Apokalipsa na ekranie to bardzo często nie tylko pretekst do pokazania filmowego widowiska, ale także do analizy ludzkiej natury. Takim sposobem historie postapokaliptyczne w różnym stopniu starają się mówić coś więcej o człowieczeństwie.
Apokalipsa w popkulturze objawia się w różnych formach. Przeważnie na ekranie widzimy katastrofy naturalne, różnego rodzaju epidemie, inwazje kosmitów, a w ostatnich latach rzadziej skutki wojny nuklearnej (ten motyw był popularniejszy dużo wcześniej). To wszystko staje się pretekstem do historii, która często ma głębsze przesłanie i nawet może dawać widzom do zrozumienia coś na temat ludzkiej natury. Jak zachowalibyśmy się w takiej sytuacji? Co to powiedziałoby o nas jako o ludziach? Scenarzyści filmów i seriali są pesymistami, albo nawet można nazwać ich fatalistami, ponieważ ich obraz ludzkości i człowieczeństwa nie stawia nas w dobrym świetle.
Tak wielkie katastrofalne wydarzenie przeważnie wyrównuje pole gry i w pewien sposób wywraca wszystko do góry nogami. W świecie postapokaliptycznym nie będą rządzić te same osoby, które były jednostkami u władzy w normalnej rzeczywistości, ponieważ taką rządzą inne zasady. Dlatego pionki są inaczej rozstawione i ktoś, kto był nikim, nagle może stać się przywódcą osiągającym swoje cele i pragnienia. A ktoś, kto władał firmami i ludźmi, będzie przerażonym człowiekiem, nie mającym najmniejszych zdolności do przetrwania. To przetasowanie jest jednym z najbardziej naturalnych i oczywistych wątków gatunku, który związany jest z ludzką naturą i w jakiś sposób cofa ludzkość do czasów, gdy wpływy nie opierały się tylko na kwotach w banku czy znajomościach. Przerażające jest to, że wówczas nie tylko na przód wychodzą jednostki silne, charyzmatyczne i odnajdujące siebie w niemożliwej sytuacji. To też pozwala na o wiele więcej osobom hołdującym swoim chorym pragnieniom, które nie są już ograniczane przez społeczne zasady i konwenanse. Wiemy przecież, że w filmach i serialach związanych z apokalipsami bardzo często szaleńcy, mordercy i tym podobni stają się większym niebezpieczeństwem niż samo pierwotne zagrożenie niszczące świat. A nie raz są to ludzie, którzy dopiero po końcu świata tacy się stają, bo tak to zawsze towarzyszyłoby im pewne ograniczenie.
To właśnie jest dla mnie fascynujące w tym gatunku filmowym, ponieważ pokazuje naturę ludzką na wszelkie sposoby. Począwszy od jej ułomności i podatności na wpływ braku ograniczeń, skończywszy na desperackiej wręcz chęci odzyskania normalności. Wiele historii przecież opiera się na próbach odbudowy cywilizacji, więzi społecznych i zasad, które do tej pory nadawały życiu sens. Te filmy wręcz zaskakująco pokazują, jak świat bez zasad jest przerażającym miejscem. Trudno sobie wyobrazić siebie i sposób, w jaki można byłoby się w nim odnaleźć. Jednocześnie jednak twórcy dają widzom jasny sygnał: człowiek potrafi się przystosować do wszystkiego. Wszyscy mamy tę zdolność, ale nie każdemu to wychodzi i stąd wspomniane przetasowanie wśród ludzkości pod względem tego, kto będzie dowodzić, a kto słuchać.
Hollywood jednak nie ma dobrego zdania o ludzkości, bo choć zawsze mamy jakieś oznaki dobra, kwestia człowieczeństwa jest w nim zanikająca. Nowa rzeczywistość sprawia, że zaczynamy ją zatracać, bo brutalny świat wymaga decyzji, do których nigdy nie sądziliśmy, że jako ludzie możemy być zdolni. W świecie seriali aktualnym i świetnym przykładem jest oczywiście The Walking Dead, gdzie przez 10 sezonów obserwowaliśmy ludzkie zagubienie, łączenie się w grupy niczym plemiona i bezpardonową walkę o przetrwanie. Widzimy, że na pierwszym planie byli ludzie, którzy przed apokalipsą byli policjantami, nauczycielami czy pracownikami biurowymi. Mowa tu odpowiednio o Ricku Grimesie, Neganie oraz Gubernatorze, więc trzech jednostkach wybitnych w świecie opanowanym przez zombie, którzy stali się przywódcami, dającymi poczucie bezpieczeństwa, wyznaczającymi kierunek społeczności i mającymi pomimo wszystko aspiracje do tworzenia cywilizacji wedle własnych zasad. Negan i Gubernator w kluczowych okresach serialu byli bezwzględnymi mordercami, którzy nie bali się brudzić rąk i zabijali bez mrugnięcia okiem. A przecież mówimy o nauczycielu oraz facecie pracującym w biurze, czyli ludziach, którzy pozornie w normalnym świecie pewnie prowadziliby nudne, zwyczajne życie bez ekscytacji i przygody. Rick jako ten dobry też miał momenty zatracania człowieczeństwa, ale ostatecznie zachował je. To właśnie ten serial pokazuje, że kluczowym wątkiem takich opowieści niekoniecznie jest tylko walka o przetrwanie, ale również batalia o to, by pozostać człowiekiem.
Zawsze oglądając tego typu historie, mamy do czynienia z troszkę powielającymi się schematami. Nie da się nie zauważyć grup szaleńców żądnych krwi bohaterów, którzy bez zawahania zabiją w brutalny sposób. Z jednej strony mamy świadomość, że jest to wprowadzane, ponieważ w fabule muszą być jacyś antagoniści, bo w końcu rozrywka bez nich nie byłaby aż tak ciekawa. Z drugiej strony jednak to smutny obraz braku człowieczeństwa i empatii w świecie, który wydaje się w jakimś stopniu inspirowany codziennością. W końcu scenarzyści tworząc takie opowieści, nie opierają się jedynie na wyobraźni, ale też mają na nich wpływ wydarzenia, które śledzimy każdego dnia. A te często pokazują, że nasz świat jest czasem wręcz koszmarnie straszny i gdyby nie społeczne normy, prawo i inne aspekty cywilizacji, byłoby źle. Trudno więc dziwić się, że wnioski wysnuwane w takich historiach zawsze prowadzą do najgorszego, pesymistycznego rozwiązania. Ludzkość jest skazana na zagładę w takich historiach tylko pozornie przez apokalipsę w postaci epidemii czy ataku kosmitów. Tak naprawdę to sami dla siebie jesteśmy nieszczęściem w tych opowieściach i to właśnie często wydaje się ukrytym motywem takich tytułów. Jaki byłby sens ratowania ludzkości, gdy człowieczeństwo ginie wraz ze światem?
Tak naprawdę to wszystkie rodzaje apokalipsy dają te same przemyślenia oparte na beznadziei. Inwazja kosmitów w Wrogim niebie czy Wojnie światów (w każdy czwartek o 21:00 na FOX) pokazuje jednak trochę inny obraz, gdzie czasem można dostrzec światełko w tunelu. Z jednej strony mamy ludzi starających się walczyć o uratowanie Ziemi, z drugiej strony mamy zwyczajne osoby, które starają się przeżyć i uratować bliskich. W tym drugim przypadku brak chęci pomocy drugiemu człowiekowi staje się kluczem do pokazania, jak natura ludzka jest zawodna i choć jesteśmy gatunkiem stadnym, w sytuacjach traumatycznych i ostatecznych, będziemy stawać tylko po stronie bliskich. Brak empatii, ufności w drugiego człowieka i walka tylko o samego siebie nie jest czymś zaskakującym, ale można by pomyśleć, że w takiej ekstremalnej sytuacji, powinno być zjednoczenie, bo w grupie raźniej, łatwiej, prawda? Czemu więc takie sytuacje na początkach apokalipsy zdarzają się tak rzadko? Nawet w The Walking Dead grupka była mała w pierwszych sezonach, podobnie we Wrogim niebie komórka ruchu oporu była niewielka. A w obu przypadkach pojedyncze jednostki lub małe oddziały szaleńców walczących tylko o siebie są na porządku dziennym. Trudne jest to zagadnienie, ale nie da się wnioskować, że nieprawdziwe. Czasem jednak można odnieść wrażenie, że scenarzyści nie mają żadnego zaufania do ludzkiej natury i dlatego sprawiają, że to właśnie człowiek staje się potworem takiej historii, a sama apokalipsa jest na drugim planie. Smutny obraz, w którym nawet, gdy przemyka jakaś nadzieja, jest ona przytłaczana przez to co złe, okrutne i brutalne.
Takie oznaki pokazania ludzkości w najgorszym świetle są obecne w kinie w różnych obliczach. Nawet, gdy na ekranie obserwujemy jakąś utopię, która powstaje po apokalipsie, szybko się okazuje, że ten scenariusz przeważnie jest najczarniejszy. Nie różni się to wiele od historii typowo osadzonych tuż po jakimś kataklizmie, ponieważ w tym również człowieczeństwo jest zatracane w obliczu nieludzkich zasad społecznych imitujących zasady cywilizacji. Takim sposobem jest to pokaz, że mało kto wierzy, że uda się ludzkość uratować i wskazać jej drogę ku lepszemu jutru. Jasne, w wielu historiach postapo i nie tylko ostatecznie jest happy end i sugestia, że można wywalczyć dobrą rzeczywistość i uratować to, co najważniejsze: człowieczeństwo. Jest to jednak bój trudny, czasem przypominający syzyfową pracę, gdzie scenarzyści nie tylko nie ułatwiają bohaterom zadania, a jeszcze nie dają widzom poczucia, że może być lepiej. I że w ogóle jest sens to ratować.
Trochę szkoda, że kino i telewizja w tego typu propozycjach stawia ludzkość w tak złym świetle. Oczywiście jest to zabieg zrozumiały, bo takie historie w jakimś stopniu oddalone od naszej codzienności, stają się atrakcyjną rozrywką mającą sens i cel. Pośrednio te opowieści stają się studium ludzkiego charakteru i emocji, pokazując oblicza człowieka na naprawdę rozmaite sposoby. Czasem przerażająco, czasem zaskakująco, ale wydaje się z ukrytym przesłaniem: bez empatii stracimy człowieczeństwo. Być może o tym właśnie twórcy chcą nam powiedzieć, abyśmy o tym nigdy nie zapomnieli.