Twórcy pierwszego sezonu Wiedźmina nie dysponowali budżetem, który pozwoliłby im stworzyć dzieło wizualnie perfekcyjnie, mimo to serial większość czasu prezentuje się bardzo wiarygodnie. Ekipa od efektów specjalnych dwoiła się i troiła, aby urzeczywistnić świat wykreowany przez Andrzeja Sapkowskiego na kartach opowiadań. Najważniejszym zadaniem, jakie postawił przed sobą zespół było sprawienie, aby magia i potwory wyglądały jak najbardziej naturalnie. Julian Parry odpowiedzialny za nadzór nad efektami specjalnymi podzielił się z redaktorami Animation Magazine kulisami pracy nad tą produkcją. Zdradził, że już od pierwszych dniach pracy przy Wiedźminie postawił sobie za cel wykreowanie oryginalnie wyglądających bestii. Nie chciał zbytnio wzorować się na monstrach, które zdążyły zakorzenić się w popkulturze.
Zdecydowałem się skupić na tym, jak Lauren zinterpretowała książkę. Oparłem się na moim bogatym doświadczeniu w tworzeniu wizerunków potworów oraz na europejskimi słowiańskim folklorze, którym przesiąknięty jest Wiedźmin.
Jak się okazało, nie każde pomysły zespołu od efektów specjalnych, które wyglądały dobrze na papierze, sprawdziły się na planie. Z punktu widzenia producenta najbardziej wymagającą kreaturą okazała się Kikimora z pierwszego odcinka. Mikkel Frandsen z firmy Cinesite podzielił się filmem ilustrującym przebieg prac nad tym potworem: Jak relacjonuje Parry, reżyser Alik Sakharov chciał, aby Kikimora przypominała maszynę do zabijania. Stworzenie bestii o wielu odnóżach, która jest w stanie płynnie manewrować swoim ciałem i jednocześnie atakować przeciwnika, było sporym wyzwaniem. Należało przestudiować ruch takiego potwora i dokładnie wytłumaczyć go całej ekipie, aby wszyscy byli świadomi, jak powinna wyglądać finalna wersja animacji. Henry Cavill musiał w pełni zaangażować się w tę scenę i zrozumieć, jak atakuje Kikimora, gdyż nie grał na green screenie, ujęcia z tej walki były rejestrowane w plenerze. Teoretycznie całą tę sekwencję można było zrealizować na green screenie, aby mieć pełną kontrolę nad sceną i aktorem. Ale Parry chciał wykorzystywać efekty specjalne wyłącznie tam, gdzie było to niezbędne.
Kreatury miały być spotykane w lasach, jaskiniach bądź na pustyniach. Wykreowanie każdej z nich wiązało się z pewnymi trudnościami. Ghule stworzył nam mnóstwo problemów. Wychodziły z ziemi, jak krety. Musieliśmy przepracować animację wyłaniania się ghula, jego poruszania się oraz biegu. Pracowaliśmy wówczas nad ósmym odcinkiem i goniły nas terminy, dlatego musieliśmy wydajnie pracować zarówno na planie, jak i w postprodukcji. Zdecydowaliśmy się na hybrydowe rozwiązanie łączące technologię motion-capture oraz protetykę: zespół kaskaderów zaangażowaliśmy do roli ghuli, które miały wchodzić w interakcję z Henrym. Następnie nałożyliśmy nasze [cyfrowe] ghule na ten obraz.
Sporym wyzwaniem okazał się także Krallach, potwór towarzyszący magowi, który ścigał Yennefer. W skrypcie opisano go jako „Roachhound”, czyli coś karaluchopies. Parry myślał, ze Lauren miała na myśli wyjątkowo parszywego psa, ale jej zamysł był znacznie bardziej dosłowny. Miał to był pół pies, pół karaluch, potwór przypominający swoim zachowaniem ogara, ale poruszający się jak typowy karaczan. Problemy stwarzały również umiejętności magiczne postaci, zwłaszcza zdolność do tworzenia portali. Kiedy Yennefer otwierała jeden z nich, wchodziła w interakcję z głównym elementem świata przedstawionego. Uciekając z miasta tworzy przejście z kropel deszczu, na pustyni wznosi portal z drobin piachu, a w górach ze śniegu zalegającego w lesie. Według Parry’ego to te sceny były jednymi z najtrudniejszych do wygenerowania.
Kiedy przeczytałem skrypt, byłem przekonany, że to może być nasza pięta achillesowa. Czym jest portal? To nie jest stała rzecz, każdy ma o nim własne wyobrażenie. Spędziliśmy dobre cztery miesiące na badaniach poświęconych wyglądowi różnych portali. Każdy z bohaterów miał mieć swój własny charakterystyczny portal. Nie chcieliśmy stworzyć efektu falowania wody albo pierścienia, który nazbyt przypominałby efekty specjalne ze Stargate’a.
Pogodowe efekty magiczne przewijały się przez cały sezon. Zespół musiał opanować błyskawice przyzywane do butelki w drugim odcinku oraz płomienie miotane przez Yennefer w ostatnim epizodzie podczas bitwy o Wzgórze Sodden w stronę armii Nilfgaardu. Ale przy całej swojej niesamowitości te czary powinny wyglądać stonowanie i odpowiednio wpisywać się w nastrój sceny, jak i postaci.
Magia była pokazywana w wyrafinowany i elegancki sposób. Lauren chciała aby wynikała z opowieści. Na przykład Myszowór nie jest jarzących się kolesiem, jego magia jest ugruntowana w naturze.
W podsumowaniu wywiadu Parry przyznał, że praca na planie wielokrotnie okazywała się nie lada wyzwaniem, gdyż serial kręcono w samym środku zimy w studio w Budapeszcie, a temperatura na dworze niejednokrotnie spadała do -12°C albo i niżej. Parry nie chciał uciekać się do efektów specjalnych i kiedy to tylko było możliwe, stawiał na ujęcia kręcone w plenerze, aby serial wyglądał jak najbardziej naturalnie.
źródło: Redanian Intelligence
+4 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj