Wojna, również ta wirtualna, niejedno ma imię. W grach możemy brać udział w starciach powietrznych, lądowych, czy morskich. Często jednak produkcje prezentują nam uproszczony obraz tego, jak naprawdę może wyglądać konflikt zbrojny. Jeżeli naszym priorytetem jest realizm, mamy ograniczony wybór. Przekonajmy się zatem, czy próba stworzenia produktu, który stara się pokazać w realistyczny sposób starcia na morzu, ma rację bytu. 

W tej grze można nabawić się choroby morskiej!

W Destroyer: The U-Boat Hunter nie ma miejsca dla żółtodziobów, jedynie doświadczeni w boju odnajdą się w narzuconych przez twórców zasadach. Do gry podszedłem pewny siebie i szybko zostałem zweryfikowany. Wystarczyło bowiem kilka minut na morzu, abym zawrócił do portu i zajrzał w poradnik, który obszernie wyjaśnił mi, jak działa okręt wojenny. Trzeba zaznaczyć, że poziom zaawansowania maszyny, na której przyjdzie nam przebywać podczas misji, jest wysoki. Do dyspozycji mamy prawdziwe elementy statku, którymi musimy sterować. Na mostku ustalimy kurs i prędkość naszego okrętu,  później przejść możemy do sonaru czy radaru, aby kontrolować pozycje wrogiej łodzi podwodnej, a to tylko mały zalążek tego, co trzeba będzie kontrolować i sprawdzać w czasie rozgrywki. W naszych rękach jest tak naprawdę obsługa większości komponentów maszyny. Jeżeli nie znamy się na tym, jak działa taki statek i jak posługiwać się dostępnymi urządzeniami, to do pomocy otrzymujemy obszerny poradnik, który w przystępny sposób wyjaśnia nam, jak powinien przebiegać proces zarządzania okrętem, a także to, jak sprawnie się po nim poruszać. Mimo wszystko nie musi to oznaczać, że od razu będziemy w tym biegli, aby w pełni opanować wszystkie zasady, trzeba spędzić na morzu niejedną godzinę. 

Majtek, marynarz i kapitan znajdzie dla siebie miejsca na okręcie

Jeżeli nastawiacie się na prosty i przyjemny w rozgrywce symulator okrętu morskiego, to zderzycie się z niezwykle twardą ścianą, gdy przyjdzie wam rozpocząć jedną z kilku dostępnych misji. Różnią się one zarówno liczbą statków na mapie, jak i czasem trwania. Ten drugi wynosi od jednej do nawet pięciu godzin, więc czasami może czekać Was naprawdę długa sesja na oceanie... Na szczęście nie zapomniano o możliwości spersonalizowania potyczki poprzez wybór pogody, pory dnia i innych ustawień. Sama rozgrywka stawia przede wszystkim na realizm - zapomnijcie o dynamicznej akcji, zamiast tego musicie nastawić się na kontrolowanie wielu elementów i ciągła czujność.  Choć gra jest wymagająca, to dzięki obszernemu poradnikowi w zasadzie każdy będzie mógł rozpocząć zabawę w Destroyer: The U-Boat Hunter. Z odpowiednim podejściem i właściwym nastawieniem może być to wymagająca, ale zarazem i satysfakcjonująca rozgrywka, w której poczujecie się jak prawdziwi oficerzy i jego wierna załoga. 
fot. Daedalic Entertainment
+6 więcej
Produkcja Iron Wolf Studio już na etapie wczesnego dostępu wypada bardzo pozytywnie. Próba stworzenia wiernie odwzorowanych warunków przebywania na okręcie w pełni się udała. Mamy wrażenie, jakbyśmy rzeczywiście się tam znaleźli. Nie jest to zwykła gra akcji, mamy tu spokojne tempo, jeżeli jednak zapoznamy się z zasadami działania naszego okrętu, czas spędzony przy urządzeniach sterujących i nawigacyjnych nie będzie się dłużył. Trzeba się jednak nastawiać, że produkcja pochłania czas, samo nauczenie się mechanik nie przyjdzie od razu, ale dzięki temu otrzymamy przyjemny efekt w postaci gry, która jak żadna inna potrafi oddać realizm morskiej bitwy z niemieckimi okrętami podwodnymi. Jej poziom trudności to tylko dodatkowy atut, bo niejako motywuje nas, aby poznać wszystkie zakątki statku i działanie każdej z mechanik. Rozgrywka cały czas stanowi dla nas mniejsze bądź większe wyzwanie. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj