Alternatywy 4 to jeden z bardziej kultowych polskich seriali, być może najlepszy z gatunku komedii. Za projekt odpowiadali legendarny Stanisław Bareja, Maciej Rybiński oraz Janusz Płoński, którzy napisali scenariusz produkcji. Ponadto Bareja był reżyserem serialu. Mimo że doczekaliśmy się tylko dziewięciu odcinków, to na stałe weszły one do kanonu polskiej kultury, humoru, a nawet stwierdziłbym – popkultury. Serial jest swoistą satyrą na wszelkie absurdy PRL-u: problemy związane z codzienną rutyną, urzędowe zawiłości i dziwne przepisy. Projekt można obecnie obejrzeć na platformie TVP VOD. Produkcja opowiada historię pochodzących z różnych środowisk mieszkańców nowo wybudowanego bloku, mieszczącego się przy tytułowym adresie. Relacje między lokatorami dają prawdziwą mieszankę wybuchową, która powoduje szczery, radosny śmiech. I zapewne wielu z Was, szczególnie młodszych czytelników, w tym momencie zastanawia się, czy humor i żarty parodiujące absurdy PRL-u będą zrozumiałe. Pozwolę sobie przedstawić to na moim przykładzie – gościa z rocznika 1992, który zna PRL jedynie z opowieści bliskich i nauczycieli na lekcjach historii. Otóż miałem przyjemność współpracować ze scenarzystą serialu Januszem Płońskim przy pewnym projekcie książkowym związanym z produkcją.  Był to projekt, który został przydzielony mojej  grupie na studiach dziennikarskich odgórnie. To była moja pierwsza styczność z Alternatywy. Na początku myślałem – pewnie tak jak wielu z Was, którzy jeszcze nie widzieli serialu – że to nie będzie dla mnie przejrzyste i nie rozbawi mnie tak, jak na przykład moich rodziców. Bardzo się myliłem! Humor jest uniwersalny, właściwie można go przenieść na każdą sytuację  – czy to społeczną, czy to polityczną. Mimo że twórcy w zdecydowanej większości śmieją się z PRL-u, to humor nie jest szczelnie zabetonowany w tej epoce. Można z tej produkcji wyciągnąć elementy, które bawią niezależnie od naszej metryki czy pochodzenia.
fot. TVP
Przykład: często śmieją  się tu (nie mylić śmiania z wyśmiewaniem) z przeróżnych klas społecznych. Jednak nie ma tutaj wybiórczego strojenia sobie żartów z jednego czy dwóch środowisk, dostaje się wszystkim! Nieważne, czy dana postać jest profesorem, menelem, artystką, przedstawicielem robotniczej części społeczeństwa czy reprezentującym kraj urzędnikiem. Twórcy doskonale odnaleźli w każdej z prezentowanych grup czułe punkty, które pięknie przepuścili przez krzywe zwierciadło. Doskonałym przykładem jest gospodarz bloku, Stanisław Anioł. Twórcy oraz grający go legendarny Roman Wilhelmi potrafili zaprezentować pozę zachłyśniętego odrobiną władzy cwaniaka, który liczy na społeczny awans w urzędowej maszynie. Anioł rozbawia nas tym, jak bardzo stara się oszukiwać i kontrolować mieszkańców, i tym, jak chce przypodobać się osobom (a właściwie jednej osobie), które mogą wyciągnąć go na szczyt kariery.  Przyznam się, że przy pierwszym spotkaniu z tym serialem nie łapałem wszystkich smaczków. Jednak produkcja jest tak dobrze skonstruowana narracyjnie, że spokojnie można wywnioskować z ogólnego zarysu historii, kontekstu czy sposobu prowadzenia danej postaci, o co chodzi w danej sekwencji. Świetnym przykładem jest wątek pana Dionizego i jego przydziału na mieszkanie. Bardzo szybko można tutaj zrozumieć dziwne urzędnicze zawiłości, które sprawiły, że pechowiec nie otrzymał przydziału. Zdarzają się też kwestie, w które trzeba się lekko zagłębić, aby zrozumieć żart bądź kontekst wypowiedzi, ale nie są to sprawy, dla których konieczne jest przewertowanie tekstów o epoce. Wystarczy po prostu forum z ciekawostkami, z którego łatwo się dowiedzieć, że branie wynagrodzenia na przelew w PRL-u nie było czymś postrzeganym. A mieszkańcy w odcinku Spisek, mówiąc o radiu, mieli na myśli radio Erywań, o którym wówczas było sporo żartów.  Jednak nie zmienia to faktu, że według mnie najmocniejszym punktem tej produkcji są postacie i aktorzy, którzy się w nie wcielają. Twórcom udało się zgromadzić w projekcie prawdziwy dream team polskich przedstawicieli kina i telewizji. Mamy zatem wspomnianego już Romana Wilhelmiego, Bożenę Dykiel, Wojciecha Pokorę, Witolda Pyrkosza, Kazimierza Kaczora, Jerzego Kryszaka czy Janusza Gajosa. To ludzie z ogromną ekranową charyzmą, wielkimi umiejętnościami, którzy świetnie potrafili wykorzystać bardzo dobrze napisane role. Postacie w Alternatywach to paleta barwnych osobowości. Zadufana w sobie artystka, bezwzględny karierowicz, ekscentryczny docent, prostolinijny, trafiający w sedno robotnik czy reprezentant marginesu społecznego, rzucający anegdotami na lewo i prawo. Swoisty kalejdoskop przerysowanych bohaterów, ale przerysowanych z wyjątkowym smakiem. W przypadku takiego natłoku wielu karykaturalnie zobrazowanych postaci łatwo o błąd, przez który wszystko może posypać się jak domek z kart, a dobra, humorystyczna opowieść zamienić się w przaśny, chamski żart. Tutaj jednak bardzo dobrze dobrano proporcje i z pozornie przekrzywionych Muppetów PRL-u uczyniono Avengers polskiej komedii.  Co ciekawe, w 2007 roku Telewizja Polska pokazała trzy odcinki kontynuacji serialu pod tytułem Dylematu 5. W produkcji pojawiły się nowe postacie, takie jak policjant Wojtaszek czy nowy gospodarz Jan Pokorny, jednak nie zapomniano o uwielbianych przez widzów Alternatyw bohaterach. Na ekranie mogliśmy zobaczyć między innymi Kotka i Kołka, których animozje zostały spotęgowane przez dawną panią Kołkową, obecnie Kotkową. W serialu pojawiają się również: pani Aniołowa, konstruktor Marek Manc oraz legendarny już pan Balcerek. Jak zatem widać, Alternatywy 4 wywarły ogromny wpływ kulturowy na nasz rodzimy rynek. To komedia ponadczasowa, która nadal bawi do łez, nie tylko starsze pokolenia, ale i te młodsze, co mogę potwierdzić na swoim przykładzie. Warto nadrobić tę produkcję, bo to tylko 9 odcinków, a humoru w nich co nie miara.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj