FRAGMENT
Zaskoczyło mnie to, ilu ludzi pojawiło się na cmentarzu. Z wieloma osobami nie widzieliśmy się od lat. Przyszła liczna grupa znajomych z czasów studiów, choć już dawno urwał nam się kontakt i znacznie mniejsza tych, z którymi widywaliśmy się jeszcze w miarę regularnie. Nic dziwnego, tak bardzo skupialiśmy się na codziennej pracy, zarabianiu pieniędzy na spłatę cholernego kredytu, że nie zostawało wiele czasu na życie towarzyskie. I teraz, obserwując tych wszystkich ludzi, poczułem, że gdzieś po drodze strasznie się zagubiliśmy i straciliśmy coś niesamowicie ważnego i cennego. Coś, czego nie uda nam się już odzyskać. Pojawiło się również kilka osób ode mnie z biura, nawet koledzy i koleżanki z redakcji Janiny jakimś cudem wyrwali się z pracy. Wydaje mi się, że widziałem także grupkę dzieci ze szkoły Basi oraz znajomych teściów. Najwyraźniej w tej trudnej chwili przyszli dodać rodzicom Janiny otuchy. Patrzyłem na nich wszystkich i dręczyło mnie to, że nikt z nich nie zna prawdy na temat tego, co się wydarzyło. Wszyscy myśleli, że doszło do tragicznego wypadku. Czułem, że ich oszukuję. I nagle wśród tego tłumu dojrzałem twarz, która tam zupełnie nie pasowała, choć z jakiegoś powodu wydała mi się znajoma. Mężczyzna miał nieco ponad czterdzieści lat, jego kędzierzawe włosy zdążyły już lekko posiwieć. Był trochę niższy ode mnie, o kilka centymetrów, ale jednak. Nie widziałem jego oczu, zasłaniały je przeciwsłoneczne okulary. Szary wełniany płaszczyk wyglądał na dość drogi. Początkowo nie potrafiłem określić, dlaczego tak wyróżniał się z tłumu. Zrozumiałem dopiero po chwili. Nie tylko mnie wydał się on znajomy. Inni ludzie też na niego zerkali z pewną ciekawością. Zapewne gdyby nie okoliczności, w jakich się tu znaleźli, co najmniej kilka osób podeszłoby do niego z prośbą o autograf lub pamiątkowe selfie. Chyba zorientował się, że zbytnio zwraca na siebie uwagę, bo nagle się wycofał na sam koniec i schował za pobliskim drzewem. Śledziłem go wzrokiem, próbując sobie przypomnieć, kim jest ten człowiek, kiedy stanął przede mną kolejny żałobnik. Jego też nie znałem. Miał koło pięćdziesiątki i sporą tuszę, którą próbował ukryć pod szarym swetrem. Chwycił mnie za rękę, dosłownie przyciągnął ją do siebie i mocno ścisnął. Wbijał we mnie wzrok, przejęty i chyba lekko przestraszony. – Mówili mi, żebym tu nie przyjeżdżał – powiedział nagle chrapliwym głosem. – Co takiego? – Ludzie, rodzina, wszyscy... Mówili mi, żebym tu nie przyjeżdżał. Ale ja musiałem. No, kurwa, musiałem. Co zrobić, ale musiałem. W mordę mi pan możesz dać, ale ja musiałem. Zbliżył się jeszcze trochę, jakby chciał się o mnie oprzeć, a ja poczułem z jego ust wyraźny zapach alkoholu i papierosów. – Jest pan pewien, że trafił na właściwy pogrzeb? – zapytałem. Mężczyzna odsunął się ode mnie. Jego wzrok powędrował na grób Janiny i na małą metalową tabliczkę z jej imieniem, nazwiskiem, datą narodzin i śmierci. – Tak. Jestem pewien – powiedział powoli i sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej złożoną na pół karteczkę i wcisnął mi ją w dłoń. – To mój numer telefonu. Będzie pan chciał, to pan do mnie zadzwoni. Bardzo mi przykro z powodu pańskiej żony. Klepnął mnie na pożegnanie w ramię. – Kim pan jest? – zapytałem, kiedy już miał odchodzić. Facet odwrócił się. Jego twarz lekko zbladła. Pokazał drżącym palcem na grób. – Kierowcą – odparł. – To ja ją zabiłem. Zanim zdążyłem zareagować, znalazła się przy mnie następna osoba, koleżanka Janiny z pracy. Odebrałem kolejną porcję kondolencji i miłych słów na temat mojej zmarłej żony. Gdy wreszcie ten kondukt żałobników się skończył, każdy z nas rzucił po grudce ziemi i ludzie zaczęli się rozchodzić, w pobliżu nie było już ani kierowcy, ani tajemniczego mężczyzny z kędzierzawymi włosami. Poprosiłem moich rodziców, żeby zabrali dziewczynki do restauracji, gdzie mieliśmy stypę. Powiedziałem, że potrzebuję jeszcze chwili, by załatwić sprawy z księdzem i w spokoju pożegnać się z Janiną. Przyjęli to ze zrozumieniem. Mama tylko poprosiła, żebym nie zwlekał zbyt długo. Uważała, że córki chcą być teraz z ojcem. Ja miałem inne zdanie. Wydawało mi się, że i Iwonce, i Basi największą przyjemność sprawi teraz przebywanie ze swoimi kuzynami. Zostałem przy grobie sam, więc ściągnąłem marynarkę i zawiesiłem ją sobie na ramieniu. Po kilku minutach dwaj grabarze stojący do tej pory z boku zapytali, czy mogą już zasypywać. Poczekałem, aż trumna z Janiną zniknie pod ziemią, a potem nie- śpiesznie poszedłem w stronę parkingu. Rozglądałem się dookoła, szukając wzrokiem albo kierowcy, albo tajemniczego mężczyzny, jednak żadnego z nich nie dostrzegłem.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj