Na kanale Lifetime odbędzie się dziś premiera filmu Harry i Meghan: królewski mezalians. Z tej okazji rozmawiamy z aktorem Charlesem Shaughnessym, który gra rolę księcia Karola, o tym czy udział w tej produkcji był dla niego wyzwaniem oraz o tym, czy jest możliwy powrót Niani?
DAWID MUSZYŃSKI: Dla większości rodzina królewska jest nieosiągalna, podziwiają ją z odległości lub widują tylko w telewizji. Ale nie twoja rodzina.CHARLES SHAUGHNESSY: Mój ojciec wywodzi się z rodziny arystokratycznej. Moi rodzice mieli okazję jeść obiad w towarzystwie królowej Elżbiety i jej męża Filipa. Ja nie mogłem być uczestnikiem tego wydarzenia, ale moi rodzice dużo mi o parze królewskiej opowiadali. Mówili, że są bardzo miłymi i normalnymi ludźmi, a zwłaszcza książę Karol, który jest duszą towarzystwa i opowiada dowcipy.
Rozumiem, że bazowałeś na tych doświadczeniach, budując postać Karola na potrzeby filmu Harry i Meghan: królewski mezalians?
Tak, to było bardzo pomocne. Z opowieści moich rodziców wynikało, że rodzina królewska z dala od kamer i fotografów zachowuje się jak normalna rodzina. Nie są nadęci. I tak próbowaliśmy ich pokazać. Widzów, którzy będą szukali w tym filmie jakiejś sensacji, muszę rozczarować. Ten film nie powstał po to, by komuś wbić szpilę.
Teraz na Netflixie możemy oglądać wspaniały serial The Crownwłaśnie o życiu królowej Elżbiety i jej dworu. Posiłkowałeś się również tą produkcją?
Nie. Choć wiem, że taka produkcja istnieje. Może trudno w to uwierzyć, ale rzadko oglądam telewizję. W wolnych chwilach wybieram raczej książki. Czytam też sporo scenariuszy.
Zastanawiasz się jak rodzina królewska zareaguje na wasz film?
Myślę, że go nawet nie obejrzy (śmiech). A nawet jeśli by się tak stało, to ta produkcja ma na celu ocieplanie wizerunku rodziny królewskiej, a nie wyciąganie jej brudów na światło dzienne, więc myślę, że byliby zadowoleni. A przynajmniej Książe Karol nie powinien narzekać (śmiech).
Przyjrzałem się twojej biografii i zauważyłem, że często jesteś obsadzany w rolach króli, książąt czy szlachciców.
To dlatego, że jestem Brytyjczykiem i mam tę wrodzoną elegancję oraz akcent, który automatycznie kojarzy się z wyższymi sferami. Pomijając już to, że w moich żyłach płynie błękitna krew (śmiech).
Ale nie męczy cię to czasami? Takie zaszufladkowanie?
Nie. I zaraz wyjaśnię ci dlaczego. Po pierwsze praca w przemyśle filmowym czy telewizyjnym to biznes. Tu nie ma co wybrzydzać, bierzesz co ci oferują. Osoby, które kręcą nosem często lądują na bezrobociu. I mówię tu o normalnych aktorach a nie gwiazdach pokroju Pacino. Po drugie, ja gram też dużo w teatrze i tam już mam pełen wachlarz różnorodnych postaci, których w telewizji mi się nie oferuje.
Na przykład?
Niedługo w teatrze będzie premiera sztuki Piotruś Pan, w której gram kapitana Hooka, czyli czarny charakter. Stworzenie postaci, której zarówno dzieci jak i dorośli będą się bali, to dla mnie zarówno wyzwanie jak i bardzo dużo zabawy.
Żyjemy teraz w czasach, gdy telewizje z braku nowych pomysłów przywracają stare, kultowe seriale. Czy już ktoś zgłosił się do ciebie z propozycją przywrócenia Niania?
To był bardzo popularny serial. Jeśli dobrze pamiętam to Polska miała swoją wersję, która również była bardzo popularna, prawda?
Zgadza się. To chciałbyś wrócić do postaci Maxwella Sheffielda?
Mówi się o tym od dawna, chociażby przy okazji powrotów takich seriali jak Roseanneczy Will i Grace. Ale żeby to się udało, trzeba mieć pomysł. Kontynuacja naszego serialu pod dotychczasowym tytułem nie miałaby sensu i sama Fran często o tym mówi. W przypadku wymienionych przeze mnie produkcji wyszło to bardzo naturalnie. U nas nie byłoby tak łatwo, bo wątek niani został wyczerpany. Teraz trzeba byłoby się skupić na roli dziadków i opieką nad wnukami. Więc gdyby nazwać ten serial Babcia (Granny) miałoby to więcej sensu. Tylko czy Fran zgodziłaby się grać w serialu o takiej nazwie? (śmiech)