The Last Ship na pierwszy rzut oka wydaje się serialem dość sztampowym, o określonej i dość wtórnej fabule. W końcu śledzimy losy załogi statku wojennego, szukającego antidotum na epidemię wyniszczającą świat. W przypadku pierwszego sezonu nie da się ukryć, że mamy do czynienia z rzeczą nader oczywistą, bo z góry wiadomo, że problemy na drodze będą liczne, ale koniec końców muszą znaleźć ten lek. To tak naprawdę stanowi punkt wyjścia do opowiadania historii w klimacie postapokaliptycznym, gdzie apokalipsą jest zabójcza epidemia. Mamy więc różne schematy gatunku: nienawistni ludzie, walka o władze, kulty religijne, zezwierzęcenie społeczeństwa i tak dalej, a to wszystko polane sosem patriotycznym z amerykańską flagą powiewającą w tle. Wiem, że to wszystko może brzmieć jak serial, który trzeba omijać szerokim łukiem i nigdy o tym nie myśleć. Sęk w tym, że to będzie spora strata dla potencjalnego widza. Wszystko jest opowiedziane w dobrym stylu z dużym naciskiem na akcję, gdzie twórcy korzystają z różnego wojskowego sprzętu. Mamy bitwy morskie, potyczki na lądzie, na pokładach statków oraz w różnych innych miejscach, pozwalające angażować się w rozrywkę na dobrym poziomie. Szczególnie, że czuć w niektórych momentach niezły rozmach, gdy twórcy korzystają z wojskowego sprzętu, nadając tym sekwencjom autentyczności. Co najważniejsze, to wszystko wywołuje emocje i trzyma w napięciu. A to czasem jest ważniejsze niż realizacyjny poziom. Najważniejsze jednak jest to, że ten serial przez trzy wyemitowane sezony kompletnie nie stoi w miejscu. Zaryzykuję stwierdzenie, że każda kolejna seria jest lepsza, ciekawsza i o wiele sprawniej zrealizowana. Fabuła ciągle ewoluuje oraz zmienia kierunek, więc nie jesteśmy cały czas karmieni koncepcją z pierwszego sezonu o szukaniu leku na wirusa, bo pojawiają się kolejne ważne etapy: rozprowadzenie leku, konflikty polityczne na skalę globalną oraz, w najnowszym sezonie, mutacja wirusa, przez którą światu grozi głód. To zmienia kompletnie oblicze The Last Ship, który w żadnym momencie nie jest monotonny, a przez ciągły rozwój konwencji, staje się ciekawszą i przyjemniejszą w odbiorze rozrywką. Nie ma co się oszukiwać, że usłyszymy tutaj pomysłowe dialogi, czy że zobaczymy wyjątkowe kreacje aktorskie tworzące postacie nietuzinkowe. Wszystko stoi na poziomie powiedzmy amerykańskiego blockbustera, czyli jest ok, nic nie razi, choć czasem są momenty, że zgrzyta. Po czasie jednak ta obsada stworzyła ciekawy i wiarygodny kolektyw, pozwalając uwierzyć, że oglądamy załogę statku walczącą o lepsze jutro dla całej planety. Nie brak czasem jakichś absurdów w zachowaniach czy po prostu zwyczajnie błędnych decyzji, które obniżają jakość niektórych odcinków. Nie powstał jeszcze serial, który byłby idealny i mógłby trafić do każdego. Nie można twórcom odmówić dobrego prowadzenia tej historii, bo w przekroju tych 3 sezonów i wspomnianej tezy "im dalej, tym lepiej", czuć, że to działa. Niby można powiedzieć, że jest to rozrywka wakacyjna, letnia, bo nie da się odmówić serialowi pewnej lekkości, która wpływa na zwiększenie przyjemności z oglądania. Nie brak jednak też momentów mocnych, dramatycznych i emocjonalnych, gdzie twórcy potrafią zaskoczyć, kierując historię na nieprzewidywalny tory. A to wszystko jest osadzone w konwencji patriotycznej, która też nie jest przypadkowa, bo w końcu obserwujemy przygody załogi amerykańskiego okrętu wojennego. Nie jest to coś wpychanego na siłę czy niepotrzebnego, ale raczej spójnie wychodzącego od opowiadanej historii. Są momenty heroiczności, dumnych przemówień i scen ku pokrzepieniu serc, że aż samemu miałoby się ochotę salutować. Innymi słowy, patriotyzm jest w DNA serialu, co sprawia, że bez tego typu scen to wszystko nie byłoby tak dobre. Czuć byłoby, że czegoś brakuje. Wiecie, konwencja jest ważnym czynnikiem, bo coś, co działa i bawi tutaj, w innym serialu czy filmie, mogłoby być po prostu kiczowate i wymuszone. Pamiętam, jak pierwszy sezon reklamowany nazwiskiem Michaela Baya, który jest w ekipie producentów. Nie da się ukryć, że jego duch jest odczuwalny w tym serialu. Być może nie w fabule, bo za nią odpowiadają prowadzący producenci, ale w sferze realizacyjnej. W tym jak czasem jest wybuchowo i jak dobrze łączy się to z ważnym dla fabuły amerykańskim patriotyzmem. Tak naprawdę The Last Ship to po prostu dobra, lekka i wartościowa serialowa rozrywka. Ciekawa fabuła dobrze rozwijająca się z kolejnymi sezonami, należycie i efektownie zrealizowane sceny akcji, sprawnie przemyślana konwencja i klimat. Warto, bo to po prostu taka rozrywka, która nie zmusza do myślenia, ale dobrze zapełnia czas bez poczucia marnowania dnia.
4. sezon Ostatniego Okrętu już dziś!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj