopisze nam szczęście, przybędziemy na miejsce przed Iskrą i nadamy odpowiedni bieg wydarzeniom w mieście. Jeśli będziemy miały pecha, odszukamy ją i jej sabat, a potem powstrzymamy rzeź. Księcia zostawcie mnie. – Nie odważyła się spojrzeć na Asterin przy tych słowach. – Nie mam wątpliwości, że Żółtonogie będą chciały jego głowy. Powstrzymajcie każdą, która ośmieli się po nią sięgnąć. Być może będzie więc trzeba zgładzić samą Iskrę. Przecież podczas bitew dochodziło do najróżniejszych wypadków. Wiedźmy Trzynastki pochyliły głowy, przyjmując wytyczne. Manon zerknęła przez ramię na zbrojownię mieszczącą się w przybrudzonych namiotach. – Szykować pełne pancerze – rozkazała, a potem uśmiechnęła się krzywo. – Przecież na wielkie wejście trzeba przywdziać to, co mamy najlepszego. Odpowiedziało jej dwanaście identycznych uśmiechów, po czym wiedźmy rozeszły się. Każda z nich skierowała się ku stołom i manekinom, na których wisiały ich zbroje, starannie, drobiazgowo przygotowywane od miesięcy. Manon, która złapała Ghislaine za ramię, towarzyszyła jedynie Asterin. – Powiedz nam, co wiesz o Erawanie – szepnęła do ostrzyżonej na krótko podwładnej. Jej głos niemalże utonął wśrod ryku wierzchowców i łoskotu dobiegającego z kuźni. – Tylko zwięźle – dodała, gdy pobladła nieco Ghislaine otworzyła już usta. Uczona wojowniczka przełknęła ślinę, pokiwała głową i wyrecytowała cicho, tak by usłyszały ją jedynie Manon i Asterin: – To jeden z trzech krolów Valgów, który najechał na nasz świat u zarania dziejów. Pozostali dwaj zostali zabici bądź odesłani do swego mrocznego wymiaru, a on pozostał tu, na czele niewielkiej armii. Pokonany przez Maeve i Brannona, umknął na ten kontynent i przez tysiąc lat w tajemnicy odbudowywał swe siły, gdzieś głęboko pod Białymi Kłami. Gdy zauważył, że ogień króla Brannona zaczyna się wypalać, uznał, że jest gotowy do działania, i ruszył do ataku, aby zawładnąć kontynentem. Wedle legendy został pokonany przez córkę Brannona i jej ludzkiego towarzysza. – Wygląda na to, że legenda się myli – parsknęła Asterin. – Przygotuj się. – Manon wypuściła ramię Ghislaine. – I powiedz o wszystkim reszcie, gdy będziesz mogła. Wiedźma ukłoniła się i odeszła do arsenału, a Manon zigno rowała badawcze spojrzenie Asterin. To nie był najlepszy czas na rozmowę. Zastała niemego kowala w tej samej kuźni co zawsze. Po jego brudnym od sadzy czole spływał pot, ale gdy odsuwał brezent, zasłaniający stół pokryty elementami zbroi, w jego oczach widać było spokój. Pancerz  z ciemnego metalu był wypolerowany i gotów do użycia. Manon przesunęła palcem po nachodzących na siebie łuskach przypominających te wywernie, a potem uniosła rękawicę, idealnie pasującą na jej dłoń. – Przepiękna – oznajmiła. Zbroja budziła przerażenie, ale w istocie była piękna. Wiedźma zastanawiała się, dlaczego kowal włożył tyle wysiłku w jej wykonanie, skoro wiedział, że będzie ją nosić podczas mordowania jego rodaków. Rumiana twarz mężczyzny nie zdradzała jednak żadnych emocji. Manon zrzuciła czerwony płaszcz i zaczęła zakładać po kolei elementy zbroi. Miała wrażenie, że dopasowują się do niej niczym druga skóra, elastyczne tam, gdzie należy, twarde i nieugięte w innych miejscach. Gdy przywdziała całość, kowal obejrzał ją uważnie i skinął głową, a potem sięgnął po coś ukrytego pod stołem. Przez ułamek sekundy Manon wpatrywała się z zaskoczeniem w hełm zwieńczony koroną. Został wykuty z tego samego ciemnego metalu. Przyłbica zasłaniała nos oraz czoło, ale kończyła się nad ustami, by nie blokować żelaznych kłów wiedźmy. Sześć fleuronów sterczało ku górze niczym ostrza małych mieczy. Hełm zdobywczyni. Hełm demona. Manon czuła na sobie wzrok wiedźm Trzynastki, w pełni uzbrojonych, gdy odrzuciła na plecy warkocz i uniosła hełm nad głowę. Pasował idealnie, a zimny metal chłodził jej rozgrzaną skórę. Choć większość jej twarzy zakryły cienie, doskonale widziała kowala, który skinął jej z aprobatą. Nie miała pojęcia, dlaczego zawraca sobie tym głowę, ale spojrzała na niego ponownie i powiedziała: – Dziękuję. Jedyną odpowiedzią było kolejne płytkie skinienie. Manon poderwała się i wyszła z namiotu, rozpędzając służbę i żołnierzy. Dała znać Trzynastce, a sama wskoczyła w siodło Abraxosa, który prężył się dumnie w nowej zbroi. Nawet nie spojrzała na Morath, gdy pomknęła ku szarym niebiosom.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj