Znacie taki popularny syndrom serialowy, gdzie po świetnym pilocie, w którego zainwestowano masę kasy, przychodzi ten nieszczęsny, drugi odcinek produkcji. Niestety zamiast zachwycać - dokładnie tak jak premiera, zawodzi na całej linii i zniechęca do oglądania. Przykładów takich w ostatnich sezonach jest masa. Ja takie uczucie miałem oglądając choćby drugi odcinek "Fringe" (po kapitalnym pilocie przyszedł epizod dający jasno do zrozumienia, że będziemy mieli masę odcinków jednowątkowych) i "FlashForward", który bardzo wysoko postawił sobie poprzeczkę podczas premiery i zawiódł tydzień później.
Zupełnie inaczej wygląda jednak sytuacja z „The Event”. W pierwszym odcinku zostaliśmy rzuceni w wir wydarzeń tak naprawdę nie wiedząc o co w tym wszystkim chodzi. Pomysł scenarzystów był jasny: wrzucić do pilota masę pytań, ale odpowiedzieć na nie dopiero w kolejnych odcinkach. Jak już wiemy – w USA nie wszyscy zdecydowali się poznać odpowiedzi, bo oglądalność nieco spadła. Ja będąc może nie zachwycony, ale zaciekawiony i zaintrygowany pilotem byłem niezwykle ciekaw… co dalej. A odpowiedzi miał przynieść właśnie drugi odcinek.
Epizod zaczyna się od prawdziwego trzęsienia ziemi, a później… czy napięcie rośnie? Może nie aż tak, ale na pewno cholernie intryguje. Mamy kolejną w dziejach telewizji katastrofę samolotu. Do wcześniejszej listy: „Lost”, „Fringe”, „24” teraz dołącza „The Event” (jak coś pominąłem – wybaczcie). Tym razem jednak samolot rozbija się na pustyni, a wszystkim pasażerom udaje się przeżyć.
Akcja nieco się uspokaja, dając jednocześnie dobrze znany przeskok w czasie…po tak bardzo upragnione odpowiedzi. Zgodnie z zapowiedziami twórców, na początku 2. odcinka dowiadujemy się kim są tajemniczy więźniowie. Z kolei w dalszej części odcinka mamy również okazję dowiedzieć się wielu innych, interesujących rzeczy na ich temat. Nie mam zamiaru streszczać całego epizodu. Ale jedno twórcom serialu przyznać muszę – od czasu „Lost” nie było takiej produkcji, która potrafiła mnie tak zaintrygować i zaciekawić, jak robi to „The Event”.
Nadal jednak obawiam się, że ten serial może podzielić los „FlashForward”. Dla przeciętnego zjadacza hamburgerów produkcja może okazać się zbyt skomplikowana (tak jak rzekomo skomplikowane było „FF”). Zamiast pasjonować się „The Event” przeciętny „hamburger” wybierze tańczące gwiazdy, albo pośmieje się z będącego wciąż w formie Charliego Sheena. Pamiętam jak w zeszłym sezonie wyczekiwaliśmy, kiedy oglądalność „FlashForward” się ustabilizuje. Był taki moment, kiedy serial osiągnął stałą widownię, ale niestety nie na długo. Wtedy jednak dało się to uzasadnić bo oglądalność w jakimś stopniu odzwierciedlała lecący w dół poziom serialu.
Jaki pomysł na „The Event” ma NBC? Historia wydaje się być – powtórzę chyba po raz trzeci – ciekawa i intrygująca. Tylko czy wystarczy wątków, zaskoczeń, dynamiki przez cały sezon, tak by nie było czasu na nudę? Utrzymać tak dobry poziom będzie niezwykle trudno. Ale przecież nie ma przypadku w tym, że „The Event” porównują do „Losta”. Skoro „Zagubieni” potrafili utrzymać niezły poziom przez – no powiedzmy - trzy pierwsze sezony, to dlaczego miałoby się to nie udać nowemu dziełu NBC?
Jesteście równie zaciekawieni i zaintrygowani drugim odcinkiem „The Event”? Wrażenia opiszcie w komentarzach.