FRAGMENT ŚWIĘTYCH GIER
Bunkier był wypełniony ludźmi. Wszędzie uwijali się technicy i fotografowie, starsi oficerowie z trzech stref i z wydział u kryminalnego. Gaitonde siedział pośrodku, dobrze oświetlony i dziwnie teraz mały. Sartadź patrzył na Parulkara, który pochylał się nad ciał em bandyty, pokazując coś jakiemuś komendantowi innej strefy. Parulkar był w swoim żywiole, dyskutował z ważnymi osobistościami o zakończonej sukcesem operacji, a Sartadźa to cieszył o. Był pewny, że Parulkar oszlifuje i upiększy całą historię, przypisując mu większe zasługi, niż w rzeczywistości mu się należały. Miał do tego talent. Pod tym względem Sartadź mógł na nim polegać. Trzech mężczyzn zeszło szybkim krokiem po schodach. Sartadź nigdy ich wcześniej nie widział. Pierwszy miał włosy tak krótko ostrzyżone, że inspektor widział skórę głowy przezierającą przez schludną szarość. To on odezwał się do Parulkara, machając identyfikatorem. Parulkar słuchał i chociaż nic nie dał po sobie poznać, Sartadź zauważył, że wyraźnie zesztywniał. Skinął głową, a potem poprowadził tego ostrzyżonego i pozostał ych dwóch do Sartadźa. – To jest ten oficer – powiedział Parulkar do agenta. – Inspektor Sartadź Singh. – Komisarz Makand z CBI. – Agent był bardzo oschły. – Znaleźliście coś? – Pieniądze – odparł Sartadź. – I album. Jeszcze nie sprawdziliśmy jego kieszeni, czekaliśmy, aż... – To dobrze – powiedział Makand. – Przejmujemy tę sprawę. – Możemy jakoś pomóc? – Nie. Będziemy w kontakcie. Niech wasi ludzie się zwijają. – Towarzysze Makanda już chodzili po pokoju, polecając technikom, aby się pakowali. Sartadź skinął głową. Spodziewał się, że zabiorą mu sprawę Gaitondego. Bandyta pojawił się w strefie trzynastej w sposób całkowicie niewytłumaczalny, a fakt, że jego kariera tak nagle skończył a się w Kailaśpadzie, był zdecydowanie zbyt wspaniałym zawodowym prezentem, żeby tylko Sartadź miał się nim cieszyć. Takie uśmiechy losu się w życiu nie zdarzały. Niemniej jednak to odsunięcie od sprawy – chociaż zakomunikowane przez Makanda, człowieka z elitarnej, centralnej agencji – zdecydowanie zbyt go zaskoczyło. Ale nawet obecny tu Parulkar, bezbarwny jak deśi masło, nie protestował i nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń. Sartadź poszedł zatem za jego przykładem, zawołał Katekara i opuścił bunkier. Zapadł już wieczór. Sartadź stał w cieniu metalowych drzwi i widział reporterów czekających za rzędem policyjnych dżipów. Obok niego Parulkar poprawiał się przed spotkaniem z prasą. – Panie komendancie – odezwał się Sartadź – dlaczego oni nas wyrzucili? CBI już nie potrzebuje wsparcia lokalnych służb? Parulkar wsunął koszulę w spodnie i poprawił pasek. – Sprawiali wrażenie bardzo spiętych. Chyba się obawiali, żeby coś nie ujrzał o światła dziennego. – Czyżby chcieli coś ukryć? Parulkar przechylił głowę i pozwolił sobie przybrać pozę osoby przebiegłej. – Beta – rzekł – jeśli ktoś pozwala sobie być wobec nas tak niegrzeczny, zazwyczaj oznacza to, że stara się coś ukryć. Chodźmy. Chodźmy powiedzieć naszym przyjaciołom z prasy, jak to doprowadziłeś do upadku wielkiego bossa Ganeśa Gaitondego.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj