Do wszystkich chłopców, których kochałam… inaczej

I to jest drugi powód, dla którego ta produkcja jest tak dobra. Nie ma tu toksycznej relacji, udającą coś normalnego. Nie mamy Edwarda Cullena, który dwanaście lat temu (jak ten czas leci!) powodował dyskusje, na ile to jego pilnowanie Belli Swan to był zwykły stalking a na ile normalne zachowanie i czy powinniśmy coś takiego pokazywać nastolatkom jako przykład wielkiej miłości. Jasne, nasi bohaterowie zachowują się nieraz głupio, ale to "głupio" można uznać za pasujące do wieku, a nie za toksyczne. Zwłaszcza w filmie, bo w książce nie do końca tak się udało. Cieszę się, że (Jak na razie? Oby?) twórcy ominęli cały „całuśny” wątek pomiędzy Larą Jean a byłym chłopakiem Margot, robiąc z tego zupełnie platoniczną relację, która może by miała szansę wybrzmieć, gdyby nie to, że pojawiła się starsza siostra głównej bohaterki. Również cały wątek jak te listy dostały się do adresatów, miał o wiele lepsze brzmienie. Nie chodzi oczywiście, że młodsza siostra Lary Jean z zemsty nie mogła wysłać tych listów (co, jak na jej wiek wydaje mi się zupełnie normalne – ot, złośliwy żart za żart, sama pamiętam, że zupełnie niewinne skradałam się do gadu-gadu swoich starszych koleżanek, by w ich imieniu wyznawać ich przypadkowym kolegom miłość), raczej nie podobało mi się zachowanie w tym wszystkim Lary, które ową zemstę rozpoczęło. Wyśmiewanie uczuć swojej młodszej siostry do chłopaka nie pasowało mi zwyczajnie do jej charakteru. Dlatego cieszę się, że pominięto ten wątek i pokazano, że Kitty chciała po prostu zadbać w swój dziwny sposób o Larę Jean. Może jest to trochę bajkowe wyjście. Ale patrząc na wiek tej bohaterki, czy takie bajkowe wyjście nie pasuje? Także wspomniane już relacje dziewczyn z ojcem wydają się ciepłe, choć nieidealne. W końcu Margot jest bardziej równą mu partnerką, nawet opiekunką, niż córką, a po jej wyjeździe Lara musi zająć tę rolę. Jasne, to nie jest rzecz, którymi powinny zajmować się dzieci, jednak czy zmienia to fakt, że widać miłość pomiędzy dziećmi a ojcem i to, że można mieć świetne relacje z dzieckiem, a jednocześnie być poza jego życiem. Bo to taki wiek, gdy pewne rzeczy już się dzieją poza rodzicem i pewnie niejeden rodzic nastolatka, widząc zmieszanie ojca dziewczyn, co do ciągłych zmian w życiu córek, ponuro kiwali głowami. To też nadaje dużo realizmu, jednocześnie też mam wrażenie, że przez to twórcom ciężko tych rodziców umieścić w historiach nastolatków. Bo ten ojciec i matka nie są już tak ważni, jednocześnie tworząc całą bazę dla życia swoich dzieci. I ostatnie, jeśli chodzi o relacje, to oczywiście to tytularne kochanie. Wraz z wiekiem widzimy, za co innego kochała swoje obiekty westchnień Lara Jean, a także, jakie to jest na zupełnie innym poziomie, gdy twój obiekt westchnień odwzajemnia twoje uczucie. Bo w końcu okazuje się, że platoniczne kochanie kogoś za coś może nie jest łatwe, ale tworzenie związku z osobą z krwi i kości, z zaletami i wadami – jeszcze trudniejsze.
fot. screen z YouTube

Listy Lary Jean

Przechodząc już do przedostatniego ważnego punktu. Ogromną zaletą Do wszystkich chłopców, których kochałam to oczywiście sama fabuła. Fabuła, która wcale nie jest tak wydumana (jasne, możemy teraz zastanawiać się na ile jest sens pisać i adresować listy, które nie są do wysłania), ale jakby sam fakt przelania uczuć na papier nie wydaje się niczym dziwnym czy przekombinowanym. Wręcz przeciwnie – mimo komórek, tabletów czy laptopów, nadal niektóre rzeczy lepiej przelać na papier. Czy w specjalnych do tego pamiętnikach, czy to na kartkach w zeszycie. Pomysł zupełnie prosty, acz możliwy i wydający się historią, która może wydarzyć się naprawdę. I ta bliskość fabularna tez powoduje, że ta historia jest nam bliska. I jasne, pytanie, na ile osoba z podobną historią, mogłaby liczyć na tak pozytywne reakcje jak sama Lara, gdzie wszyscy mniej lub bardziej zrozumiale reagowali na to specyficzne wyznanie miłosne. Z drugiej strony, to nie jest jednak film psychologiczny, a komedia o nastolatkach, w której wszyscy są sympatyczni. Więc miło myśleć, że istnieje świat, w którym takie reakcje są normalne. Poza tym, może to też być pewna lekcja dla nastolatków, że czyjeś zakochanie nie musi nas zawstydzać, ani nie musimy przez to zawstydzać tej osoby. Pokazanie zdrowego sposobu na odrzucenie uczuć też jest ważne.  Na pewno jednak jak najprawdziwszymi reakcjami byłyby te Lary Jean. Kto nie czułby wstydu i zażenowania w takiej sytuacji? Kto nie miałby wrażenia że jego szkolne życie – czyli całe życie – nie byłoby skończone po czymś takim? Dlatego tym bardziej  łatwo utożsamiać się z bohaterką i przeżywać jej historie. W końcu nikt nie chciałby się znaleźć w takiej sytuacji, że jego sekrety wychodzą na jaw.
fot. Netflix

Lana Candor, Noah Centineo i problem wieku

Chcę zaznaczyć jedno – nadal czekam na czasy, gdy Hollywood pozwoli w filmach i serialach dla nastolatków, zagrać prawdziwym nastolatkom. I nie, nie po to oglądałam trzy sezony Słodkich kłamstewek, by uwierzyć, że Janel Parrish może mieć dziewiętnaście lat. I jasne, miło popatrzeć na Noaha Centineo, jednak jest on już o kilka lat za stary, by grać szesnastolatka i jestem zła, że wciąż pokazujemy nastolatkom niedoścignione ideały – że w wieku szesnastu lat będą wyglądać jak dwudziestokilkulatkowie. Odsuwając jednak na bok te dywagacje, nie mogę odebrać aktorom naprawdę dobrej gry. Może powiem coś dalece kontrowersyjnego, ale uważam, że ciężej naturalnie zagrać zwyczajne postaci niż te, mające w sobie coś charakterystycznego. I nadal uważam, że Witold Pyrkosz pokazał, co oznacza być wyśmienitym aktorem, gdy mieszał sobie herbatę jako Lucjan na planie M jak Miłość – bo na Boga, nikt sobie tak naturalnie nie miesza herbaty – że jesteś w stanie uwierzyć, że naprawdę oglądasz życie jakiegoś Lucjana Mostowiaka.  Jasne, nie mówię, że takie role to role oscarowe. Jednak patrząc na przykładzie aktorki Shay Mitchell: łatwiej zagrać trochę przerysowaną królową pszczół Peach Salinger z Ty niż zwykłą nastolatkę Emily Fields, którą czekają różne przygody jak w Słodkich kłamstewkach. I ci aktorzy tutaj, dają radę. Noah jest odpowiednio chłopięcy i zadziorny, jednocześnie nadal przypomina prawdziwego chłopaka, a nie niedoścignione marzenie każdej dziewczyny. Lana Condor jest odpowiednio urocza i niewinna, a pokazała, że potrafi zagrać zupełne przeciwieństwo Lary Jean w Szkole zabójców (choć osobiście wole jej Larę niż Sayę Kuroki). Reszta aktorów również się sprawdza, zwłaszcza moja imienniczka, Anna Cathart, błyszcząca jak diament  w swojej iście komediowej roli. Za różne rzeczy można kochać/lubić/mieć sympatię do filmu Do wszystkich chłopców, których kochałam. Ja może nie jestem wielką fanką numer jeden, ale wsiąkłam na tyle, że po filmie rzuciłam się na pierwszą część książki, by szybko ją oddać do biblioteki – tylko po to, by wypożyczyć drugą część, bo po zarwaniu nocy chciałam wiedzieć co dalej. A prawie dekada minęła, odkąd czytałam książkę dla nastolatek. Dlatego z chęcią znów wrócę do tego świata, ciekawa, jak twórcy wybrną z tego, że pokazali już półtora historii z dwóch pierwszych książek, a zamierzają zrobić trylogię – tak jak w papierowej wersji. Czy dodadzą nowe elementy? A może wykorzystają te, których jeszcze nie wykorzystali wcześniej? Czy zabiorą następny kawałek fabuły z trzeciej części? Tak czy siak, ja na pewno zasiądę przed ekranem, aby poznać następną część tej historii. A ty czytelniku, za co kochasz przygody Lary Jean?
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj