W wielu amerykańskich serialach przejawia się tendencja do umoralniania. W każdym odcinku Hożych doktorów Dorian pobierał od swoich pacjentów lub przyjaciół ważną lekcję życiową, w How I Met Your Mother bohaterowie wyciągali wnioski z życia w wielkim mieście i wchodzenia w "prawdziwą" dorosłość, w Californication niesforny Hank Moody zawsze, koniec końców, podejmował słuszną decyzję, a konsekwencje ponosił raczej przez głupie błędy, a nie przez złe intencje.

Żaden z tych seriali (a przykładów mógłby przytać niestrudzenie Syzyf) nie pretenduje do wielkiego orędownika amerykańskich wartości. Nie da się jednak ukryć, że to zwyczajnie poprawia humor. Trudno się nie uśmiechnąć, gdy działania serialowego bohatera przywracają wiarę w dobroć, współczucie, czy siłę miłości i przyjaźni. U nas w Filadelfii z kolei, konsekwentnie próbuje tę wiarę zniszczyć.

[image-browser playlist="600783" suggest=""]©2007 FX Networks, LLC.

Zaczyna się niewinnie: grupa przyjaciół prowadzi irlandzki pub "Paddy" w Filadelfii, a akompaniament Heinza Kiesslinga wprowadza nas w idylliczny nastrój. Wraz z zaznajomieniem się z bohaterami czar jednak pryska. Przystojniak i kobieciarz Dennis Reynolds jest zakochanym w sobie, pewnym siebie dupkiem, który nigdy nie przegapi okazji by zademonstrować swoją domniemaną supremację. Jego siostra, Deandra "Sweet Dee" Reynolds uwielbia wytykać błędy innym nie bacząc przy tym na swoje, a skrywane kompleksy i niepowodzenia związane z brakiem talentu aktorskiego leczy poprzez przyczynianie się do porażek innych. Ronald "Mac" Mcdonald jest zafascynowany swoją (mizerną w porównaniu do ambicji) muskulaturą, ma obsesje na punkcie rządzenia i wykazuje bardzo powierzchowną religijność, której używa tylko wtedy, gdy jest mu to na rękę. Z kolei Charlie Kelly to analfabeta, nerwus, paranoik, alkoholik, wyjątkowo kiepski narkoman (wąchanie kleju?!). Do tego jet platonicznie zakochany w kelnerce z pobliskiej kawiarni, która patrzy na niego równie życzliwie, jak na szczura ze wścieklizną (jej wielbiciel, de facto, pachnie podobnie).

Wisienką na szczycie tego zgniłego tortu jest Frank Reynolds - ojciec Dee i Dennisa. Po rozwodzie z ich matką zajął się wydawaniem pieniędzy zdobytych na handlu narkotykami oraz na innych, brudnych interesach. Jak można wywnioskować, pieniądze nie idą na dokarmianie dzieci w Etiopii, a raczej na trawę, piguły, prostytutki i morza wódki, które z lubością konsumuje w każdym możliwym miejscu. Dokładając do tego jego skrajne zamiłowanie do hazardu z podejrzanymi Azjatami oraz ogromna bezczelność prowadzi do tego, że nawet reszta bohaterów nierzadko się nim brzydzi.

Cechami wspólnymi całej paczki jest zamiłowanie do głupich pomysłów, skrajna zawiść do innych, uprzedzenia (mniej lub bardziej skrywane) oraz ogromny, przytłaczający, chamski, obrzydliwy egocentryzm. Nasi bohaterowie co chwilę pakują się w kolejne absurdalne sytuacje, które zwykle biorą się z ich chęci zysku, pychy, zawiści, czy niezdrowej ciekawości. Skrywane pod płaszczykiem dobroci działalności zawsze skrywają egoistyczne i często zwyczajnie złośliwe pobudki. Wśród tego typu sytuacji można wymienić zapisanie się do Greenpeace po to, by utrzeć nosa jednemu z członków, czy popieranie ruchu "pro-life" w celu dobrania się do majtek jednej z bardziej narwanych członkiń.

[image-browser playlist="600784" suggest=""]©2007 FX Networks, LLC.

Właściwie przez cały serial paczka bohaterów praktycznie nie robi nic dobrego. Nie są lojalni w stosunku do nikogo, nawet (a może przede wszystkim) w stosunku do siebie. Frank i Mac podpalają Dee, by zdobyć popularność w Internecie. Gdy jeden z członków bandy ma atak serca reszta niemal kompletnie to ignoruje, a podczas przetrzymywania ich jako zakładników, po cichu podkładają sobie świnie. Z egoistycznych powodów potrafią zniszczyć komuś życie (w przypadku jednego z bohaterów drugoplanowych robią to nawet cyklicznie). Tylko Charlie wykazuje minimum empatii, równoważąc to paranoją, obsesją na punkcie Kelnerki, nerwicą czy różnego rodzaju fobiami (przytoczyć można choćby atak na świętego Mikołaja w supermarkecie).

To wszystko jednak wbrew pozorom nie wady, ale zalety serialu. Wykreowane przez obsadę postacie należą do jego najmocniejszych punktów. Nikt przy zdrowych zmysłach nie brałby głównych bohaterów za wzorce do naśladowania, lecz wciąż chce się ich oglądać. Zawsze intryguje nas pytanie: "Co te huncwoty zrobią następnym razem?" A robią dużo. Od stworzenia niewiarygodnie absurdalnego musicalu "The Nightman Cometh" (odcinek pod tym samym tytułem idealnie nada się na rozpoczęcie przygody z produkcją), uzależnienia się od cracku w celu zdobycia zasiłku, aż do prowadzenia dochodzenia w celu ustalenia, kto narobił do łóżka.

Nie do przecenienia jest tu również gra aktorska - w szczególności weterana srebrnego ekranu, Danny'ego DeVito. Jego Frank Reynolds jest dokładnie taki, jaki powinien być - odrzucający i charyzmatyczny, jakkolwiek dziwnie by to brzmiało. Tuż za nim plasuje się komik Charlie Day. Odgrywana przez niego postać Kelly'ego jest absolutną perełką - trudno odszukać taką dozę absurdu gdziekolwiek indziej. Role Kaitlin Olson (Dee), Rob McElhenneya (Mac, przy okazji będący producentem show) i Glenna Howertona ustępują wspomnianej dwójce, ale trudno uznać to za powód to wstydu. Danny DeVito to... cóż, Danny DeVito, a Charlie Day to prawdziwe objawienie.

[image-browser playlist="600785" suggest=""]©2007 FX Networks, LLC.

Scenariusz nie zawiera, co prawda, tylu tak dobrych gagów, czy dialogów jak u bardziej mainstreamowej konkurencji, lecz nadrabia to w inny sposób. Niewyrogodna dawka absurdu, z jaką niejednokrotnie mierzą się bohaterowie, jak i typowe dla kablówek kontrowersyjne treści, nadają serialowi jedyny w swoim rodzaju urok.

Całość uzupełniają dość charakterystyczne postacie drugoplanowe - brzydząca się Charliem i niezdrowo zafascynowana Denisem Kelnerka, dziwna i żyjąca w niesmacznych stosunkach rodzina McPoyle'ów, pewien ksiądz sprowadzony przez głównych bohaterów na złą drogę, matki Charliego i Maca, czy niedoszła aktorka Artemis. Są one świetnym dopełnieniem akcji oraz nieodłącznym motorem zdarzeń. Szczególnie warto zwrócić uwagę na matkę Maca - prawdziwy geniusz minimalizmu aktorskiego.

Nie jest to jednak serial dla każdego. Wszechobecna wulgarność, bardzo kontrowersyjne obiekty żartów (religia, używki, czy zwykła prostu godność ludzka to tylko początek listy) oraz częste pojawianie się narkotyków i alkoholu mogłoby urazić dużą część widowni. Z tego też względu U nas w Filadelfii nie znajduje miejsca w telewizji ogólnodostępnej. Jeśli jednak lubisz bezczelne poczucie humoru i nie odstraszy cię (a jak zachęci to jeszcze lepiej) kontrowersja, która emanuje z serialu, jest to produkcja w sam raz dla ciebie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj