Panel zatytułowany "Wizjonerzy" trwał godzinę i pozwolił twórcom opowiedzieć o swojej pracy i problemach związanych z projektami, nad którymi obecnie pracują.
Zacznijmy od Cuarona, reżysera Grawitacji:
Twórca zdradza, że bardzo fascynowała go wizja pojedynczej osoby dryfującej w przestrzeni kosmicznej, całkowicie samotnej; postanowił więc nakręcić o tym film. Co nie było wcale takie łatwe, bo Cuaron źle obliczył czas potrzebny na zdjęcia, myśląc, że rok z powodzeniem wystarczy. Operator przez cztery lata przypominał mu, jak bardzo się pomylił. Nie łatwo było się także pozbyć grawitacji i sprawić, żeby bohaterowie obracali się po różnych osiach. Kombinowano z lotem parabolicznych, ale ograniczała ich przestrzeń samolotu i fakt, że lot mógł trwać tylko 20 sekund, a film wymagał dłuższych ujęć. Ostatecznie wszystko sprowadziło się do robotyki - Bullock wylądowała w specjalnie zbudowanym sześcianie ubrana w jakieś ustrojstwo, a następnie zaczęto obracać pomieszczenie dookoła niej.
Ciekawi, do jakich filmów Cuaron nawiązuje lub z jakich czerpie inspiracje? Reżyser wspomina o "Pojedynku na szosie" Stevena Spielberga, w którym pociąga go izolacja opowiadanej historii, samotny bohater ścigany przez pewną siłę. Dodaje także, że wiele nauczył się od Sydneya Pollacka.
Mężczyzna wypowiedział się także w kwestii 3D. Według niego w większości przypadków jest to całkowicie zbędny dodatek, ale Gravity powstawała ponad 4 lata - wówczas trójwymiar był na czasie, a i on sam chciał pracować z tą technologią i film był tworzony z myślą o niej. Choć reżyserowi nie podoba się to, że trójwymiar wypacza kolory czerni i bieli oraz nieco psuje rozdzielczość, to jednak jest w stanie przymknąć oko na te wady, ponieważ jego najnowsza produkcja i tak wygląda lepiej w 3D. Niemniej wolałby, aby ten dodatek wciąż pozostał jedynie dodatkiem, a nie regułą.
Jeśli chodzi o plany na przyszłość, to Cuaron bardzo chciałby nakręcić jakiś horror.
Wright, reżyser The World's End:
Motywem przewodnim jego najnowszego filmu jest słodko-gorzkie spotkanie starych przyjaciół, doprawione totalną rozpierduchą, jaka wkrada się do ich życia. Twórca chciał, aby sceny akcji pozbawione były cięć, dlatego też aktorzy dużo ćwiczyli z kaskaderami. Chciał, aby ten film był dla nich wymagający, zwłaszcza teraz, kiedy Pegg i Frost są po czterdziestce. W The World's End walki są realistyczne, ponieważ unikano dubli. Wright stwierdził, że długie ujęcia nie tylko robią niesamowite wrażenie na widzach, ale także są niezwykle ekscytujące dla samej ekipy. Co nie znaczy, że proste do nakręcenia. Twórca przywołuje tutaj początkową scenę z "Wysypu żywych trupów", kiedy to Shaun nie dostrzega zombie. Nie można było odciąć całej ulicy, więc w pewnej chwili w kadr wszedł jakiś pijany jegomość i rzucił do kamery "Pier***cie się!". Szanse niepowodzenia są duże, ale i tak trzeba próbować.
Dla Wrighta inspirację stanowiła "Wioska przeklętych", a także niektóre odcinki Doktora Who. W The World's End pobrzmiewają natomiast echa starych horrorów z wytwórni Hammer, bo, jak mówi reżyser, kiedyś nie było Netflixa, więc oglądało się to, co akurat było w TV. Twórca nie krył także, że był pod ogromnym wrażeniem Sama Raimiego, który nakręcił "Martwe zło" mając zaledwie 18 lat - zrozumiał, że wiek w Hollywood nie gra roli.
Co do 3D, to Wright rozumie, dlaczego takie filmy, jak Gravity lub The Amazing Spider-Man 2, powinny być w tym formacie. Powodem, dla którego spore grono ludzi jest sceptycznie nastawione do trójwymiaru jest fakt, że widzieli wiele filmów, na których dokonano jedynie szybkiej konwersji. Reżyser ma nawet nazwę dla tego zjawiska: podatek od blockbustera. Który jest stratą pieniędzy, jeśli musimy płacić go przy okazji każdego filmu.
W najbliższej przyszłości spod ręki Wrighta wyjdzie długo wyczekiwany "Ant-Man". Mężczyzna wyjaśnia, że chciał, aby film miał efekty z 2015, a nie 2005 roku, stąd taka zwłoka.
Marc Webb, reżyser The Amazing Spider-Man 2:
Twórca najbardziej lubi osobiste relacje osób umieszczone na tle niesamowitych wydarzeń. Drobne, intymne rzeczy pośrodku totalnej destrukcji to jest to, co sprawia mu najwięcej frajdy. W nowym filmie o przygodach Człowieka Pająka główny bohater odkryje w sobie nowe umiejętności i cechy charakteru. Electro to potężny przeciwnik, więc trzeba się z nim rozprawić w kreatywny i dostarczający zabawy sposób. Zapędzamy się w kozi róg i próbujemy jakoś wybrnąć z tej sytuacji - mówi Webb. Reżyser uważa, że Electro był ogromnym wyzwaniem, ponieważ jest coś pięknego w istocie, która potrafi się połączyć z elektrycznością. Twórcy interesujące wydało się połączenie przyziemnego życia Petera Parkera z faktem, że musi on także walczyć z przeciwnikami o niemalże boskiej mocy. Webb dodaje, że niełatwo jest poczuć empatię wobec osób, do których tej empatii czuć nie chcemy. A Spiderman, w przypadku Electro, będzie musiał znaleźć w sobie to uczucie.
Dowiadujemy się także, że niełatwo jest stworzyć odpowiednią choreografię i sprawić, aby aktorzy i wszystko dokoła działało jak należy. Oglądanie ludzi dokonujących niesamowitych fizycznych wyczynów sprawia niewypowiedzianą przyjemność, dlatego też reżyser zanim skorzysta z CGI, wpierw dociera do granic ludzkich możliwości.
Webb stara się, aby na planie zawsze panowała luźna atmosfera i było miejsce na improwizację, więc czasami zdarza się, że dochodzi do zabawnych wypadków. Dla przykładu podczas kręcenia sceny pomiędzy Andrew Garfieldem i Danem DeHaana jeden z aktorów się zdenerwował i opuścił pomieszczenie, co oczywiście zakończyło ujęcie, ale jest to właśnie oznaka pewnej swobody na planie, a widzowie niekiedy potrafią to dostrzec.
Reżyser zapytany o filmy, z których czerpał inspirację, zażartował i podał "Operation Dumbo Drop". Natomiast spory wpływ na twórczość Webba miał Doug Pray, którego poznał na festiwalu w Sundance i który nauczył go, jak montować filmy dokumentalne. Wiedzę tę twórca przeniósł później także na inne gatunki.
The Amazing Spider-Man 2 pod względem 3D będzie konwersją, aczkolwiek większość scen była kręcona z myślą o tej technologii. Webb zdaje sobie sprawę, że trójwymiar jest przeważnie wymuszany przez marketingowców, ale nie ukrywa, że daje on spore możliwości.
W planach na najbliższą przyszłość reżyser ma musical oraz komedię, o której myśli już od dłuższego czasu. Szczegółów natomiast nie zdradził.
Cała trójka wypowiedziała się także w kwestii obecnego stanu kinematografii. Cuaron zwrócił uwagę na zmieniające się sposoby dystrybucji filmów. Multipleksy zarezerwowane są głównie dla blockbusterów, aczkolwiek filmy o małych budżetach wciąż mają alternatywne kanały dystrybucji. Webb dodaje, że dziś praktycznie niemożliwe jest nakręcenie dramatu za 15 milionów dolarów. Niemniej jest to bardzo dobry czas dla młodych filmowców ze względu na łatwy dostęp do technologii. Telewizja także przeszła metamorfozę, jest świeża i ekscytująca. Wright wtrąca, że jest ogromne zapotrzebowanie na filmy oryginalne, ale zależy ono także od sezonu. Filmy niezależne muszą się przebić, balans musi zostać zachowany, bo jeśli nie zaczną powstawać nietuzinkowe obrazy, to za 30 lat nie będzie czego remake'ować. Po czym dodaje, że może nie będzie tak źle, bo teraz początkujący filmowcy mają większe szanse na dotarcie do widzów swoimi dziełami niż w latach, w których zaczynali on, Webb i Cuaron.