Mówisz Czarnobyl, myślisz telewizyjny fenomen. I to taki, którego nikt się nie spodziewał. Na czym polega ekranowa moc tego serialu? Artykuł został podbity z okazji 35. rocznicy katastrofy w Czarnobylu, która miała miejsce 26 kwietnia 1986 roku.
Żyjemy w czasach niesamowitego dobrobytu rozrywkowego. Liczba seriali, spośród których możemy wybierać na wielu streamingowych platformach, jest oszałamiająca i często doprowadzająca do zawrotu głowy; na pewno bardzo dobrze to znacie, gdy siedzicie wieczorem, przewijając w nieskończoność kaskadę tytułów, i nie możecie zdecydować się, co wybrać. Netflix, HBO, Amazon, Hulu, setki, jeśli nie tysiące seriali, a ich jakość, jak i widowiskowość tylko stale wzrasta. Dawno przeminęły już czasy, gdy tego typu produkcje były biednymi, dalekimi kuzynami filmów kinowych i rozrywką trzecioligową; obecnie to właśnie w telewizji i formatach seryjnych można znaleźć najlepsze historie, najwyższą scenariuszową jakość, emocje i świetne aktorstwo. Dumnym reprezentantem wszystkich tych przymiotów jest najnowszy miniserial produkcji HBO Czarnobyl, który bez fajerwerków, fanfar i gigantycznych reklam zrzucił z żelaznego tronu najpopularniejszy serial świata, a potrzebował na to zaledwie dwóch odcinków. Czarnobyl w amerykańskim serwisie filmowym IMDb zajmuje obecnie pierwsze miejsce w zakładce "Top Rated TV Shows", plasując się ponad takimi legendami jak Gra o tron i Breaking Bad czy klasykami jak Kompania Braci, Prawo ulicy i Rodzina Soprano. To absolutnie szalony obrót spraw - pokazuje przede wszystkim skalę fenomenu nowego serialu HBO, która w swojej mocy sprawczej zaczęła oddziaływać i na dziesiątki tysięcy Polaków. Czy ta produkcja naprawdę jest tak dobra, czy popadliśmy wszyscy w zbiorową halucynację lub manipulację godną KGB?
Pierwsze, co uderza po przyjrzeniu się Czarnobylowi z bliska, to jego twórca Craig Mazin. Można by sądzić, że ktoś, kto tak wiernie przedstawił tę historię, musi pochodzić z Rosji - nic z tych rzeczy, Mazin to Nowojorczyk rodem z Brooklynu. Zaglądając za to do jego filmografii, można pomyśleć, że trafiło się pod zły adres - Straszny film 3, Straszny film 4, Kac Vegas w Bangkoku, Kac Vegas 3, Superhero i Złodziej tożsamości? Czy to aby na pewno ten sam Craig Mazin? Jak to możliwe, że specjalista od nieśmiesznych komedii napisał coś tak brudnego, prawdziwego i przerażającego? Odpowiedź jest prosta - po raz pierwszy w swojej długoletniej karierze dostał wolną rękę i mógł zrobić wszystko dokładnie tak, jak chciał. Nikt z HBO nie wtrącał się w jego proces twórczy, a sam Mazin przyszedł do amerykańskiego giganta telewizyjnego jedynie z pomysłem, ogólną wizją na miniserial. Do tego nie miał nigdy wcześniej styczności z produkcją telewizyjną, to był jego debiut w roli twórcy, scenarzysty, producenta i showrunnera serialu, przy którego tworzeniu mógł decydować o wszystkim, bez z góry narzucanych pomysłów czy aktorów wpychanych mu na siłę przez szefów stacji.
Mazin na punkcie Czarnobyla miał małą obsesję mniej więcej od roku 2015, gdy zastanawiając się nad katastrofą reaktora, doszedł do wniosku, że w zasadzie nie wie nic o jej przyczynach. Zgłębiając temat, czytał coraz więcej i więcej, aż w końcu poczuł, że musi zbudować wokół tej historii serial. Udał się do Czarnobyla, by na własnej skórze poczuć to miejsce i jego ducha, co sam nazwał niemal religijnym przeżyciem. Podczas procesu twórczego od początku najważniejszym aspektem była dla niego wierność i realizm; w tym celu zapoznał się z bardzo dużą liczbą książek, prac naukowych, wywiadów, relacji świadków i naukowców, by jak najdokładniej przenieść materiał historyczny na język filmu. Proces pisania scenariusza zajął mu dwa i pół roku, a jego nadrzędnym celem było spojrzenie na katastrofę nie tylko z punktu widzenia osób odpowiedzialnych i znanych naukowców, ale przede wszystkim ukazanie perspektywy zwykłych ludzi, których implikacje katastrofy dotknęły w niewyobrażalny sposób. Czuć to w każdym z pięciu odcinków serialu, od bohaterstwa trzech nurków, którzy wiedząc, że mogąc tego nie przeżyć, zgłosili się na ochotnika, by zejść do radioaktywnej wody w pobliżu reaktora, przez dzielnych górników, którzy w 50-stopniowym upale i trującym pyle próbowali powstrzymać jeszcze większą tragedię, aż po żołnierzy zmuszonych do eksterminacji ogromnej liczby zwierząt napromieniowanych po eksplozji. Serial oddaje hołd wszystkim bezimiennym bohaterom, setkom tysięcy zwykłych obywateli i naukowców, którzy własnymi rękoma i determinacją, nie dla pieniędzy i medali, lecz z poczucia obowiązku zmuszeni byli naprawić skutki błędów garstki niekompetentnych karierowiczów i aparatczyków. To, co Mazin założył, udało mu się osiągnąć bezbłędnie, zupełnie jakby w jego żyłach płynęła słowiańska krew.
Każdy Rosjanin, Polak, Ukrainiec czy Litwin, który oglądał Czarnobyl, zauważy ogromne przywiązanie do detali - od ubioru zwykłych ludzi, po wygląd budynków, wystrój wnętrz, nawet twarze dobranych aktorów. Wszystko to było obsesją Mazina, każdy najdrobniejszy szczegół, aby widzowie pochodzący ze środkowo-wschodniej Europy ani przez moment nie poczuli fałszu. "Miałem taką samą tapetę w domu, pamiętam z dzieciństwa" - usłyszałem od jednego z moich przyjaciół, gdy rozmawialiśmy o pierwszym odcinku serialu; to mówi samo przez się. Mazin zadbał nawet o to, by rejestracje samochodowe były zgodne z rejonem, a uniformy strażaków wyglądały identycznie jak te prawdziwych uczestników gaszenia pożaru w roku 1986.
Oczywiście nie da się nigdy w stu procentach przenieść wydarzeń historycznych na medium filmowe, które ma swoje prawa, strukturę i często potrzebuje emocjonalnych momentów; jeśli takowych brakuje, scenarzysta nagnie lub stworzy fikcję dla dobra widza i jego wrażeń. Czarnobyl nie jest pod tym względem wyjątkiem i również posiada pewną dozę fikcyjnych bohaterów i fikcyjnych zdarzeń, jednak - co sam Mazin mocno podkreśla - podczas pracy z materiałem źródłowym, powstrzymywał się od dodawania sztucznej dramaturgii, słusznie uznając, że prawda jest wystarczająco mocna i brutalna. Dialogi wypowiadane przez bohaterów są bardzo często dokładnymi cytatami, a wierności i autentyczności strzegli liczni doradcy i naukowcy z Ukrainy i Litwy, nierzadko znający bardzo dobrze tamte wydarzenia z autopsji.