Ciało w horrorze zdaje się pełnić dwie funkcje: albo jest źródłem wzbudzających odrazę i lęk deformacji, albo wręcz przeciwnie - źródłem przemocy wymierzonej w jednostki symbolizujące ład i harmonię. Deformacje zaś to najczęściej konsekwencja albo błędu natury, albo człowieka i jego czynów, które prowadzą do wynaturzeń. Obydwa te procesy w równym stopniu wzbudzają w widzu lęk o integralność własnego ciała. Umiejscowienie źródła lęku w ludzkim ciele zdaje się bowiem oddziaływać na widza w sposób dużo bardziej bezpośredni, uzmysławiając mu, że pojęcie estetycznego, pięknego ciała jest niezwykle ulotne, a ono samo może ulec rozpadowi szybciej, niż mogłoby się nam wydawać. 

Ciało pozbawione piękna, wynaturzone i pełne wad musiało zainspirować twórców horrorów piszących historie na przekór głównonurtowemu kultowi piękna. Historie, które inspirują się ciemną stroną ludzkiej natury, skracają dystans, który siłą rzeczy pojawia się w przypadku filmów grozy podejmujących wątki paranormalne bądź inne, w których lęk zależy od naszej wiary w dane zjawisko. Horror, który na celowniku stawia sobie ocenę i badanie ludzkiego ciała, jest więc bliżej widza, ponieważ w dużo bardziej bezpośredni sposób dotyczy jego samego, uderzając w to, co choć nietypowe, jest namacalną i zauważalną częścią natury.

[video-browser playlist="632107" suggest=""]

Pierwszym filmem, który w znaczący sposób podejmował tematykę dezintegracji ludzkiego ciała, był już "Frankenstein" Jamesa Whale’a, adaptujący klasyczną gotycką powieść Mary Shelley. Głównym bohaterem był tutaj doktor Henry Frankenstein, który ze szczątków zmarłych tworzy żywą istotę wzbudzającą przerażenie w okolicznych mieszkańcach. Monstrum, które naukowiec powołał do życia, w widzu budzi jednak paradoksalnie bardziej przyjazne odczucia. Dostrzega się zagubienie i lęk postaci, która nie powinna żyć i dla której życie pozbawione głębszych, pozytywnych uczuć jest jedynie źródłem udręki. Jedyną osobą, która zdaje się dostrzegać w Potworze dobro, jest mała dziewczynka, chociaż jak fani filmu wiedzą, jej sympatia i bezpretensjonalność doprowadziły do tragedii. We "Frankensteinie" ciało zniekształcone jest źródłem lęku, który znajduje swoje ujście w przemocy wymierzonej w to, czego inni bohaterowie, symbolizujący ład i porządek, nie są w stanie pojąć. Monstrum przeraża z powodu swojego oderwania od ustalonego i logicznie uwarunkowanego porządku rzeczy, chociaż w głębi duszy jest tak samo ludzki jak inni. Paradoksalnie można go uznać za najbardziej romantyczne monstrum w historii horroru, które przeraża nie z powodu swojego wynaturzonego zachowania, ale wizualnej inności.

Rok później odbyła się premiera filmu, który wystawił wytrzymałość widzów na jeszcze większą próbę. "Dziwolągi" (1932) Toda Browninga to prawdziwa parada wizualnego niepokoju. Tym większego, że w filmie autora "Draculi" monstrualność wynika z błędu natury. Tytułowe dziwolągi to grupa bohaterów pracujących w cyrku, z których większość jest fizycznie upośledzona. Mówiąc wprost, Browning prezentuje nam paletę bohaterów cierpiących z powodu określonych fizycznych niedoskonałości, które nawet dzisiaj mogą budzić zdumienie. Łatwo więc wyobrazić sobie reakcję widzów w latach 30. ubiegłego wieku.

Osią fabuły jest relacja pięknej i zdrowej akrobatki Cleopatry, która pragnie poślubić karła Phroso. Problem w tym, że nie chodzi jej o miłość, a jedynie o spadek szaleńczo zakochanego w niej małego człowieczka.

[video-browser playlist="632109" suggest=""]

Browning odważnie ukazywał okaleczone ciało, przeciwstawiając je kultowi piękna, który już wtedy królował w Hollywood. Zaprezentował tutaj grupę bohaterów, którzy niedoskonali fizycznie, nie mogli stanowić atrakcyjnego podmiotu filmowego. Natomiast Olga Baclanova w roli Cleopatry to typowy czarny charakter, mimo że swoim fizys bardziej pasowałaby do roli uwodzicielskiej seksbomby w typie tych, które coraz częściej zaczęły wypełniać hollywoodzkie hity. Niemniej jednak grupie dziwolągów skutecznie udało się z nią rozprawić. Estetyczne piękno zostało sportretowane jako źródło moralnej i duchowej brzydoty, zaś tytułowe dziwolągi, mimo że mogą przerażać i odpychać swoim wyglądem, prezentują wartości pozytywne, które są pożądane w środowisku.

Czytaj także: Jessica Lange nie odejdzie z "American Horror Story"?

Wraz z upadkiem kodeksu Haysa, który ograniczał filmowców, kinematografia coraz śmielej sięgała po temat ciała, prezentując go na szereg różnych sposobów. Pojawiło się kino exploitation, a wraz z nim kino gore, które pojęciu dezintegracji ludzkiego ciała nadało nowy wyraz. W sposób szczególny tematyka ta wybrzmiała jednak w latach 80. dzięki rosnącej popularności tzw. body horroru, którego mistrzem był sam David Cronenberg. Nurt ten, który - mówiąc w skrócie - skupiał się na portretowaniu destrukcji i degeneracji ludzkiego ciała w sposób szczególnie wyrazisty i uderzający w poczucie estetyki widza, "przyniósł" światu tak kultowy dziś tytuł jak "Mucha" w reżyserii wspomnianego wcześniej twórcy. 

Film opowiada historię Setha Brundle’a (świetny Jeff Goldblum), który pracuje jako projektant systemów komputerowych. Pewnego razu wpada na pomysł stworzenia telepodu, który umożliwiałby przenoszenie dwóch przedmiotów nieożywionych. Wskutek nieszczęśliwego wypadku teleportuje w końcu samego siebie, zamieniając się wraz z rozwojem akcji w tytułową muchę.

[video-browser playlist="632111" suggest=""]

Przemiana Brundle’a to niezwykle odstręczający proces, który wystawia wytrzymałość widza na ciężką próbę. Reżyser zaakcentował wszystkie najbardziej brutalne, nieestetyczne elementy procesu, który dzięki temu wydaje się niezwykle realistyczny. Przy okazji sama historia staje się poniekąd krytyką ludzkiej pychy, która często prowadzi do tragedii. Ambicja nieodpowiednio umotywowana staje się więc po trosze źródłem nieszczęścia zamiast sukcesu.

Trzeba przyznać, że Cronenberg jako twórca obchodzi się z człowiekiem szczególnie brutalnie - nie tylko pod względem wizualnym, ale i psychologicznym. Akcentuje jego wady, słabości, które prowadzą do tego, że człowiek często sam na własne życzenie niszczy swoje życie. Dzięki temu jego filmografia zachęca do pogłębionych interpretacji, nie poprzestając jedynie na byciu koncertem wszelkiej maści obrzydliwości.

Czytaj także: "American Crime Story" - powstaje serial towarzyszący "American Horror Story"

Jak współczesne horrory odnoszą się do tematu estetyzacji ciała? Trzeba przyznać, że w sposób znacznie bardziej komercyjny, niż czyniły to filmy sprzed paru dekad. Obecnie monstrualność jest jedynie sposobem zaszokowania, który pozbawiony jest głębszego podtekstu. Popularny bywał wątek zniekształconych rodzin kanibali, których eksperymenty wojskowe zamieniły w krwiożercze bestie, niemniej jednak rozrywkowy wydźwięk tejże tematyki nie pozwalał na podjęcie jakiejkolwiek interpretacji.

Nadzieję dawać może najnowszy sezon American Horror Story, który zdaje się łączyć znaną z "Dziwolągów" estetykę retro ze współczesnym popkulturowym klimatem. Jaki będzie efekt takiej mieszanki? Przekonamy się już niedługo. Można mieć jednak pewność, że "Freak Show" przyniesie powiew świeżości w zatęchłe rejony współczesnego horroru, który próbuje nęcić widza raz lepiej, raz gorzej.


[image-browser playlist="581466" suggest=""]4. sezon American Horror Story o podtytule "Freak Show" startuje dziś o 23.00 w FOX.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj