John Wick zmienił kino. Pisałem o tej rewolucji już w tekście z 2019 roku, a przez te cztery lata  proces wciąż postępował. Już nie tylko twórcy największych hollywoodzkich superprodukcji chcą kręcić akcję w podobnym stylu i zatrudniają kaskaderów z grupy 87Eleven. John Wick 4 jako kompletna symfonia akcji przekona prawdopodobnie każdego do tej pory nieprzekonanego, że to jest jedyne słuszne podejście do kręcenia akcji, które staje się istną celebracją pracy kaskaderów. Przed epoką Johna Wicka w Hollywood powstawało za dużo filmów, nad którymi pracowały osoby nierozumiejące scen walk. Mówię o reżyserach, którzy niszczyli wysiłki kaskaderów fatalną pracą kamery (operatorzy traktowali sceny walk jako zło konieczne) i karygodnie szybkim montażem, który w sztuczny sposób miał wpływać na dynamikę. A prawda jest taka, że przez wspomnianą "dynamikę" człowiek dostawał jedynie oczopląsu. David Leitch i Chad Stahelski jako doświadczeni kaskaderzy pokazali, że można inaczej. Tworzą sceny akcji w sposób, który od dekad ma się dobrze w Azji.
fot. 87Eleven // Entertainment Lionsgate
Zmiany, o których piszę, nie polegają wyłącznie na inspirowaniu do realizacyjnych ulepszeń. Sprawiły one, że twórcy zaczęli produkować w stylu Johna Wicka wiele filmów akcji nawet ze średnim budżetem. Okazało się, że na widzach największe wrażenie robi popis kaskaderów i aktorów wylewających pot i krew na planie – w taki sposób, by wszystko było dobrze widoczne na ekranie. Ten aspekt wydaje się w końcu wypierać w globalnej świadomości widowisko oparte na efektach komputerowych, które po 2000 roku w zdecydowanej przewadze królowało. Walki, szalone popisy kaskaderskie były domeną Toma Cruise'a. Oczywiście nie możemy negować jego wkładu w kino akcji, ale trzeba zaznaczyć, że dopiero kolejne części Johna Wicka sprawiły, że widzowie zaczęli dostrzegać zmianę. Filmy oparte na CGI nie robiły i nie robią już takiego wrażenia, bo twórcy nie korzystają odpowiednio z tych narzędzi, by budować emocje i ciekawe historie. W serii o Wicku i w filmach w podobnym stylu wszystko to współgra i dlatego wywołuje określone wrażenie. Tak naprawdę jedynie tytuły od 87North Productions wykazują się świadomością tego, czym kino akcji powinno być. Wielu twórców z Hollywood zapomina o tym, że akcja to nie jest zło konieczne, ale narzędzie opowiadania historii. Walki, ciosy, pościgi – to wszystko może rozwijać fabułę i mówić nam o bohaterach więcej niż wiele minut dialogowej ekspozycji. David Leitch, współtwórca Johna Wicka, wyznacza trendy. Sam staje za kamerą i jest razem ze Stahelskim producentem wielu tytułów. A ekipa 87Eleven pracuje w nich oczywiście nad scenami akcji. Wszystko zaczęło się od filmu Nikt z Bobem Odenkirkiem, który udowodnił, że z każdego można zrobić na ekranie twardziela. To kapitalny film nasycony czarnym humorem i znakomitymi scenami akcji, które służą historii, a nie są jedynie ozdobnikami. Oryginalność i pomysłowość producentów w podejściu do tego gatunku są też widoczne w Dzikiej nocy. Ten duet zatrudnia po prostu utalentowanych reżyserów, którzy rozumieją ich podejście i styl wypracowany w serii o Wicku. Zarówno Nikt, jak i Dzika noc to filmy charakteryzujące się nieszablonowością i świeżością, a nie tylko genialną akcją. Ich sukces jest wynikiem pełnego zrozumienia formy gatunkowej i jej narzędzi. Jedyny niewypał w wykonaniu studia to Kate stworzona dla Netflixa – dobrze nakręcona akcja w tym przypadku nie wystarczyła (na szczęście serwis wypuścił też niezłe The Old Guard, w którym ponownie brylowała Charlize Theron). Negatywnym przykładem jest również Zabójczy koktajl, który chciał być tak fajny jak John Wick, ale twórcy najwyraźniej nie zrozumieli tego, co decyduje o sukcesie w kinie akcji.
foto. materiały prasowe
W produkcji Bullet Train możemy dostrzec to samo oryginalne podejście. Panowie wiedzą, że kino akcji nie musi być sztampowe jak to tworzone na DVD i streaming (jak wiadomo, królują w nim pretekstowe i oklepane fabuły). Nie twierdzę, że wątki w Bullet Train są jakieś głębokie czy ambitne, ale właściwe inspiracje, sprawna reżyseria i dobra akcja dają nam atrakcyjny miks. A to udowadnia, że kino akcji może być różnorodne, stylowe, klimatyczne, zabawne i niekonwencjonalne, a przy tym widowiskowe, gdy oprze się je na doskonałej pracy kaskaderów. Podobne podejście możemy dostrzec w dobrze ocenianych akcyjniakach: Deadpool 2 oraz Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw. Sprawna ręka reżysera sprawia, że tytuły te są tak wyjątkowe. David Leitch pod tym kątem nie różni się niczym od Chada Stahelskiego. Obaj od premiery Johna Wicka w 2014 roku wciąż rozwijają się reżysersko i udowadniają, że śmianie się z kaskaderów i uważanie ich za kogoś gorszego jest po prostu głupie. John Wick 4, Bullet Train i Atomic Blonde pokazują, jak duży progres zrobili przez te lata. Dzięki nim kino akcji stanie się w najbliższym czasie jeszcze ciekawsze. Filmy w stylu Johna Wicka to coś więcej niż rozrywka. To przede wszystkim popularyzacja reżyserów, którzy są kaskaderami, mają rękę do kręcenia akcji i traktują ją jako narzędzie opowiadania historii. Tutaj nie trzeba scenariuszowych fajerwerków. Historia może zostać opowiedziana w prosty sposób, by dostarczyć oczekiwanych wrażeń. W tym aspekcie dobrze sprawdzają się także J.J. Perry oraz Sam Hargrave, czyli kaskaderzy wywodzący się z grupy 87Eleven, którzy niedawno zadebiutowali jako reżyserzy kina akcji. Pierwszy wszedł do branży z komediowym horrorem Dzienna zmiana, a drugi z Tylerem Rakiem. Obie produkcje – pod kątem elementów omawianych w artykule – dostarczają wrażeń i zapadają w pamięć. Mają oczywiście problemy scenariuszowe, a nawet czasem reżyserskie (wynikające z braku doświadczenia), ale jeśli chodzi o  akcję, niczego nie można im zarzucić. Spodobały się widzom i zebrały wysokie oceny. Z pewnością możemy spodziewać się od nich kolejnych tytułów – i to nie tylko produkcji Tyler Rake 2. Choć teraz pracują na swoje, wciąż korzystają z praktyki wypracowanej przez Stahelskiego i Leitcha, więc tym samym propagują dobre kino akcji. Szukają inspiracji w różnych miejscach, dzięki czemu mają szansę na rozwój. Nie ma już odwrotu – sukces Johna Wicka 4 i jego kosmiczny poziom realizacyjny sprawią, że w kinie akcji będzie tylko lepiej. Hollywood lubi nowe zabawki. Zwłaszcza gdy dobrze się sprzedają! Pozostaje jedynie liczyć, że Leitch i Stahelski nie tylko będą stać za kamerą kolejnych świetnych filmów, ale też dopilnują jakości tego, co powstaje w ich zasięgu. Dzięki temu, że wybierają odpowiednich reżyserów (którzy dzięki nim zdobywają jeszcze większe doświadczenie), ich świetne podejście do kręcenia kina akcji może być kontynuowane. Całkiem możliwe, że najlepsi twórcy dopiero pokażą widzom prawdziwą moc kina akcji na ekranie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj