House nie łamie zasad tylko po to, aby uratować pacjentów. Robi to, ponieważ działanie wbrew regułom sprawia mu naprawdę wielką przyjemność.
House to z pozoru człowiek, który za nic ma ludzkie życie. Oczywiście jest to błędne spostrzeżenie. Zależy mu na życiu innych – jest przecież lekarzem. Nie zwraca jednak uwagi na to, jak odnosi się do pacjentów. Uważa innych za głupszych od siebie i czuje się w obowiązku im o tym ciągle przypominać (relacja z jego głównymi podwładnymi ociera się wręcz o mobbing). A żeby zdobyć (nawet nie jego sympatię, bo to niemożliwe) jego szacunek, należy wykazać się niesamowitą inteligencją. Przez to nie dopuszcza innych osób do siebie, a oni nie zapraszają go też do swojej sfery prywatnej. Wilson, teoretycznie jego najlepszy przyjaciel, w jednym z odcinków celnie zauważa, że dla House'a liczy się tylko rozwiązanie zagadki. Nie jest jak inni lekarze, którzy mają tzw. kompleks mesjasza i wydaje im się, że są jak Superman. Nasz główny bohater, traktując przedmiotowo bliskie mu osoby i pacjentów, staje się człowiekiem niezwykle samotnym. To cena, którą jest gotów zapłacić, aby być wyjątkowy – przynajmniej według samego siebie.
Nie można dobrze scharakteryzować House'a bez wspominania o bólu. House stale bierze Vicodin, od którego jest uzależniony. Ważną cechą tego leku jest to, że tłumi uczucie bólu, jednak całkowicie go nie eliminuje. Bohater zmaga się z wielkim cierpieniem, więc nic dziwnego, że nie tryska optymizmem czy życzliwością. Cuddy celnie stwierdziła, że doktor bierze ten lek, aby stłumić ból nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Gdy jest pod ich wpływem (mówiąc wprost: jest naćpany), łatwiej mu się nie przejmować losem innych, dzięki czemu nie spada mu z twarzy maska zimnego jak głaz egocentryka. Życie w ciągłym bólu to jedna z cech charakterystycznych głównego bohatera serialu. Dzięki temu może pokazać się światu jako wyjątkowy, niezwykle inteligentny człowiek. Wiąże się z tym też ciekawa historia z 5. sezonu. House zmienia Vicodin na Metadon, który całkowicie uśmierza ból. Lekarz zmienia więc i swoje podejście – zwraca się do kolegów czy pacjentów z większym szacunkiem. Ma to jednak swoją cenę. Ból w połączeniu z Vicodinem wzmacniał u niego możliwość ocenienia sytuacji na chłodno. Lekarz pozbawiony bólu jest mniej ostrożny i popełnia błąd. Po tym zdarzeniu wraca do nałogu. Woli cierpieć niż być normalnym, zwyczajnym, nie daj Boże, przeciętnym człowiekiem. Bo przeciętność to coś, czego House naprawdę nienawidzi. Uważa, że ból sprawia, że jest tak wyjątkowy. Jest to więc człowiek niezwykle niebezpieczny - nie dla otoczenia, a dla siebie samego. I nie ma zamiaru słuchać argumentów dotyczących tego, że tak naprawdę się niszczy.
Wróćmy więc do pytania – dlaczego Greg został lekarzem? Bo miał świadomość, że gdy będzie potrzebny, ludzie będą go akceptować bez względu na to, kim jest, skąd pochodzi i co sobą reprezentuje. Takim osobom jak on, czyli geniuszom, daruje się wiele rzeczy – każde dziwactwo, które u normalnego człowieka wywołałoby niepokój. House to geniusz, nie ma co do tego wątpliwości. A to w połączeniu z autodestrukcyjnym trybem życia i całkowitym wyzbyciem się uczuć, daje nam – nie boję się użyć tego słowa – postać tragiczną. To człowiek, który jest ofiarą własnego życia. Bycie geniuszem ma swoją cenę. Otoczenie House'a ma wielki pożytek z jego intelektu, ale nie ponosi żadnych kosztów. Koszty ponosi sam zainteresowany, który nie chce być tak po ludzku szczęśliwy i zwyczajny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj