Widziałem w akcji Crash Team Rumble, czyli nadchodzącą grę z najsłynniejszym jamrajem popkultury. Tym razem twórcy robią sobie przerwę od produkcji dla jednego gracza i stawiają na sieciową rozgrywkę.
Crash Bandicoot kojarzony jest przede wszystkim jako bohater bardzo udanej serii platformówek dla jednego gracza, ale sympatycznemu jamrajowi zdarzały się również romanse z innymi gatunkami. Na przestrzeni lat na rynek trafiło między innymi imprezowe
Crash Bash czy wyścigi
Crash Team Racing Nitro-Fueled, w których mogliśmy wcielić się w znane i lubiane postacie, choć rozgrywka znacząco odbiegała od tego głównego cyklu.
Do tego samego grona zaliczać się będzie również nadchodzące
Crash Team Rumble, choć akurat ten tytuł naprawdę trudno jest zaszufladkować. Problem z tym miałem zresztą nie tylko ja, ale też i... sami twórcy ze studia Toys For Bob, którzy prowadzili pokaz online dla dziennikarzy. Ostatecznie, po dłuższej chwili na zastanowienie, określili oni swoje dzieło mianem "strategicznej platformówki multiplayer". Wydaje się to dość dobrze oddawać pokazywany nieco później gameplay. Obok klasycznego skakania po platformach znalazło się tam miejsce dla nieco bardziej taktycznych działań, a nawet koordynowania akcji z innymi członkami czteroosobowej drużyny. Podstawy rozgrywki w teorii są bardzo proste: chodzi o to, by zebrać 2000 owoców wumpa szybciej od przeciwników. Oczywiście zabawa jest zdecydowanie bardziej złożona i – przynajmniej z pozycji obserwatora – niezwykle chaotyczna. Na ekranie cały czas coś się działo. Momentami trudno było za tym nadążyć i się w tym odnaleźć. I pisze to osoba, która spędziła kilkadziesiąt godzin w
Vampire Survivors – uznaję tę grę za wyjątkowo czytelną i przejrzystą!
Gracze mają do dyspozycji znanych z serii bohaterów, którzy, niczym w popularnych hero-shooterach, dysponują różnymi umiejętnościami i pełnią jedną z trzech ról: Blockera, Boostera lub Scorera. Odpowiednia kompozycja drużyny ma być kluczowa dla zwycięstwa. Same mecze mają być zaś wyjątkowo szybkie: raczej nie będą przekraczać 10 minut, a większość z nich zakończy się już po około 5 minutach. Tym samym
Team Rumble może okazać się całkiem niezłą propozycją na zajęcie kilkunastu (góra kilkudziesięciu) minut raz na jakiś czas – z taką intensywnością nie odczujemy znużenia zbyt szybko.
Zabawa ma łączyć mechaniki znane z singlowych gier z
Crashem z zupełnie nowymi rozwiązaniami. Oprócz atakowania wrogów i skakania po platformach, które zwiększają mnożnik owoców wumpa, dostaniemy do dyspozycji specjalne zdolności. Te nie tylko przydadzą się do uprzykrzenia życia rywalom, ale prawdopodobnie będą mogły w dużym stopniu przyczynić się do całkowitego odmienienia losów starcia. Jako przykład podano możliwość przywołania strażnika, który utrudnia działania na pewnym obszarze oraz... leczniczej lodówki.
Gdy oglądałem
Crash Team Rumble w akcji, miałem naprawdę mieszane odczucia. Barwna oprawa na pewno zachęcamy do grania. A co z rozgrywką? Z jednej strony wydawała się dość przystępna, ale gdy na mapach zaczynało się sporo dziać, to łatwo było się w tym pogubić. Trudno jest mi również powiedzieć, czy ten dość prosty gameplay będzie w stanie utrzymać graczy na dłużej. Twórcy co prawda wspominali, że doczekamy się nowych map i postaci, a także zapowiedzieli już dwa sezony z przepustkami umożliwiającymi zdobywanie cyfrowych dodatków, ale ani słowem nie wspomnieli o nowych trybach rozgrywki. To zaś – w połączeniu z faktem, że nie jest to produkcja F2P, a kosztująca 30$ – może skutecznie odstraszyć potencjalnych zainteresowanych. Bez wątpienia graczom pomogłyby otwarte beta testy, jednak na ten moment nic na ich temat nie wiadomo. Zapowiedziano jedynie, że w dniach 20–24 kwietnia tytuł będą mogły sprawdzić te osoby, które zdecydują się na jego zakup w przedsprzedaży.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h