Pyłek w Oku Boga: przeczytaj fragment klasycznej powieści SF o pierwszym kontakcie.
Pyłek w Oku Boga to historia science fiction o pierwszym kontakcie. Mamy dla was do przeczytania początek tej powieści.
Pyłek w Oku Boga to historia science fiction o pierwszym kontakcie. Mamy dla was do przeczytania początek tej powieści.
Pyłek w Oku Boga to jedna z najważniejszych powieści science fiction opowiadających o pierwszym kontakcie. W tej powieści autorzy rozpościerają przed czytelnikiem opowieść o ludzkiej cywilizacji, która opanowała wiele systemów gwiezdnych, ale największe wyzwanie stoi dopiero przed nią.
Książka Larry'ego Nivena i Jerry'ego Pournelle'a ukazała się nakładem wydawnictwa Vesper w zeszłym tygodniu w ramach serii Wymiary - czyli projektu prezentującego zróżnicowaną literaturę science fiction.
Polski wydawca udostępnił początek powieści w przekładzie Tomasza Chyrzyńskiego. Znajdziecie go pod opisem i okładką powieści.
Pyłek w Oku Boga - opis i okładka książki
Na początku czwartego tysiąclecia odrodzona i zjednoczona po latach wyniszczającej wojny domowej ludzkość skolonizowała setki systemów gwiezdnych. Nowa technologia, napęd Aldersona, umożliwia statkom szybkie przemieszczanie się pomiędzy tak zwanymi punktami skoku Aldersona, rozsianymi po wszystkich znanych ludziom układach gwiazd.
Stolica zjednoczonego Imperium, Nowa Kaledonia Nowa Szkocja, znajduje się w sektorze Trans-Worek Węgla. Z jej perspektywy można obserwować niezwykle spektakularny widok: dwie gwiazdy – czerwonego nadolbrzyma Oko Murchesona oraz mniejszą gwiazdę, Mote – biały pyłek na skraju mgławicy znanej jako Worek Węgla. Owa mgławica ma kształt zakapturzonego człowieka o wyraźnie zarysowanej głowie i ramionach, z kolei znajdujący się pośrodku czerwony nadolbrzym przywodzi na myśl czujne, nieżyczliwe oko…
Oblicze Boga.
A teraz z białego pyłku w Oku Boga zbliżało się ku nim coś, czego młody komandor Roderick Blaine, świeżo mianowany na to stanowisko, nie potrafił dostrzec. Podczas wykonywania rutynowej misji krążownik MacArthur, którym dowodzi, otrzymuje sygnał, wskazujący, że wykryto nadciągający z mgławicy z dużą prędkością obcy statek kosmiczny nieznanej dotąd ludzkości cywilizacji. Blaine i jego załoga stoją w obliczu historycznego wydarzenia, jakim jest pierwszy kontakt z inteligentną rasą.
Pyłek w Oku Boga - fragment książki
Prolog
Przez ostatnie tysiąc lat zwykło się uważać napęd Aldersona za wielkie błogosławieństwo. Bez podróży z prędkością nadświetlną, które stały się możliwe dzięki temu przełomowemu odkryciu, ludzkość utknęłaby w ciasnej klatce Układu Słonecznego po spowodowanym przez wielkie wojny patriotyczne upadku Kondominium na Ziemi. Tymczasem zasiedliliśmy już ponad dwieście światów.
Błogosławieństwo, tak. Pewnie byśmy wyginęli, gdyby nie napęd Aldersona. Ale czy wielkie? Zastanówmy się. Tak zwany efekt linii tramwajowej, który zapoczątkował kolonizację planet, oraz kontakty międzygwiezdne, które umożliwiły powstanie Pierwszego Imperium, pozwalają na wojnę międzygwiezdną. Światy rujnowane przez dwieście lat wojen secesyjnych były zarówno zasiedlane, jak i niszczone przez statki z napędem Aldersona.
Za sprawą napędu nie musimy się już przejmować przestrzenią dzielącą gwiazdy, gdyż możemy się przemieszczać między układami gwiezdnymi w zerowym czasie, nasze statki i ich silniki muszą jedynie pokonywać odległości międzyplanetarne. Mawiamy, że Drugie Imperium Człowieka włada dwoma setkami światów i całą przestrzenią pomiędzy, ponad piętnastoma milionami parseków sześciennych…
Zobaczmy jednak, jak jest naprawdę. Wyobraźmy sobie miriady maleńkich bąbelków rzadko rozproszonych, unoszących się w toni bezkresnego morza. Władamy częścią owych bąbelków. Wód, o których nie wiemy nic…
– z wystąpienia dr. Anthony’ego Horvatha w Instytucie Blaine’a, 3029 r.
Część pierwsza
Sonda Szalonego Eddiego
Rozdział 1
Dowództwo
Rok 3017
– Admirał wzywa pana natychmiast do swojego biura – oznajmił kadet Staley.
Komandor Roderick Blaine rozejrzał się gorączkowo po mostku, na którym jego oficerowie dyrygowali pracami naprawczymi niskimi i naglącymi głosami, niczym chirurdzy asystujący przy trudnej operacji. W przedziale o szarych stalowych ścianach wrzało od pracy. Choć wszyscy wiedzieli, co mają robić, wokół panowało wrażenie chaosu. Ekrany nad stanowiskiem pilota, które jeszcze działały, pokazywały planetę w dole i kilka statków na orbicie nieopodal MacArthura, ale wszędzie indziej osłony paneli zostały zdjęte z konsol, a w ich wnętrznościach tkwiły wpięte przyrządy badawcze. Technicy czekali w gotowości z kolorowymi elektronicznymi aparatami, aby wymienić wszystko, co budziło wątpliwości. Na całym statku słychać było głuche uderzenia i jęki, ponieważ gdzieś na rufie załoga inżynieryjna łatała poszycie.
Bitewne blizny były dosłownie wszędzie, brzydkie oparzenia w miejscach, w których ochronne pole Langstona na chwilę uległo przeciążeniu. W jednej z konsol ziała wypalona na wylot poszarpana dziura większa od męskiej pięści, a dwaj technicy sprawiali wrażenie, jakby zostali na trwałe podłączeni do systemu siecią kabli. Rod Blaine krytycznym okiem spojrzał na czarne plamy, które widniały na jego mundurze polowym. Woń metalicznych oparów i spalonego mięsa wciąż wypełniała mu nozdrza – albo mózg. Przypomniał sobie, jak z kadłuba eksplodował ogień i roztopiony metal, by w następnej chwili trafić go w bok. Lewe ramię nadal miał przewiązane w poprzek piersi bandażem elastycznym, a na podstawie plam, którymi był pokryty, bez trudu mógł odtworzyć to, co robił w poprzednim tygodniu.
A byłem na pokładzie zaledwie godzinę! – pomyślał. – Kapitan zszedł na ląd i wszystko się wali. Nie mogę teraz odejść!
Zwrócił się do kadeta:
– Natychmiast?
– Tak jest. Sygnał ma oznaczenie „Pilne”.
Nie ma więc rady, jeśli chce uniknąć reprymendy po powrocie kapitana na pokład. Pierwszy oficer Cargill i mechanik Sinclair byli kompetentnymi ludźmi, ale to Rod dowodził i kontrola uszkodzeń należała do jego obowiązków, mimo że nie znajdował się na MacArthurze, kiedy statek przyjął większość uderzeń.
Ordynans Roda zakasłał dyskretnie i wskazał poplamiony mundur.
– Mamy jeszcze trochę czasu, żeby doprowadzić pana ubiór nieco do ładu, komandorze.
– Słuszna uwaga.
Rod dla pewności zerknął na tablicę statusu. Rzeczywiście, zostało pół godziny do startu promu, który zabierze go na powierzchnię planety. Pośpiech niczego nie zmieni. Zresztą dobrze byłoby się wydostać z tego kombinezonu. Nie zdejmował go, odkąd został ranny.
Potrzebował jednak pomocy, dlatego posłano po sanitariusza. Medyk naciął materiał przywierający do ramienia i mruknął:
– Proszę się nie ruszać. Solidnie pana zgrillowało. – W jego głosie słychać było dezaprobatę. – Powinien pan trafić do szpitala pokładowego już w zeszłym tygodniu.
– Nie miałem czasu – odparł Rod.
Tydzień wcześniej MacArthur uczestniczył w potyczce z jednostką rebeliantów, która – nim się poddała – została mocno pokiereszowana. Po zwycięstwie Rod został kapitanem przejętego statku wroga, a na jego pokładzie nie było odpowiedniego zaplecza medycznego.
Po zdjęciu pancerza poczuł coś gorszego niż tygodniowy pot. Zapewne początki gangreny.
– Tak… – Sanitariusz westchnął, rozcinając kilka kolejnych nici. Syntetyk był twardy jak stal. – Teraz muszę rozkroić całą resztę, komandorze. A kiedy trafi pan do szpitala, będziemy mogli naprawić panu nos.
– Podoba mi się mój nos – powiedział chłodno Rod.
Musnął palcem haczykowaty narząd węchu i przywołał w pamięci chwilę, której został złamany. Rod uważał, że nos go postarza, co nie jest wcale takie złe, kiedy ma się dwadzieścia cztery standardowe lata. Poza tym stanowił atrybut zasłużonego, a nie odziedziczonego sukcesu. Rod był dumny z historii swojej rodziny, aczkolwiek zdarzało się, że reputacja Blaine’ów nie ułatwiała mu życia.
W końcu pancerz został rozcięty do końca, a ramię posmarowano numbitolem. Stewardzi pomogli Rodowi włożyć jasnoniebieski mundur, czerwoną szarfę, złoty galon, epolety; wszystko pomarszczone i pogniecione, ale lepsze to niż
monofibrowy kombinezon. Sztywna marynarka powodowała ból mimo środka znieczulającego, ale odkrył, że może przecież oprzeć rękę na kolbie pistoletu.
Kiedy był gotowy, udał się na pokład hangarowy MacArthura i wsiadł na gig lądowniczy. Sternik spuścił pojazd przez duże drzwi windy lotniczej, mimo że statek cały czas znajdował się w ruchu wirowym. Manewr był wprawdzie niebezpieczny, ale pozwalał oszczędzić czas. Silniki rakietowe zostały uruchomione i niewielki, wyposażony w skrzydła prom wpadł w atmosferę.
Źródło: Vesper
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat