Książka Zostaw broń, weź cannoli przedstawia kulisy powstania dzieła, które zachwyciło widzów i otworzyło zupełnie nowy rozdział w historii amerykańskiej kinematografii... a po drodze wkurzyło wpływowych polityków, biznesmenów i najgroźniejszych kryminalistów Ameryki. Zostaw broń, weź cannoli, książka Marka Seala, została wydana na 50. rocznicę nakręcenia kultowego filmu Ojciec chrzestny. Wydawnictwo Albatros udostępniło fragment książki Zostaw broń, weź cannoli w przekładzie Roberta Walisia. Premiera książki 9 listopada.

Zostaw broń, weź cannoli - fragment książki

WOJNA O OBSADĘ RODZINY CORLEONE

W otwartej wojnie o obsadę Coppola wygrał bitwę o Marlo­na Brando. Ale walka o kolejnych aktorów miała się oka­zać jeszcze bardziej burzliwa. Coppola pragnął pełnej kontroli nad filmem i w tym celu był gotów działać bez porozumienia z tymi, którzy finansowali przedsięwzięcie. Angażował aktorów zgodnie ze swoją wizją, a potem przekonywał Paramount do uznania jego wy­borów. Od samego początku miał zdecydowaną wizję tego, jakich ak­torów preferuje. „W miarę możliwości chcę, żeby każdego Włocha zagrał Włoch albo Amerykanin włoskiego pochodzenia”, oznajmił Fredowi Roosowi. Według Roosa Coppola głosił teorię, że osoby wychowane we włoskich rodzinach mają pewne „cechy behawio­ralne”, które w naturalny sposób ujawnią się na ekranie. „Uważał, że nawet nie będzie musiał im dawać konkretnych instrukcji, po­nieważ to część ich dziedzictwa. Innymi słowy, mają to w genach. Zresztą reżyser nie ma czasu pilnować każdego detalu”. Coppola chciał, żeby „z ekranu biła woń czosnku”. Autentyczność była na szczycie jego listy oczekiwań. Agentów poinformowano, że każdy aktor ma szansę na rozmowę z Roosem. Gorączka trwała, a Coppola uczestniczył w wielu przesłuchaniach. „Oglądaliśmy każdego – mówił Roos. – Wielu aktorów kłamało o swoich rzekomych włoskich korzeniach, ale nikogo nie odsyłałem. Nawet jeśli nie mieli agenta. Kiedy dzwonili do mnie osobiście, za­wsze zapraszałem ich na spotkanie”. Ten proces trwał trzy miesiące, na Zachodnim i Wschodnim Wybrzeżu. W Nowym Jorku przed niewielkim studiem, w którym odbywały się castingi, kolejka aktorów ciągnęła się aż na ulicy. „To nie było studio nagrań, tylko zatłoczone, ciasne pomieszczenie – opowiadał Roos. – Aktorzy nie mieli poczekalni, więc tłoczyli się na zewnątrz. Patrzyli na siebie nawzajem spod oka, dopóki ktoś nie zawołał ich do środka”.
Źródło: Albatros
Wtedy stawali na kilkunastometrowej scenie i odsłaniali serce przed Roosem i ostatecznym arbitrem, Francisem Coppolą. „Fran­cis był gotów mocno zaangażować się w przesłuchania – wspominał Roos. – Tylko w ten sposób można zapewnić jakość. Nie wolno o niczym zapominać”. Coppola jako jeden z pierwszych w branży używał kamery z taśmą szpulową, prymitywnej nowej technologii, która pozwala­ła mu nagrywać przesłuchania. „Aktor nie wiedział, kiedy kamera pracowała – tłumaczył Roos. – Tak dobrze się przy tym bawiliśmy, że musiały się pojawić opóźnienia, zwłaszcza jeśli któryś kandydat okazywał się ciekawy albo Francis opowiadał jakąś historię lub śpie­wał piosenkę. Czasami byliśmy opóźnieni o czterdzieści pięć minut i aktorzy czekający na zewnątrz się wkurzali”. Robert Evans i inni szefowie wytwórni mieli jednak zupełnie inne pomysły na obsadę głównych ról. Na początku spotkali się z Coppolą, żeby o tym porozmawiać. Ich pierwszy pomysł zasko­czył reżysera. Potem wspominał ich dyskusje w wywiadzie dla „Ci­gar Aficionado”. – A co z Robertem Redfordem w roli Michaela Corleone? – zaproponowali. Coppola starał się zachować spokój. – No cóż, Redford to cudowny i bardzo bystry facet – od­parł. – Ale nie wygląda na Włocha. – Jest wielu jasnowłosych Włochów – upierali się szefowie. – Sycylijczycy są blondynami albo mają rude włosy i niebieskie oczy. – Tak, ale czy nie sądzicie, że Michael, syn, który nie chce kon­tynuować rodzinnego interesu, powinien wyglądać na Włocha, co podkreśliłoby, że nie może uciec przed przeznaczeniem? – spytał Coppola. – Jeśli będzie blondynem, stanie się Robertem Redfor­dem. Będzie białym anglosaskim bankierem. Evans miał inny pomysł. Paramount niedawno doczekała się swojego pierwszego dużego przeboju, wyciskacza łez Love Story, który zarobił sto trzydzieści sześć milionów dolarów i zapewnił wytwórni odrobinę tak potrzebnego czasu. W filmie zagrali żona Evansa, Ali MacGraw, oraz młody amant Ryan O’Neal. A może to O’Neal zagra Michaela, a Ernest Borgnine wcieli się w Vita Corle­one, zaproponował Evans. „Naprawdę uważali, że Ryan O’Neal to dobry kandydat, po­nieważ był młody i właśnie został gwiazdą”, wspominał Coppola. Reżyser był nieugięty. – Jest pewien młody aktor, którego znam – powiedział Evan­sowi. – Jeszcze nigdy nie zagrał w filmie, ale za każdym razem, gdy czytam sceny z Michaelem Corleone, na przykład te, w których Michael spaceruje po Sycylii z dwoma ochroniarzami i dziewczy­ną, przed oczami staje mi jego twarz. Nie widzę w tej roli nikogo innego. – Jak się nazywa? – spytał Evans. – Al Pacino – odparł Coppola. Pacino nie był oczywistym wyborem. Przy wzroście metr sie­demdziesiąt wydawał się za niski, by zagrać przyszłą głowę rodziny Corleone, a w wieku niemal trzydziestu jeden lat wydawał się za stary, by wcielić się w studenta college’u, który wstąpił do piechoty morskiej. Ale kiedy stanął na scenie na Broadwayu, gdzie w 1969 roku zdobył nagrodę Tony za rolę nastoletniego narkomana w Does a Tiger Wear a Necktie?, jego wzrost i wiek stały się nieistotne. „Wyglądał, jakby miał dwa metry”, zachwycał się Al Ruddy po obejrzeniu jego występu. Jego ciemne posępne oczy mogły idealnie oddać cierpienie dobrego człowieka, który próbuje uciec z brudne­go świata ojca, by ostatecznie zostać jego przywódcą. – Zaangażuj Ala – namawiała Coppolę żona George’a Lucasa, Marcia. – On rozbiera ludzi wzrokiem. Tyle że, jak niemal wszyscy w Hollywood, Evans nie słyszał o Alu Pacino. – Kim on jest? – spytał ostro. – Aktorem teatralnym, nigdy nie grał w filmie – wyjaśnił Coppola. Potem Evans dowiedział się, ile Pacino ma wzrostu. – Kurdupel nie może zagrać Michaela! – wybuchnął. – Jak to kurdupel? – rzucił Coppola. – Gość jest za niski – upierał się Evans. – Tak, ale jest dobrym aktorem, wygląda na Włocha, ma cha­ryzmę i myślę, że powinien zagrać tę rolę – podsumował Coppola. – Wykluczone – oświadczył Evans. – Al Pacino nie zagra Mi­chaela Corleone. Coppoli skończyły się argumenty. „Byłem bardzo rozczarowany, ponieważ miałem pewność, że ten młody aktor jest świetny – opowia­dał. – Nie potrafiłem ich przekonać. Nie miałem żadnego wsparcia”. Dlatego postanowił grać na czas. Zaproponował, że przyjrzy się wszystkim najlepszym młodym aktorom. „Dajcie mi trochę czasu, a to zrobię”. Napomknął o Jamesie Caanie, Robercie Duvallu i Diane Keaton, którzy byli „jego przyjaciółmi i nieznanymi aktorami”. Potem zabrał się do pracy, żeby pokazać szefom wytwórni to, czego nie potrafili sami dostrzec.

***

Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj