Mężczyzna nie zna kobiety, która właśnie przekracza drzwi restauracji. Podświadomie wiedział jednak, że dzisiejszego wieczora ona tutaj się pojawi. Zawsze się zjawiają, niezależnie, czy trwa wieczorna szampańska impreza, czy knajpa zapełniona jest korposzczurkami dopinającymi swoje startupy podczas przedpołudniowych lunchów. Czasem przychodzą same, innym razem z grupką przyjaciół. Zdarza się i tak, że kobieta przybywa z drugą połówką na romantyczną randkę, próbując desperacko wprowadzić nieco pikanterii do swojego monotonnego związku. Dla niego nie ma to żadnego znaczenia. Tego wieczoru, jak i podczas wielu poprzednich, nie liczy się nic poza jego wewnętrzną potrzebą bliskości i intymności z piękną kobietą. Jakie znaczenie mają ludzie wokół niego, którzy z wręcz fanatycznym uwielbieniem spijają każde słowo z jego ust? Czym jest smutny wzrok jego żony, która z każdym kolejnym dniem traci go kawałek po kawałku? Nic nie jest w stanie równać się z jego wewnętrznym imperatywem, każącym mu zanurzyć się w świat niebezpiecznego seksu z nowo poznaną osobą. Dla chwili, w której da upust drzemiącym w nim pokładom miłości, jest gotowy wyrzec się wszystkiego. Moralności, etyki, zasad społecznych. Czemu taki jest? Szkoda mu czasu i zdrowia na zgłębianie tego. To robota dla konowałów. Mężczyzna dopija drinka i rusza pewnym krokiem do nieznanej mu piękności.
fot. materiały promocyjne
Jeszcze zanim zamieniają pierwsze słowa, on wie, jak to się potoczy. Gra wstępna, którą rozpoczynają już w barze podczas zmysłowej rozmowy, dla niego jest rutyną, a dla niej magiczną chwilą, wprowadzającą w jej życie nutkę czegoś niepowtarzalnego. Gdy już jest po wszystkim, ona w zmierzwionej pościeli będzie w pośpiechu szukać swojej bielizny, on, leżąc na wznak, zacznie myśleć o śmierci. Teraz jest słaby, bezbronny, a ból skrywany głęboko w jego sercu i duszy eksploduje z siłą bomby atomowej. Gdzie są te konowały, gdy są potrzebne? Całe szczęście szuflada w jego sypialni wypełniona jest specjałami na takie sytuacje.
 Anyżowe kropelki na lęki. Czopki na nieudane związki. Kompresy na stresy. Jodyny i watki na ducha upadki. Maści na melancholii zapaści. Bańki na depresyjne poranki. Nasiadówki na wymioty od zgryzoty. Pastylki na bolączki gorączki.
Kolejny wieczór, kolejna restauracja, a po nocnych i porannych lękach nie ma już ani śladu. Chemia, którą mężczyzna sobie codziennie aplikuje, jest równie pociągająca co przelotne postacie. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że picie mocnego alkoholu to wprowadzanie elementu baśniowego do rzeczywistości. Czas więc na nową bajkę. Cokolwiek, aby karuzela życia nieco nabrała tempa. Czas poznać tożsamość owego pana. Zapewne nie raz o nim słyszeliście, czytaliście lub gdzieś wam mignął na małym bądź wielkim ekranie. Jego sylwetka jest obecna w popkulturze od wieków, mimo że często zmienia twarz. Kiedyś nazywał się Hank Moody i był niepokojąco podobny do pisarza Charlesa Bukowskiego. Sam również pisał, a jego największe dzieło "Bóg nienawidzi nas wszystkich" zostało zekranizowane pod tytułem "Mała zwariowana rzecz zwana miłością". I jak w takiej sytuacji wrażliwy artysta ma nie pić i nie ćpać? Kiedy owoc duszy i serca przemienia się w hollywoodzką papkę, trudno nie popaść w dekadentyzm i nihilizm. A Moody jest nimi przepełniony, choć ciężko go nie lubić, bo przecież w gruncie rzeczy to dobry człowiek. Podobnie jak pewien milioner, który od czasu do czasu ubiera żółtoczerwoną zbroję i ratuje świat przed zagrożeniem z kosmosu. Co ciekawe, Tony Stark (bo o nim tutaj mowa) zanim związał się z tą jedyną i odpowiednio skalibrował kompas moralny, podążał drogą wytyczoną przez swojego ojca. Obaj panowie to dobrzy ludzie, którzy wielokrotnie udowodnili swoją wartość. Jednak ich życie osobiste pozostawiało wiele do życzenia. Zarówno Howard, jak i Tony skrzywdzili wiele osób, pędząc za swoimi hedonistycznymi potrzebami. Podobno takich panów określa się mianem „słodki drań”. Ich bezeceństwa i rozwiązłość imponują, bawią i ekscytują. Z drugiej strony stoi natomiast konsumpcjonizm, nieuczciwość, obłuda i hipokryzja. Czy ktoś przypomni mi, czemu kochamy Starków? Może tropem w tym temacie będzie serial Billions, z parą prawdziwych degeneratów w roli głównych bohaterów. Bobby "Axe" Axelrod i Chuck Rhodes to ludzie na najwyższych stanowiskach, którzy już dawno zapomnieli, czym jest moralność w klasycznym tego słowa znaczeniu. Obaj panowie to prawdziwe bestie i drapieżcy rzucający się do gardła każdemu, kto stanie im na drodze. Mimo że mają całkiem ułożone życie osobiste, w rzeczywistości ich egzystencja to ciągła wojna ze wszystkimi. Po trupach do celu, wynik za wszelką cenę, sukces uświęca środki… Mimo to obaj mają w sobie coś takiego, co sprawia, że chce się ich poznać, porozmawiać, posmakować ich życia. Szczególnie Axelrod, będący serialowym odpowiednim Tony’ego Starka, przyciąga jak magnes. Skończony degenerat, od którego nie można oderwać się wzroku. Pamiętacie serial Mad Men i Dona Drapera? Ideał w pracy, obłudnik w domu. Mimo że miał piękną, kochającą żonę i wspaniałe dzieci, romansował z kim popadnie podczas swoich służbowych eskapad. Zły człowiek, mógłby ktoś powiedzieć, a przecież to on jak nikt inny najbardziej pasuje do opisu rozpoczynającego te rozważania. Don był targany emocjami, których nie potrafił kontrolować. Jego wewnętrzny ogień płonął tak mocno, że z jednej strony predestynował go do wielkich rzeczy, a z drugiej spalał go od wewnątrz. Za każdy romans, każdy przygodny seks, każdą szklaneczkę whisky wypitą w obskurnym barze płacił słono, utratą części siebie. Dopiero w ostatnich scenach serialu, kiedy podczas medytacji osiąga upragniony spokój, mamy pewność, że Donowi udaje się przygasić płonący ogień. Było to jedyne wyjście z tej sytuacji, bo alternatywa mogła zniszczyć go całkowicie jako człowieka. Jak nisko może upaść genialny człowiek wiedzą zapewne Ci, którzy oglądali serial The Knick. Dr John W. Thackery to lekarski nowator, który na początku XX wieku stara się zrewolucjonizować amerykańską służbę zdrowia. Podobnie jak pozostali „wspaniali degeneraci”  i on zmaga się z wewnętrznymi demonami. Uzależniony od kokainy i heroiny, nagminnie korzysta z usług prostytutek, przez co nie potrafi się zaangażować uczuciowo w żaden poważny związek. Narkotyki go wykańczają, jednak brnie w nie, szukając ulgi i odskoczni od stresującego życia, jakie prowadzi. Nałóg potrafi doprowadzić do upodlenia porządnych ludzi, o czym popkultura przypomina nam raz za razem. Uzależnienie psychiczne i fizyczne niszczy także duszę, o czym dobrze wiedzą protagoniści takich filmów jak Shame czy Flight. Bohater pierwszego obrazu to ambitny yuppie, uprawiający seks z przypadkowo napotkanymi osobami. Drugi jest pilotem alkoholikiem, który nie jest w stanie zapanować nad swoim życiem, mimo że w pewnym momencie staje na piedestale. Obaj panowie dopuszczają się karygodnych rzeczy, jednak trudno nam ich znienawidzić. Są słabi, uwikłani, zmagają się ze swoją egzystencją, mają problemy, które ich przerastają. Brzmi znajomo? Czyżby patrząc na popkulturowych degeneratów, jawił się nam obraz nas samych? Czy rola moralnego wykolejeńca jest zarezerwowana jedynie dla mężczyzn? Nic z tych rzeczy. Poznajcie Nurse Jackie. Kochająca żona, doskonała matka, sumienne pielęgniarka w jednym z nowojorskich szpitali. A teraz poznajcie Jackie Peyton. Ćpunka niepotrafiąca poradzić sobie z narkotycznym głodem, notoryczna oszustka, kobieta zdradzająca męża przy każdej możliwej sytuacji. Jackie bardzo dobrze zdaje sobie sprawę ze swojej dwoistej natury. W pełni ją akceptuje i w bardzo cyniczny sposób oddziela życie rodzinne od swojej mrocznej strony, z którą nota bene jest jej całkiem do twarzy. Siostra Jackie to doskonały dowód, że służba zdrowia ma szczęście do genialnych degeneratów. Wcześniej wspomniany doktor Thackery jest tutaj doskonałym przykładem. Nie można też zapominać o słynnym Gregorym House, którego niedoskonałość w życiu prywatnym idealnie koresponduje z zawodowym perfekcjonizmem. Jerzy Grobicki, bohater nowego serialu pod tytułem Autor Bestsellerów, mówi głosem Cezary Pazura o ekshibicjonizmie moralnym, czystym popędzie i nietłumieniu pragnień. Czy w tych słowach kryje się klucz do zrozumienia fenomenu popkulturowych degeneratów? Podążają za żądzą, nie licząc się z kosztami, a później, będąc bardzo wrażliwymi ludźmi, odchorowują to straszliwie. Stąd dekadentyzm, tęsknota i uzależnienia. Oglądamy takie postaci i czujemy delikatne ukucie zazdrości. Czemu sami nie potrafimy, tak jak bohater ze wstępu, uzyskać tego, czego chcemy? A może czujemy satysfakcję, patrząc, z jakim kosztem wiąże się takie życie? Czujemy się bezpieczni w swoich kapciach i na swoich kanapach, podczas gdy ci, którzy sięgają po zakazany owoc, miotani są spazmami wewnętrznego cierpienia? A może po prostu takie nieoczywiste osobowości są atrakcyjne dla widza? Herosi, których charyzma jest często idealizowana do granic możliwości, nie są przecież rzeczywistymi postaciami, a odpowiednikami ludzi, z którymi każdy chciałby przebić piątkę lub napić się piwa. Takie osoby są skomplikowane, ale też niezwykle pociągające pod względem charakterologicznym. Dlatego też popkultura kocha słodkich drani z problemami. Świat sztuki bez ich uroku byłby dużo uboższy niż jest teraz.
Nowy serial z Cezarym Pazurą!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj