O miano największego hitu tygodnia walczą Olimp w ogniu i Park Jurajski. Ten pierwszy to kino w starym, dobrym (?) stylu. Atmosferę obrazu Antoine’a Fuqua najlepiej zdradza jego zwiastun. Przystojny prezydent, przystojny ochroniarz, grupa nienagannie ubranych innych pracowników Białego Domu, dramatyczna muzyka, a liczby wybuchów nie powstydziłby się Michael Bay. Do tego jeszcze strzelanie, bijatyki, strzelanie, ucieczki, pościgi i strzelanie.

Nie mniej pompatyczny, choć na pewno lżejszy politycznie, jest Park Jurajski. Do kin trafia po dwudziestu latach od swojej właściwej premiery w ramach cyklu wskrzeszania starych hitów pod pretekstem dodania im nowego wymiaru. Zastosowany efekt 3D w filmie Stevena Spielberga nie razi, co już jest swego rodzaju zaletą, ale wydaje się, że powinno się oczekiwać od niego nieco więcej. Podobnie jak inne konwersje, Park Jurajski oferuje nam więc dwie bitmapy - jedną znajdującą się bliżej, drugą dalej od naszych oczu. Ale pomimo stałych narzekań na niedoskonałości tej technologii, trudno nie przyznać, że film się broni. Ba, on nawet atakuje. Dzięki dużemu naciskowi na animatronikę i jak najskromniejsze użycie w całości wygenerowanych komputerowych obiektów, Park Jurajski wciąż zachwyca efektami specjalnymi. Tego nie będzie można pewnie powiedzieć za 20 lat o Transformers.

Powrót do przeszłości serwuje nam też Reality w reżyserii Matteo Garrone. Włoch przywołuje w nim ducha "Big Brothera", słynnego niegdyś programu typu reality show. Jeśli sięgniecie pamięcią wystarczająco daleko, to na pewno przypomną wam się czasy królowania niskiego głosu tytułowego Wielkiego Brata, dramatyczne nominacje do eksmisji, a także wyprowadzanie odpadających z programu uczestników przez Martynę Wojciechowską. Garrone świetnie diagnozuje wpływ telewizji na ludzkie życie oraz przedstawia wzruszająca i dającą do myślenia opowieść. Jego wnioski są jednak mocno spóźnione. Era "Big Brothera" minęła już dawno (także we Włoszech), a reality show dziś wygląda zupełnie inaczej. Podobną tezę trzeba tu postawić w przypadku polskiego "Dnia kobiet" – dobrze, że film powstał, tylko czemu dopiero teraz?

Jako jedyna, teraźniejszość opisuje Anja Salomonowitz, której Drogę do Hiszpanii również można w końcu oglądać w polskich kinach. Choć film pojawia się dwa lata po światowej premierze, fabuła ma charakter uniwersalny i będzie równie aktualna jeszcze przez długi czas. Austriacki obraz opowiada o poszukiwaniu Boga, religijności, próbach odnalezienia na nowo wiary. To historia o ludziach, którzy znajdują się na życiowych zakrętach. Kino dobre na każdy dzień, chyba że ktoś po prostu preferuje np. dinozaury.

Niezależnie na co się wybierzecie, pamiętajcie, że Park Jurajski to tylko fikcja i wydarzenia tam pokazane nie mogły zdarzyć się naprawdę. Tak zawsze mówił słynny paleontolog, doktor Ross Geller.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj