Cezary Zbierzchowski jest autorem opowiadań i powieści science fiction w większości osadzonych w wykreowanym przez niego świecie Rammy. Niedawno ukazała się jego nowa powieść pt. Distortion, co stało się pretekstem do rozmowy nie tylko o najnowszej książce, ale o także o twórczości, inspiracjach, próbie zmierzenia się z koszmarem wojny.  Tymoteusz Wronka: Distortion jest osadzone w świecie Rammy, podobnie jak twój zbiór opowiadań Requiem dla lalek oraz wcześniejsza powieść Holocaust F. Czy trzeba je znać, by sięgnąć po twoją najnowszą książkę? Cezary Zbierzchowski: W przypadku Distortion znajomość innych tekstów można potraktować jako „lekturę nadobowiązkową”. Miło jest je znać, by móc wychwycić pewne „smaczki” i zobaczyć szerszą perspektywę, ale nie jest to konieczne. Myślę wręcz, że dobrą strategią będzie przeczytanie najpierw tej powieści, a potem sięgnięcie po Requiem dla Lalek czy Holocaust F. Najbardziej powiązane z Distortion są opowiadania: Requiem… (tytułowe ze zbioru) oraz Garcia i Moneta. Requiem… poszerzy nieco wiedzę czytelnika o świecie, a pozostałe teksty ukażą dwóch bohaterów powieści (epizodycznego i głównego) w innym świetle. Natomiast, z punktu widzenia zamysłu autora na całą historię Rammy, finał Distortion tłumaczy dość dokładnie, z czym mieliśmy do czynienia w Holocauście F. I właśnie dlatego Distortion warto może przeczytać jako pierwsze. Skąd pomysł na sięgnięcie po militarną science fiction? Do tej pory ten gatunek nie pojawiał się specjalnie w twojej twórczości. I tu możemy trochę dyskutować. Wątek militarny pojawiał się już wcześniej jako istotny element, szczególnie w Holocauście F, gdzie sceny batalistyczne zajmują wcale nie mało miejsca. Pamiętam sytuację, gdy ktoś po lekturze pierwszej powieści zauważył, że strasznie dużo tam opisów bitew, a ja byłem naprawdę zdziwiony. Jak to, więc Holocaust F nie stawia na psychologię postaci? To nie analiza świata? Nie apokaliptyczno-cyberpunkowa „obyczajówka”? Spojrzałem potem na chłodno w tę książkę i okazało się, że rzeczywiście dość często się tam tłuką. Motyw żołnierzy pojawia się również w opowiadaniu Bezludzie i we wspomnianym wyżej Garcii. Ale myślę, że jednak masz rację, żaden tekst nie był z definicji militarną science fiction. O tym, dlaczego sięgnąłem po tematykę militarną, piszę w posłowiu do Distortion. Wzięło się to z fascynacji wojskiem jako zjawiskiem i pewnie także, w dużym stopniu, ze strachu przez okrucieństwem wojny. Bo widzisz, ja niesamowicie cenię naszych żołnierzy, którzy jeżdżą na misje i – czasem dosłownie – wypruwają sobie flaki dla nas, cywilnych „piecuchów”. Mam do nich ogromny szacunek. Jednocześnie uważam, że wojna to czyste szaleństwo i nie można milczeć o tym, ile potworności niesie ze sobą. A kiedy trafiłem na książkę amerykańskiego weterana z Iraku, sierżanta Hartleya (Po prostu żołnierz), znalazłem nagle klucz do napisania militarnej historii. No właśnie. W Distortion opisujesz wojnę asymetryczną, w której przeważające siły „pokojowe” ścierają się z partyzantami i bojownikami. Jak silnie inspirowałeś się obecnymi konfliktami na Bliskim Wschodzie? To bardzo ważne pytanie, ponieważ konflikt w Iraku był dla mnie bezpośrednią inspiracją do napisania Distortion. Starałem się czytać i oglądać jak najwięcej doniesień o tym konflikcie, a jednocześnie dotrzeć do reportaży i innych opracowań, które zostały mu poświęcone. Uchwycić ducha tej historii i zrozumieć, dlaczego wojna asymetryczna tak niesamowicie może niszczyć psychikę żołnierza. To czekanie, aż coś „rąbnie” po bardzo długim okresie spokoju. To podejrzliwe patrzenie na wszystkich, którzy cię otaczają, gdy jesteś na misji – na kobiety i dzieci, na starców, na człowieka, który zaopatruje twoją bazę, na tłumacza. Oni wszyscy mogą być twoimi wrogami, bo wrogowie nie noszą mundurów. W kilku miejscach w Distortion pojawia się zresztą określenie „brudna wojna” i myślę, że właśnie ono opisuje najlepiej jej charakter. Jest też taka scena, gdy główny bohater, kapral Markus Trent, patrzy na efekt zamachu z użyciem wielkiej, wypełnionej materiałami wybuchowymi ciężarówki. Samochód eksplodował przed bazą wojsk rammańskich, powodując potężne zniszczenia oraz śmierć dziesiątków niewinnych cywili, którzy stali w kolejce do konsulatu. I właśnie nie sama eksplozja, tylko ciała porozrywane na strzępy, zwisające nawet z okolicznych drzew, stają się dla Markusa twarzą tej wojny. Absurd i groza narastają zresztą coraz bardziej podczas przebywania na misji.
Źródło: Powergraph
Główny bohater wyrusza na wojnę, by zginąć. Paradoksalnie jednak wydaje się, że na wojnie odnajduje swoje miejsce na ziemi. Tak, to jest literacko bardzo pociągająca wizja: człowiek, który znalazł się na skraju rozpaczy i nagle odnajduje się tam, gdzie inni zaczynają się rozpadać. Tak, jakby „czerń”, którą nosi w sobie od dzieciństwa, zaimpregnowała go na potworności z zewnątrz. Nie wymyśliłem zresztą tej koncepcji od podstaw. Nie pamiętam, gdzie o tym czytałem, ale ponoć niektóre osoby z depresją, trafiające do obozów koncentracyjnych, przeżywały nagłe „ozdrowienie” w zderzeniu z niewyobrażalnym koszmarem. I stawały się nawet podporą dla innych współwięźniów. Mogę tylko powiedzieć, że Markus Trent, którego poznajemy w opowiadaniu Moneta, to całkowicie inny człowiek niż ten, który dźwiga na sobie ciężar odpowiedzialności w Distortion. Pewnie nigdy byśmy się nie spodziewali, że niedoszły samobójca może okazać się takim bohaterem i opoką dla swoich kolegów. Mam nadzieję, że jest w tej myśli, mimo wszystko, coś ciepłego, jakiś przewrotny i z trudem ulepiony optymizm. Jakaś pociecha dla ludzi takich jak Markus. Pisząc tę powieść, konsultowałeś się z żołnierzami, którzy służyli podczas podobnych konfliktów? Nie miałem, niestety, takiej możliwości. Konsultowałem się trochę z kolegą, który pracował wtedy (jako cywil) w bazie wojsk NATO w Brukseli, a on podpytał o pewne szczegóły znajomych żołnierzy. Jednak przede wszystkim czerpałem swoją wiedzę z książek wymienionych w posłowiu. Przy czym, uwierz mi, że opowieść sierżanta Hartleya, na której opierałem się najmocniej, jest niesamowicie szczera i w pewnym stopniu może zastąpić rozmowę twarzą w twarz. Hartley, jeszcze pełniąc służbę w Iraku, pisał blog, na którym przedstawiał codzienność misji stabilizacyjnej. Trzeba przyznać, że niektóre historie, jak na przykład atak na konwój z użyciem fortepianowej struny, po prostu nie mieszczą się w głowie. I wcale tego nie wymyśliłem, tylko zaadaptowałem na potrzeby powieści. Na szczęście, już po napisaniu książki, nawiązałem kontakt z Magdaleną Kozak, która oprócz tego, że pisze fantastykę, jest również kapitanem wojsk medycznych i uczestniczką kilku misji wojskowych. Magda wskazała mi na pewne nieścisłości, które usunąłem już na etapie redakcji, za co jestem jej niezmiernie wdzięczny. Najważniejsze jednak, że zarówno ona, jak i inny wojskowy recenzent, byli zgodni, że Distortion oddaje ducha wojny asymetrycznej i budzi emocje w samych weteranach. To była największa nagroda za wysiłek włożony w przygotowanie tej książki. Końcówka Distortion jest naprawdę mocna, wywołuje mieszankę współczucia, obrzydzenia i fascynacji. Nie boisz się, że zbyt mocno grasz na emocjach czytelnika? Tym bardziej, że zakończenie dalekie jest od tego, co moglibyśmy nazwać happy endem. Kiedy pisałem tę końcówkę, przeżywałem niesamowicie mocno finałowe sekwencje na pustyni. Aż żałuję, że nie mogę o tym więcej powiedzieć, bo zdradziłbym zbyt wiele z fabuły powieści. Ujmę więc temat ogólnie: zakończenie Distortion jest bardzo szczere z mojej strony. Napisałem je tak, jak od początku czułem, że powinno wyglądać. Już na początku, planując napisanie tej książki, chciałem w jakimś stopniu wstrząsnąć czytelnikiem, nie pudrować rzeczywistości wojny. W recenzji Distortion, którą Paweł Majka zamieścił na swoim blogu, napisał coś bardzo ważnego: a mianowicie, że element fantastyczny pozwolił mi na posunięcie się tak daleko, jak on być może nie odważyłby się posunąć. I rzeczywiście, chciałem przenicować ten temat do końca, nie oszczędzając ani siebie ani bohaterów, ani nawet czytelników tej książki. W innej recenzji pojawiło się również określenie „turborealizm”, które bardzo przypadło mi do gustu. Bo widzisz, ja chyba zawsze siadam do pisania z przekonaniem, że literatura jest po to, by pokazywać nawet takie rzeczy, o których nie chcemy myśleć i na które nie chcemy patrzeć w realnym życiu.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj