W 2023 roku Disney miał świętować 100. rocznicę swojego istnienia i nic nie wskazywało na to, że wytwórnia będzie musiała mierzyć się z problemami. Dopiero co w kinach premierę miał Avatar: Istota wody, który stał się trzecim filmem z największymi globalnymi wpływami w historii, przynosząc ponad 531 mln dolarów czystego zysku (dane na 19 kwietnia 2023 roku). Na najbliższe miesiące zaplanowano mocny kalendarz premier, uwzględniając kolejne produkcje Marvela, ale również aktorski remake Małej Syrenki, piątą część Indiany Jonesa oraz oryginalny Nawiedzony dwór, mający powtórzyć sukces Piratów z Karaibów, a wszystko to spięto klamrą ich najnowszej animacji Życzenie, oddającej hołd spuściźnie wytwórni założonej przez Walta Disneya. Nie brakowało więc potencjalnych hitów, które mogły zarobić w kinach na całym świecie miliardy dolarów i cieszyć się nie tylko dużą popularnością, ale również uwielbieniem widzów. Jednak ze wszystkich tegorocznych pełnometrażowych filmów wyprodukowanych przez Disneya tylko Strażnicy Galaktyki 3 stanęli na wysokości zadania. Nieudane produkcje to jedynie wierzchołek ogromnej góry porażek Disneya w 2023 roku.

Bob Iger na ratunek Disneyowi

Jeszcze w 2019 roku Disney miał aż siedem filmów w pierwszej dziesiątce najbardziej dochodowych produkcji roku, a każdy z nich przekroczył barierę miliarda dolarów globalnych wpływów. Przed pandemią wytwórnia nie miała sobie równych, rozdając karty dla całej branży. Jednak sytuacja korporacji pod rządami Boba Chapeka wyglądała coraz gorzej. Były prezes podjął szereg złych decyzji, które będą Disneyowi odbijać się czkawką jeszcze przez długie lata. Spanikowani dyrektorzy musieli wezwać na odsiecz swojego najwybitniejszego sternika w dziejach. W listopadzie ubiegłego roku Bob Iger po krótkiej emeryturze wrócił jako CEO Walt Disney Company. W tak wielkiej korporacji, w której koła zębate obracają się bez względu na przetasowania kadrowe na samym szczycie, rok to niewiele czasu, aby zmiany były zauważalne. Iger w niedawnej wypowiedzi przyznał, że pierwszy rok jego powrotu do prezesowania upłynął pod znakiem naprawiania sytuacji w firmie, a następny będzie etapem ponownego budowania i wyznaczania nowego kierunku dla wytwórni. Dodał, że przyczyną gorszych wyników studia jest zbyt duża liczba produkcji, co ma się zmienić w kolejnych latach. Tym razem Disney ma postawić na jakość, a nie ilość. Patrząc na porażki komercyjne i finansowe filmów z ostatnich dwunastu miesięcy, trudno się nie zgodzić z celami Boba Igera. W 2023 roku Disney miał tylko dwa kasowe hity, czyli Strażników Galaktyki 3 z 845,4 mln dolarów, którzy przebili wyniki pierwszej części (770,8 mln dolarów) i zaliczyli nieznacznie mniejsze wpływy z kin niż druga odsłona serii (869 mln dolarów), a także Między nami żywiołami, które zarobiło 495,9 mln dolarów. Pomimo kiepskiego weekendu otwarcia najnowszy film Pixara zdołał przyciągnąć widzów, co wydawało się niemożliwe po katastrofalnej w skutkach decyzji Boba Chapeka, który aż trzy produkcje studia udostępnił w ramach abonamentu Disney+, a także wielkiej porażce ubiegłorocznego Buzza Astrala, który zarobił 226,4 mln dolarów przy budżecie wynoszącym 200 mln dolarów.

Disney - globalne zarobki premier kinowych w 2023 roku

Fot. Disney
+5 więcej

Marvel w superbohaterskim kryzysie

Dla Pixara pojawiło się światełko w tunelu, ale tego samego nie można powiedzieć o Marvelu, dla którego był to najgorszy rok w całej 15-letniej historii MCU. Sytuację studia skrytykował nawet Bob Iger, dostrzegając, że produkowanych jest za dużo kontynuacji, co przekłada się na coraz mniejsze zainteresowanie uniwersum. Widzimy to na przykładzie projektu Ant-Man i Osa: Kwantomania, który zarobił zaledwie 463,6 mln dolarów, czyli najmniej z całej serii o tym superbohaterze. To i tak niezły wynik w porównaniu do Marvels, czyli największej porażki studia, która ustanowiła niechlubny rekord najmniejszych wpływów z premierowego weekendu i największych spadków w drugi weekend dla wszystkich produkcji z MCU. Marvel podjął już działania, które mają naprawić popełnione błędy. Niedawno opóźniono premierę kilku zaplanowanych na przyszły rok produkcji – Kapitan Ameryka 4 oraz Thunderbolts* pojawią się dopiero w 2025 roku. Na najbliższe dwanaście miesięcy studio zaplanowało kinowy debiut tylko Deadpoola 3, który ma stanowić ważny krok milowy dla dalszego rozwoju MCU, a przede wszystkim podsycić głód wśród fanów superbohaterskich produkcji, którzy w ostatnich latach mogli być przejedzeni filmami z tego gatunku. Wszelkie luki w premierach Marvel będzie łatał serialami, które również mają odznaczyć się wyższą jakością niż dotychczasowe propozycje trafiające na Disney+. Przekonamy się o tym już za niecały miesiąc, gdy na platformie streamingowej zadebiutuje Echo.
fot. Marvel Studios

W odległej galaktyce

Bob Iger musi też uporządkować bałagan w Lucasfilm. W styczniu bieżącego roku pojawiły się doniesienia, że Kathleen Kennedy nie panuje nad rozwojem Gwiezdnych wojen i twórcy nowych filmów z serii wymuszają na prezes studia niektóre działania. Informacje nie zostały nigdy potwierdzone, ale według scenarzysty Kamrana Pashy filmowcy, tacy jak Damon Lindelof czy Leslye Headland, mieli publicznie ogłaszać realizację swoich projektów z Gwiezdnych wojen jeszcze przed otrzymaniem zielonego światła od Kennedy. Z serialem The Acolyte od Headland ta sztuka się udała, ale Lindelof musiał zrezygnować ze swoich planów. Fani Star Wars już cztery lata czekają na nowy kinowy film z serii i nie wygląda na to, aby sytuacja miała się zmienić w najbliższych czasie. Po skasowaniu Star Wars: Rogue Squadron od Patty Jenkins i niezatytułowanego filmu, który miał wyprodukować Kevin Feige, podczas tegorocznego Star Wars Celebration zapowiedziano trzy nowe projekty – kontynuację historii Rey, nową historię od Jamesa Mangolda i produkcję Dave’a Filoniego, która ma być zwieńczeniem Mandoverse, czyli seriali The Mandalorian, Księgi Boby Fetta i Ahsoki. W przygotowaniu znajduje się także film Taiki Waititiego. Żadna z ogłoszonych produkcji nie ma jeszcze wyznaczonej daty premier, co oznacza, że sympatycy opowieści z odległej galaktyki muszą zadowolić się kolejnymi serialami debiutującymi na Disney+. Lucasfilm przejdzie jednak poważne zmiany. Niedawno ogłoszono, że Dave Filoni został nowym dyrektorem kreatywnym. Jego zadaniem będzie kierowanie projektami Gwiezdnych wojen już od wczesnego etapu prac. Studio będzie miało więc większą kontrolę nad produkcjami. Daje to nadzieję, że filmy i seriale ze świata Star Wars będą prezentować wyższą jakość niż do tej pory. Studio ma jednak poważny problem z innymi swoimi markami. Powrót Willow po 34 latach okazał się wielką porażką, więc serial został skasowany po pierwszym sezonie. Również inny głośny powrót – pewnego słynnego archeologa – nie można zaliczyć do udanych, bo nowy film z serii stał się jedną z największych kinowych klap tego roku. Indiana Jones i artefakt przeznaczenia kosztował 300 mln dolarów, a zebrał z kin na całym świecie jedynie 375 mln dolarów. Na szczęście produkcja przez kilka tygodni cieszyła się bardzo wysoką sprzedażą w serwisach VOD, więc prognozowana strata wynosząca 100 mln dolarów może okazać się ostatecznie dużo mniejsza.
materiały prasowe

Zmarnowanie życzenie

To, jak kiepski był to rok dla Disneya, najlepiej podkreśla ich najnowsza animacja. Produkcja miała stać się klejnotem koronnym na stulecie firmy, prawdziwą wisienką na torcie na tę wyjątkową rocznicę, metatekstualnym dziełem, które stanowiłoby hołd dla wielu klasycznych animacji wytwórni. Niestety Życzenie okazało się kolejną kosztowną porażką Disneya. W serwisie Rotten Tomatoes ma tylko 48% pozytywnych recenzji, co dla studia jest najgorszym wynikiem ich animacji od czasu Kurczaka Małego z 2005 roku, który pozytywnych ocen od krytyków zebrał zaledwie 37%. Filmem niezainteresowani byli również widzowie. Trzydniowe otwarcie wyniosło 19,6 mln dolarów, chociaż prognozowano, że w premierowy weekend Życzenie zarobi od 40 do 60 mln dolarów. Jako że debiut filmu przypadł na środę poprzedzającą Święto Dziękczynienia, po trzech dniach produkcja miał na koncie 31,6 mln dolarów z Ameryki, co i tak jest wynikiem sporo niższym, niż podawano w ostatecznych prognozach finansowych. Kosztująca około 200 mln dolarów animacja dowodzi, że Disney nie tylko musi popracować nad jakością swoich produkcji, ale również zoptymalizować ich budżety. Przykłady Życzenia, Indiany Jonesa i artefaktu przeznaczenia czy Marvels pokazują, że studio przepala ogromne pieniądze na filmy, które nie mają szans na siebie zarobić. Chociaż wytwórnia nic nie poradzi na rosnące koszty produkcji, to może podjąć kreatywne decyzje, aby twórcy lepiej spożytkowali oferowane budżety, przy jednoczesnym zachowaniu kontroli nad wydatkami.
Disney

Mała Syrenka i siedmiu krasnoludków

Disney nie może również liczyć na aktorskie remaki oryginalnych animacji. Filmy jeszcze na długo przed premierą wywołują masę kontrowersji, przede wszystkim licznymi zmianami względem pierwowzoru. Jeszcze kilka lat temu studio dosyć wiernie, a nawet zbyt dosłownie, przekładało animowane produkcje na wersje aktorskie, co stanowiło jeden z największych zarzutów widzów wobec tych tytułów. Jednak ostatnie remaki pod wieloma względami odchodzą od ukochanych dzieł, na których wychowywały się kolejne pokolenia dzieci. Co prawda aktorska Mała Syrenka nie miała stać się hitem na miarę Króla Lwa czy Pięknej i Bestii, ale film po prostu zarobił za mało – jedynie 566 mln dolarów przy budżecie wynoszącym 250 mln dolarów. Pocieszająca dla Disneya była premiera produkcji na ich platformie streamingowej, którą w ciągu pierwszych pięciu dni od debiutu odtworzono ponad 16 mln razy. Tym sposobem film stał się jedną z najpopularniejszych pozycji tego roku na Disney+. Wytwórnia ma świadomość, że produkcja tak drogich filmów, których koszty nie zwrócą się z samych biletów z kin, mija się z celem. Nie dziwi więc, że opóźniła premierę Śnieżki aż o rok. Produkcja miała zadebiutować pod koniec marca 2024 roku, ale na premierę kolejnego aktorskiego remake’u animacji będziemy musieli poczekać znacznie dłużej. W oficjalnym komunikacie nie podano powodów, ale do sieci trafiły informacje, że studio chce dopracować Śnieżkę i wyciszyć powiązane z nią kontrowersje. Dla Disneya jest to ważna produkcja, która musi odnieść finansowy sukces, aby prace nad innymi szykowanymi remake’ami mogły przebiec w spokojnej atmosferze.

Odzyskać dawną magię

Studio obecnie rozwija kilka nowych remake’ów, a jednym z ostatnio zapowiedzianych jest Vaiana: Skarb oceanu. Ruszyły prace nad aktorskimi wersjami Lilo i Stich oraz Mufasa: Król lew. Na swoją kolej czekają: Herkules, Bambi, Miecz w kamieniu, Robin Hood i Aryskotraci. Według plotek do tej listy trzeba dopisać także: Tarzana, Zaplątanych, Księżniczkę i żabę. Żaden z tych projektów nie został jednak oficjalnie ogłoszony, więc – podobnie jak miało to miejsce z Dzwonnikiem z Notre Dame – któraś z tych produkcji może nie powstać, pomimo obecnych planów wytwórni. Disney zamierza ratować się również innymi sprawdzonymi markami, czyli Toy Story i Krainą lodu od Pixara. Studio pracuje już nad piątą częścią przygód Chudego i Buzza, a także trzecią historią z Anną i Elsą w rolach głównych. Niedawno Bob Iger nawet zasugerował, że Kraina lodu może otrzymać czwarty film z serii. W przygotowaniu jest także W głowie się nie mieści 2, więc Disney wyznaczył dla Pixara nowy kierunek, w którym animatorzy będą pracowali nad kontynuacjami, a nie oryginalnymi pomysłami.
Źródło: materiały prasowe

Zakazany owoc

Wielka przygoda Walta Disneya z pełnometrażowymi filmami rozpoczęła się od jabłka podarowanego Królewnie Śnieżce przez Wiedźmę. Okazuje się, że historia może zatoczyć koło... W sierpniu tego roku pojawiły się doniesienia, że korporacja może zostać sprzedana Apple. Ma być to jeden z planów na przyszłość Boba Igera, który w 2006 roku odkupił od firmy Steve’a Jobsa studio Pixar. Dodatkowo obecny prezes Disneya przez wiele lat zasiadał w zarządzie Apple. Byli dyrektorzy wytwórni twierdzą, że Iger zamierza pozostać prezesem Disneya na tyle długo, aby doprowadzić do zakończenia transakcji przejęcia firmy przez Apple’a. Na przeszkodzie mogą jednak stanąć organy regulacyjne, w tym Federalna Komisja Handlu, która tak wielką fuzję w segmencie rozrywkowym może uznać za działanie monopolistyczne. Doszłoby do powtórki scenariusza z Microsoftem i Activision Blizzard.

Nie tylko Avatar

Pomimo wszystkich tych zawirowań w kalendarzu premier, pozostawieniu tylko jednego kinowego filmu Marvela i braku nowej kinowej produkcji z Gwiezdnych wojen, przyszły rok rysuje się dla Disneya w jasnych barwach. Wytwórnia ma kilka potencjalnych hitów, które nie tylko mogą przynieść ogromne zyski, ale również spodobać się widzom. Na pierwszy z nich, czyli Królestwo Planety Małp będziemy musieli poczekać do maja. Tym filmem Disney rozpocznie przyszłoroczny okres wakacyjny. Na najcieplejsze miesiące studio zaplanowało również: W głowie się nie mieści 2, które zaliczyło rekord wyświetleń pierwszego zwiastuna, Deadpoola 3 i Obcy: Romulus. Z kolei w przyszłoroczne święta twórcy będą próbowali zachwycić nas kontynuacją Króla Lwa. To właśnie 2025 rok będzie kluczowy dla Disneya. Fantastyczna czwórka, Captain America: Brave New World, Śnieżka, aktorska Vaiana, Elio, Thunderbolts, Blade, the Vampire Slayer i w końcu Avatar 3. To bardzo mocny kalendarz premier, który może przywrócić wytwórni dawną świetność.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj