CROPP Kultowe nie jest festiwalem, po którym oczekuje się premier z Cannes, wręcz przeciwnie! Jest świetną okazją do obejrzenia w kinie filmów, których nie mieliśmy okazji zobaczyć na dużym ekranie (w większości przypadków dlatego, że w roku ich premiery byliśmy nieświadomymi dziesięciolatkami albo w ogóle nie było nas na świecie). W tym roku mogliśmy nadrobić takie klasyki jak "Mechaniczna pomarańcza", "Edward Nożycoręki" oraz "Podziemny Krąg", którego sama sekwencja tytułowa obejrzana w sali kinowej robiła niesamowite wrażenie. Kto pragnął wiedzy akademickiej na temat fincherowskich (i nie tylko) czołówek mógł też głód zaspokoić na warsztatach dotyczących "Dziewczyny z tatuażem".

Nawet złe filmy są naprawdę dobre. No chyba, że są wybitnie złe, wtedy potrzebny jest lektor. W tym roku po raz pierwszy, oprócz stałej już sekcji "Najgorsze filmy świata" (w której pojawił się m.in. absolutny hit tegorocznego festiwalu, czyli "Robot Holocaust") zorganizowano seans specjalny, na którym lektor improwizował tłumaczenie dialogów na żywo. Dzięki temu "Bestię o milionie oczu" dało się obejrzeć, ba! Nawet wyciągnąć z niej złotą poradę na życie, której Paulo Coelho by się nie powstydził.

Z okazji festiwalu każdy mógł w końcu wyciągnąć z szafy (mniej lub bardziej) zakurzony kostium superbohatera i pokazać swoją prawdziwą twarz. To normalne, że do centrum festiwalowego przyjdzie odebrać bilety Batman w wersji z lat 60., a zaraz za nim pojawią się hitchcockowskie ptaki. Za przyniesienie mopa, rysunku różowego flaminga, albo buczyny* własnego wypieku organizatorzy uhonorowali festiwalową koszulką, a przed wejściem na "Leona Zawodowca" obowiązkowo trzeba było wypić szklankę mleka. Aż strach pomyśleć, co catering zaserwuje przed "Milczeniem owiec" albo "Służącymi".

Maratony filmowe to coś, co kinofile kochają najbardziej. Nic nie zbliża tak, jak krótka drzemka w twarzą wtuloną w ramię Przypadkowego Pana Po Prawej przed bitwą o Helmowy Jar na "Władcy Pierścieni". Nie mówiąc już o pikniku w miasteczku Twin Peaks. Natomiast dla oldschoolowych romantyków przygotowano kino samochodowe. "Zwyrole" mieli swoją, stałą porę, w której królował Lloyd Kaufman,  natomiast oficjalnym królem festiwalu był perwersyjny John Waters i jego świta różowych flamingów.

Festiwal CROPP Kultowe w tym roku po raz pierwszy pojawił się pod nową nazwą, ale nie zmienił swojego celu, aby na te kilka dni Katowice stały się Mekką filmu kultowego – w każdym tego słowa znaczeniu.

* Nadal nie wiemy, czym jest buczyna, ale wciąż jest niezmiennie zabawna.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj