Rod milczał. Plechanow warknął na niego: – Blaine, otrzymuje pan awans na kapitana i zostaje dowódcą MacArthura. Mój pisarz zaraz przygotuje wszystkie dokumenty. – Niech pan coś powie – warknął, krzywiąc się, Cziller. – Dziękuję, panie admirale. Sądziłem, że nie jest pan ze mnie zadowolony. – Nie zaprzeczam – odrzekł Plechanow. – Gdybym miał wybór, latałby pan jako pierwszy oficer na jakimś innym statku. Będzie z pana zapewne dobry markiz, ale wojsko nie jest dla pana. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo i tak nie zrobi pan kariery we Flocie. – Nie zamierzam, panie admirale – odparł ostrożnie Rod. Nadal czuł ból w sercu. Pomyślał o swoim bracie Dużym George’u, który w wieku dwunastu lat zastawił pokój sztangami, a nim skończył szesnaście, był zbudowany jak tur… George zginął w bitwie gdzieś na krańcu Imperium. Nieraz Rod pogrążał się w rozmyślaniach o swojej przyszłości albo tęsknił za domem, lecz za każdym razem wspomnienie wracało i kłuło niczym ostra igła. George nie żyje. To przechodziło wszelkie pojęcie. George, jako najstarszy, powinien odziedziczyć cały majątek i tytuł. Rodowi zależało jedynie na możliwości zrobienia kariery we Flocie, a pewnego dnia, kto wie, może zostałby wielkim admirałem. Teraz jednak, po niespełna dziesięciu latach, będzie musiał zapomnieć o tamtych marzeniach i zasiąść w Parlamencie. – Będzie pan miał dwoje pasażerów – oznajmił Cziller. – Jednego już pan zna. Spotkał pan lady Sandrę Bright Fowler, prawda? To bratanica senatora Fowlera. – Tak, owszem, nie widziałem jej całe lata, choć jej stryj całkiem często gości na Dworze Crucis… Później spotkałem ją w obozie dla jeńców. Jak się czuje? – Nie najlepiej. – Z twarzy Czillera nagle zniknął szeroki uśmiech. – Wysyłamy ją do domu, chyba nie muszę mówić, by otoczył pan ją opieką? Zabierze pan lady Fowler na Nową Szkocję, a jeśli zechce, to nawet do stolicy. To już od niej samej zależy. Natomiast drugi pasażer to zupełnie inna sprawa. Rod spojrzał zaciekawiony. Cziller z kolei zerknął na Plechanowa i dopiero kiedy ten kiwnął dyskretnie głową, podjął przerwany wątek: – Drugim pasażerem będzie Jego Ekscelencja, kupiec Horace Hussein Bury, magnat, prezes zarządu Imperialnej Kompanii Autonetyki, gruba ryba w kręgach Imperialnego Stowarzyszenia Kupców. Poleci z panem na samą Spartę. Do końca podróży ma pozostać na pokładzie. Czy to jasne? – Niezupełnie – odparł Rod. Plechanow skrzywił się. – Cziller wyraził się przecież jednoznacznie. Ale dobrze. Sądzimy, że Bury stał za rebelią, jednak mamy za mało dowodów, żeby zamknąć go w areszcie. Odwołałby się do Imperatora i byłoby po sprawie. Wyślemy go zatem na Spartę jako gościa Floty. Tylko z kim miałby polecieć, Blaine? Bury to milioner. W zamian za wolność jest gotowy podarować całą planetę. Kto by się oparł? – Ja… panie admirale – powiedział Rod. – Niech pan, do cholery, nie robi takiej zdumionej miny – warknął Plechanow. – Nie oskarżam żadnego ze swoich oficerów o korupcję. Ale prawda jest taka, że pan jest bogatszy od Bury’ego. Niczym pana nie skusi. Właśnie dlatego powierzam panu dowodzenie MacArthurem, żebym nie musiał zaprzątać sobie głowy tym bogaczem. – Rozumiem. Tak czy inaczej, dziękuję za zaufanie, panie admirale. Udowodnię, że się pan nie pomylił. Plechanow skinął głową, jakby odczytał myśli Blaine’a. – Może jeszcze okaże się pan dobrym oficerem Floty. W każdym razie daję panu tę szansę. Cziller musi mi pomóc przywrócić porządek na tej planecie, bo rebelianci zabili gubernatora. – Pan Haruna nie żyje? – Rod był zdumiony. Dobrze pamiętał tego pomarszczonego staruszka. Miał pewnie ponad setkę, kiedy gościł w domu Blaine’ów. – Był serdecznym przyjacielem mojego ojca. – Nie tylko jego zabili. Ścieli wielu członków gabinetu, a ich głowami ozdobili ogrodzenie przed Budynkiem Rządowym. Pewnie sądzili, że w ten sposób zmotywują swoich zwolenników do walki. Że będą się bali skapitulować. Cóż, teraz z pewnością mają powody do strachu. A czy ta pańska umowa ze Stone’em zawiera jeszcze jakieś inne warunki? – Tak, panie admirale, jeden. Zostanie unieważniona, jeśli Stone odmówi współpracy z wywiadem. Jest zobowiązany do wyjawienia nazwisk wszystkich spiskowców. Plechanow rzucił w stronę Czillera wymowne spojrzenie. – Niech twoi współpracownicy przyjrzą się tej sprawie, Bruno. Zawsze to jakiś początek. A pan, Blaine, niech doprowadzi do ładu swój statek i rusza w drogę. – Admirał wstał, rozmowa dobiegła końca. – Ma pan dużo do zrobienia, kapitanie. Nie ma co tracić czasu.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj