Nie będę ukrywał, że dotychczasowe materiały z Armored Core VI: Fires of Rubicon nie wywarły na mnie większego wrażenia. Nawet dłuższa prezentacja rozgrywki pozostawiła mnie z poczuciem, że będzie to coś skierowanego przede wszystkim do fanów serii, a nie do osób, które nie miały z nią do tej pory do czynienia. Postanowiłem jednak zweryfikować swoje podejrzenia i skorzystałem z możliwości przedpremierowego zapoznania się z tym tytułem. Udałem się więc na spotkanie zorganizowane przez Bandai Namco i polskiego wydawcę, firmę Cenega. Muszę przyznać, że po tym, jak samemu zasiadłem za wirtualnymi sterami potężnego mecha i zobaczyłem, jaką frajdę daje rozprawianie się z wrogami, moje nastawienie zmieniło się o 180 stopni! Twórcy nie bawią się w rozbudowane samouczki i wychodzą z założenia, że najlepiej uczyć się przez praktykę. Na start dostałem jedynie bardzo skrótowe wprowadzenie, więc już po chwili mogłem sprawdzić się w roli pilota. Pierwsze wrażenie? Mechy w tej grze są zaskakująco szybkie! Zupełnie nie przypominają ogromnych i powolnych maszyn znanych z wielu innych dzieł popkultury. Błyskawicznie poruszają się po polu bitwy – nie tylko w poziomie, ale i w pionie. To wprowadza dodatkową głębię do zabawy i pozwala na stosowanie ciekawych strategii.  Do dyspozycji graczy oddano szereg zróżnicowanych elementów wyposażenia i broni. Jednocześnie możemy korzystać z czterech z nich: dwóch w "dłoniach" i dwóch zamontowanych na ramionach. Arsenał jest naprawdę rozbudowany. Znalazły się w nim między innymi karabiny (zarówno klasyczne, jak i plazmowe), strzelby, wyrzutnie rakiet, a także miecze do walki wręcz i tarcze, dzięki którym jesteśmy w stanie pochłaniać zadawane przez wrogów obrażenia. Co więcej, system wymiany części jest bardzo elastyczny i możemy robić to zarówno między misjami, jak i po zobaczeniu ekranu z napisem "Game Over" i wczytaniu wcześniejszego autozapisu. 
fot. Bandai Namco
Początek był zaskakująco przystępny i zdołał uśpić moją czujność. Mech bez większego problemu radził sobie z podstawowymi przeciwnikami, zmieniając je w kupy złomu zaledwie kilkoma pociskami – przy ich wystrzeliwaniu czuć ogromną moc! Pierwszą komplikacją okazał się dopiero pierwszy boss, ale i on padł już za drugim razem, gdy tylko rozgryzłem, że pozostawanie na ziemi, gdy obok wybuchają rakiety, to niezbyt dobry pomysł. Kolejne misje również nie sprawiały mi trudności i dlatego też do garażu oraz sklepu zajrzałem tylko na moment i z czystej ciekawości. Nie skusiłem się na większe zakupy i dopiero pod koniec sesji odczułem, jak wielki był to błąd.  Dostępne w wersji przedpremierowej zadania zaskoczyły mnie zróżnicowaniem. Wcześniejszy hands-off (pokaz rozgrywki bez możliwości samodzielnej gry) przedstawiał tylko jedną, industrialną lokację. Tutaj zróżnicowanie było zdecydowanie większe i nie brakowało otwartych przestrzeni, pozwalających na zaskakiwanie wrogów i lawirowanie między budynkami, co okazywało się kluczowe na przykład do eliminowania rozstawionych na dachach wyrzutni rakiet. Wielkim zaskoczeniem okazała się potyczka z gigantyczną machiną, która dosłownie nie mieściła się na ekranie. Wyzwaniem było już samo dotarcie do niej, bo z wehikułu wystrzeliwał potężny promień lasera, z którym kontakt skutkował koniecznością rozpoczęcia od ostatniego punktu kontrolnego. Doskonale podsumowała to obecna na pokazie przedstawicielka Bandai Namco, która skwitowała moją porażkę słowami: "Thank you, Miyazaki". Zbliżenie się do kolosa było zresztą tylko początkiem dalszych zmagań: następnie trzeba było wspiąć się na jego grzbiet i zniszczyć słaby punkt, a potem oddalić z miejsca akcji, zanim kolos eksploduje. Nie było to może przesadnie trudne, ale towarzyszyły temu naprawdę wielkie emocje! 
fot. Bandai Namco
Prawdziwą barierą nie do przejścia okazał się dopiero późniejszy boss. Była to machina na gąsienicach, którą z przodu chroniła niezniszczalna tarcza – zaskakująco szybka, jak na swoje wymiary, przez co dostanie się do jej pleców, było niezwykle trudnym zadaniem. Zbyt trudnym – o czym przekonałem się kilkadziesiąt minut później. Po kilkunastu próbach, w tym jednej zakończonej niepowodzeniem przy około 2% zdrowia u bossa, uświadomiłem sobie, że mój obecny sprzęt kompletnie się do tego nie nadaje. Niestety, musiałbym wycofać się z misji, udać do sklepu, a następnie rozpocząć rozgrywkę od nowa. Na to niestety nie miałem czasu, ale nic straconego! Czuję przez to jeszcze większą motywację, by wrócić do Fires of Rubicon już po premierze i dać w kość temu przeciwnikowi.  Zastanawiacie się, jak trudne jest Armored Core 6? Czy można ten poziom trudności porównać do Dark Souls, Sekiro lub Bloodborne? Muszę Was rozczarować, bo niełatwo wydać jednoznaczny, konkretny osąd – z racji tego, że oferują one zupełnie inne doświadczenie, a wyzwania w nich wynikają z czegoś zupełnie innego. W Soulsach można ratować się podbijaniem statystyk czy przegiętymi buildami, tutaj takiej opcji nie ma. Kluczowe jest natomiast dobieranie narzędzi pod kątem tego, z czym będziemy mierzyć się w danym zadaniu. Czasami lepiej sprawdzi się postawienie na samą broń dystansową, innym razem warto będzie zabrać ze sobą miecz, by móc szybko wyeliminować opancerzonych wrogów. Nie ma też co liczyć na jedną, uniwersalną strategię, która pomoże nam przebrnąć przez całą grę od początku do końca. Bez kombinowania i eksperymentowania się nie obejdzie. Oczywiście ten tytuł ma pewne elementy wspólne z gatunkiem soulslike. Warto uczyć się ruchów wrogów i wiedzieć, jak na nie reagować, a całkiem duże, otwarte lokacje (warto zaznaczyć jednak, że nie jest to otwarty świat) pozwalają na działanie jak w Elden Ring. Nie musimy iść jak po sznurku, tylko samemu decydować, w jakiej kolejności zajmiemy się celami do zrealizowania.  Armored Core VI: Fires of Rubicon to gra, obok której fani mechów oraz produkcji From Software nie powinni przejść obojętnie. Choć rozgrywka znacznie różni się od serii Dark Souls i podobnych produkcji, to ma jednak pewne cechy wspólne, które pasjonaci gatunku z pewnością docenią. Zabawa momentami jest naprawdę trudna, ale satysfakcja towarzysząca pokonywaniu wyzwań i radzeniu sobie z kłodami rzucanymi nam przez twórców jest gigantyczna! 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj