Liczba zmian, usprawnień i dodatków, które przez ten czas się ukazały lub są w planie, utwierdza tylko w przekonaniu, jak wiele pracy developerzy włożyli w Ghost Recon: Wildlands. I jeszcze włożą. Już w pierwszym roku doczekaliśmy się dwóch potężnych DLC, które nie były jedynie historiami pobocznymi, używającymi dostępnych w podstawce zasobów, ale całkowicie nowymi kampaniami, dodającymi broń czy nowe rodzaje przeciwników i rzucającymi nawet najbardziej zaprawionym w bojach Duchom wyzwanie. Choć sama fabuła owych dodatków nie zapada jakoś szczególnie w pamięć, to jednak emocje, jakie niesie za sobą – przekradanie się za linię wroga bądź unikanie żołnierzy skrytych za kamuflażem optycznym – podnoszą ciśnienie. To jednak dopiero początek tego, co Twórcy przygotowali dla graczy. Z czasem wprowadzono tygodniowe wyzwania, zarówno dla pojedynczego gracza, klanów, jak i całej społeczności, i wymierne nagrody, takie jak nowe elementy kosmetyczne. Gracze szukający wyzwania po osiągnięciu maksymalnego poziomu doświadczenia dostali system Tier 1, który daje dodatkowe poziomy doświadczenia (każdy niosący za sobą nagrodę) oraz zwiększony poziom trudności. Żeby uniknąć powtarzalności, wraz z tymi trybami, co jakiś czas wprowadzano nowe misje i wydarzenia społeczności, które trzymały skutecznie graczy przy monitorach. Z początku te misje i wydarzenia były ściśle powiązane z głównym wątkiem gry, jednak z czasem zaczęły robić się równie absurdalne, co zabawne. Bo o ile jeszcze crossovery z Rainbow Six, Splinter Cell, poprzednią odsłoną Ghost Recon czy nawet ostatni z The Division 2 były spójne, wszak wszystkie te gry dzieją się we wspólnym uniwersum, to jednak na wieść o pojawieniu się w boliwijskiej dżungli Predatora szczęka lekko mi opadła. Trzeba jednak przyznać twórcom, że implementacja kosmicznego łowcy trofeów przebiegła bardzo sprawnie, a sama powiązana z jego obecnością misja, choć piekielnie trudna, dała mnóstwo frajdy i wymusiła, przez specyfikę adwersarza, zupełnie nowe podejście do gry. To samo zresztą tyczy się wspomnianego wyżej Sama Fishera i operatorów Tęczy. Ich pojawienie się w grze nie było doklejką na siłę, tylko naprawdę przemyślanym i dobrze wyegzekwowanym planem zbliżenia do siebie tych bohaterów wraz z unikalnymi mechanikami rozgrywki z nimi kojarzonymi.
Fot. Ubisoft
+34 więcej
Ghost Recon Wildlands doczekał się również osobnego trybu PVP, bazującego na klasach postaci. Nie jest to co prawda tytuł nadający się do esportu, co zdaje się dla wielu graczy być wyznacznikiem jakości, ale zapewnia masę zabawy. Choć na początku trochę zgrzytało, jest to kolejny element, który został dodany, ale nie zapomniany. Cały czas jest on rozwijany, nowe postacie dodawane i balansowane. Na obecnym stopniu zasadzie można uznać Ghost War bardziej za osobny tytuł niż tylko tryb. To wszystko – w połączeniu z ogromną skalą podstawowej gry, stale dodawanej zawartości, nie tylko pod postacią aktywności, ale także nowego wyposażenia, przedmiotów kosmetycznych, coraz ciekawszych i trudniejszych wyzwań – sprawia, że choć od premiery minęły już 2 lata, to Ghost Recon Wildlands bawi wciąż tak samo mocno. Jednak nie musicie wierzyć mi na słowo, możecie sprawdzić to samemu, bowiem od dziś do 5 maja możecie wypróbować ten tytuł całkowicie za darmo. Dodatkowo zachęca do tego fakt, że podczas darmowego okresu rozpocznie się kolejne, składające się z dwóch misji wydarzenie. Operacja Oracle, bo taką mieć będzie ono nazwę, splecie losy Duchów z tajemniczym żołnierzem, któremu twarzy oraz głosu użyczył znany z serialowego Punishera Jon Bernthal. Natomiast jeśli chcecie poznać inny punkt widzenia na temat tej gry, zapraszamy do obejrzenia materiału wideo przygotowanego przez kanał Na Gałęzi a także wzięcia udział w naszym konkursie związanym z grą i Jonem. Do zobaczenia w Boliwii, Duchy!
fot. materiały prasowe
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj