Kiedy w 1981 roku Steven Spielberg realizował swój pierwszy obraz o Indianie Jonesie, nikt nie spodziewał się, że ta postać zostanie obdarzona tak wielkim kultem i uwielbieniem na całym świecie. W 2008 roku powstała (jak na razie) ostatnia część sagi, która potwierdza, że duet Harrison Ford i Steven Spielberg są dalej w wyśmienitej formie. No dobrze, część fanów kręci nosem, twierdząc, że nie dorasta ona do pięt poprzednim odsłonom, ale przecież nie łatwo jest doścignąć ideału. Poza tym w porównaniu z innymi reprezentantami kina przygodowego po dwutysięcznym roku, prezentuje bardzo wysoki poziom. Seria filmów o Indianie Jonesie ma w sobie coś takiego, że nawet po kilku seansach zupełnie się nie nudzi. Kłania się tutaj świetna reżyseria Stevena Spielberga i całkiem zgrabnie napisany scenariusz. Mimo że obszerna część każdego z filmów zawiera ciągłe pogonie, ucieczki i bijatyki, ogląda się to po raz wtóry bez uczucia znużenia. Dzieje się tak między innymi dzięki sporej dawce humoru, którą twórcy lokują gdzie się tylko da. Mamy do czynienia w końcu z kinem stricte rozrywkowym. Niech nikt się nie doszukuje u Indiany Jonesa głębszej filozofii. Polecamy zajrzeć na Showmaxa i zorganizować sobie wielki maraton z filmami o Indianie Jonesie. Gwarantujemy, że nudy nie będzie, bo każda z części jest zupełnie inna. W Raiders of the Lost Ark zobaczycie, jak Indy kopie tyłki nazistom. W Indiana Jones and the Temple of Doom przeżyjecie prawdziwy koszmar podczas obrzędu ku czci Bogini Kali. W Indiana Jones and the Last Crusade poznacie dziwaczne relacje łączące Indianę ze swoim ojcem, a w Indiana Jones and the Kingdom of the Crystal Skull przekonacie się, że i stary człowiek może.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj