Akcja filmu toczy się w dystopijnej przyszłości. Główna bohaterka jest zmuszona, by żyć jako niewolnica pod fundamentalistyczną, teokratyczną dyktaturą. Staje się ona podręczną w domu jednego z bogatych małżeństw. Jej główną rolą jest sprowadzenie na świat zdrowego dziecka dla ludzi, u których służy. Zawiązanie akcji zarówno w filmie, jak i w serialu jest bardzo podobne. Jednak już po kilkunastu minutach seansu łatwo odnaleźć różnice. Serial jest dużo bardziej brutalny, dosadny i odważny. Film ma w sobie coś z estetyki kina początku lat dziewięćdziesiątych. Nie oznacza to, że jest grzecznie i poprawnie politycznie. Najważniejsze motywy z książki Margaret Atwood zostały odwzorowane w bardzo naturalistyczny sposób. Filmowa Republika Gileadzka to tak samo koszmarne miejsce jak w serialu stacji Hulu. Nie oglądamy po prostu tak wielu drastycznych i bestialskich scen. To nie znaczy oczywiście, że ich nie ma. Poczucie okrucieństwa towarzyszy nam przez całą długość filmu, mimo że obraz nie epatuje nim w nadmiarze. Reżyserem The Handmaid's Tale jest już lekko zapomniany Volker Schlöndorff. Ten niemiecki (wciąż aktywny) twórca to prawdziwa legenda kina. Jest on najlepszą gwarancją jakości omawianego obrazu. Filmowa ekranizacja powieści Margaret Atwood to nie jakaś tam podrzędna produkcja, która największą karierę zrobiła na bazarach z kasetami VHS. Jest to pełnoprawny amerykański przebój z doborową obsadą. Robert Duvall, Faye Dunaway, Aidan Quinn czy Natasha Richardson to pierwszoligowi aktorzy tamtych czasów. To oni wcielają się w głównych bohaterów i sprawiają że obraz jest prawdziwą ucztą dla kinomana.
fot.Cinecom Entertainment Group
+1 więcej
Czy jest sens więc oglądać filmową Opowieść podręcznej? Nie oszukujmy się – mimo znaczących różnic w prowadzeniu fabuły, to obraz kinowy jest wielkim spoilerem dla tych, którzy dopiero co zaczęli swoją przygodę z wykreowanym przez Margaret Atwood światem. Idealnie byłoby zobaczyć film zaraz po finale serialu. Łatwo wtedy wyłapać wady i zalety obu ekranizacji książki. Z drugiej jednak strony nic nie stoi na przeszkodzie, aby obejrzeć przebój kinowy jeszcze przed zakończeniem bieżącej serii The Handmaid's Tale. Największą zaletą serialu nie jest główna oś fabularna opowiadająca o losach Offred, a perfekcyjnie oddane realia futurystycznego świata, w którym funkcjonują bohaterowie. W filmie tego nie ma. Wizja twórców produkcji telewizyjnej jest naprawdę sugestywna. Volker Schlöndorff skupia się bardziej na treści i dość kurczowo trzyma się wątku przewodniego. U niego najważniejsze są losy bohaterki, a pozostałe motywy schodzą na dalszy plan. Nie jest to oczywiście wielka wada. Reżyser po prostu wybrał ten rodzaj narracji i dzięki temu obie produkcje tak mocno się od siebie różnią. Poza tym filmy od zawsze mają problemy z opowiadaniem rozległych fabuł z rozbudowanym tłem. Dwie godziny czasu ekranowego to po prostu za mało, aby zbudować przestronny świat fabularny. Seriali to zupełnie nie dotyczy. Ich forma daje nieskrępowane możliwości w kwestii opowiadania pokaźnych historii. Mimo to polecamy Opowieść Podręcznej Volkera Schlöndorffa każdemu, kto uległ fascynacji przerażającą wizją świata wykreowaną przez Margaret Atwood. Serial i film to tak naprawdę ta sama historia, jednak opowiedziana w zupełnie inny sposób. Wersja telewizyjna jest z pewnością produkcją lepszą – nie ma ku temu żadnych wątpliwości. Serial daje dużo więcej możliwości, jeśli chodzi o narrację. Film jednak ma bardziej klasyczną formę, która może przypaść o gustu fanom książki. Jednym słowem trzeba sprawdzić obie wersje, aby wyrobić sobie zdanie. Nie zapominajmy również o pierwowzorze, bez którego nie byłoby ani filmu, ani serialu. Jak książka ma się do swoich ekranizacji? To już temat na zupełnie inny artykuł.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj