Moon Knight dostarcza nowych wrażeń w MCU, ale też kolejnego, bardzo ciekawego i nietypowego złoczyńcę. Jakie są motywacje Arthura Harrowa i dlaczego są tak wyjątkowe?
Moon Knight pod wieloma względami wyróżnia się na tle innych produkcji z Kinowego Uniwersum Marvela, ale ma przynajmniej jeden wspólny element - ciekawego złoczyńcę. Nieoczywistego i trudnego do zdefiniowania, a przy okazji też świetnie odegranego przez Ethana Hawke'a. Ostatni czas udowadnia, że towarem deficytowym stali się złoczyńcy popełniający złe występki dla zasady. I bardzo dobrze, bo potrzebujemy antagonistów, których motywacje nie są jednoznaczne i potrafią stawiać przed widzami dylematy moralne. Ostatnie sytuacje pokazują też, że wrogowie w swoim pokrętnym mniemaniu czynią dobro i przez to stają się jeszcze bardziej niebezpieczni.
Najsłynniejszym przykładem jest oczywiście Thanos (Josh Brolin), który według swojej logiki działał z dobrych pobudek. Jego zdaniem idea była słuszna. To superbohaterowie uważali, że obrane przez niego metody są nie do przyjęcia. Thanos na własne oczy widział cierpienie wywołane brakiem jedzenia i surowców, a przez to załamanie się systemów i bratobójczą walkę o byt. Przeludnienie stało się krzywdą, a lekarstwem miało być zebranie wszystkich sześciu Kamieni Nieskończoności i wymazanie połowy istnień we wszechświecie. Thanos widział siebie nawet jako osobę miłującą i oferującą litość - chciał wymazać przypadkową połowę żyć, nie wybierał między biednymi a bogatymi czy między politykami a zwykłymi ludźmi.
Jeszcze wcześniej od Thanosa ogromne wrażenie wśród antagonistów zrobił na mnie Baron Zemo (Daniel Brühl), który może był w cieniu starć na lotnisku w Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów, ale twórcy doskonale wiedzieli, jak chcą tego złoczyńcę pokazać. Jeśli w filmie pojawia się tylu herosów, należało wybrać inną drogę dla antagonisty, który w tym przypadku stał się iskrą, przyczynkiem do skłócenia obrońców dobra. Zemo zwrócił ich przeciwko sobie, wiedząc, że sam w pojedynkę nic nie zdziała, bo wielu silniejszych już tego próbowało. Najmocniejsza jest finalna konkluzja filmu, kiedy okazuje się, że mimo zapuszkowania Zemo, ten nie był przegranym. Udało mu się po części osiągnąć swój cel, wprowadzając chaos w szeregi Avengers, a napięte relacje między nimi doprowadziły do braku jedności w kluczowym momencie, gdy na Ziemi pojawił się Szalony Tytan.
Bardzo ciekawy przypadek mamy też w serialu Falcon i Zimowy żołnierz. Karli Morgenthau (Erin Kellyman) nie jest antagonistką, którą można jednoznacznie przypisać do tych złych. Zbuntowała się wobec pomijania tych, którzy ucierpieli na przywróceniu po blipie wymazanych wcześniej ludzi, co wywołało szereg moralnych rozterek. Inną sprawą jest to, jak serial pociągnął temat. Jednak samo założenie, że postać chce dobrze, ale wybiera radykalne i złe metody, to coś wartego przedyskutowania. Nie ukrywam, że podoba mi się ten trend, bo czas złoczyńcy kręcącego wąsem i złowieszczo rechoczącego zwyczajnie przeminął. I tutaj pojawia się Arthur Harrow z Moon Knighta, wpisujący się w tendencję pokazywania na ekranie złoczyńcy moralnie niejednoznacznego.
Abstrahując od świetnej gry Ethana Hawke'a, mamy tutaj spokojnego, stonowanego i bezczelnie pewnego siebie człowieka, który ma zdolność zjednywania sobie ludzi. Doskonale wie, co powiedzieć, żeby porwać tłumy. Nic dziwnego, że stanął na czele sekty. Harrow potrafi wytworzyć wokół siebie taką aurę, że jesteśmy gotowi uwierzyć w jego dobroć, nawet jeśli wymaga od nas skrajnych decyzji. Sprzedał swoim wiernym perspektywę zbawienia, która może okazać się biletem w jedną stronę i znowu, mamy tutaj radykalne metody zaprowadzania pokoju, a wszystko to pod płaszczykiem dobrych intencji.
Z serialu dowiadujemy się, że Arthur był awaterem Khonsu, a ich relacja z przeszłości przekłada się potem na to, jaka jest dynamika między nim a Markiem Spectorem/Stevenem Grantem. Każda rozmowa Harrowa ze Stevenem ograna jest na subtelnościach. Widzimy go jako osobę, która nie chce krzywdzić niewinnego człowieka. Oczywiście, zrobiłby to, gdyby taki był osąd egipskiej bogini, Ammit. Niejednoznaczność tej sytuacji polega właśnie na metodach - Khonsu rękoma Marca zaprowadza pokój poprzez brutalne eliminowanie osób, które zawiniły, natomiast Harrow unika odcieni szarości, wymierzając sprawiedliwość za pomocą Ammit. Bez przemocy, podczas sądu sprawdzającego ścieżkę człowieka, czy ten popełnił coś w przeszłości, ale też antycypując to, co może wydarzyć się w przyszłości. Jeśli magiczna laska Harrowa wskaże, że mężczyzna lub kobieta zbłądzi i popełni zło, prawem jego staje się szybka śmierć zadana tej osobie.
Pytań jest tutaj znacznie więcej, bo też możemy zastanawiać się, czy Harrow rękami Ammit ma prawo ingerować w wolną wolę?
Ammit waży dobre czyny ze złymi. Jeśli szala przechyli się na niekorzyść popełniającego zło, wówczas osoba ta zostaje zabita. To budzi oczywiście pytania od strony moralnej - czy możemy karać kogoś za coś, czego jeszcze nie popełnił? Czy nie lepszą metodą jest okazanie komuś łaski i próba sprowadzenia go na dobrą ścieżkę? Czy Ammit jest w tym wszystkim nieomylna? Czy może występuje jakaś granica błędu, co oznaczałoby, że po jej sądzie mogą zginąć niewinni? Pytań jest tutaj znacznie więcej, bo też możemy zastanawiać się, czy Harrow rękami Ammit ma prawo ingerować w wolną wolę?
Człowiek od momentu narodzin ma jedno niezbywalne prawo - prawo do życia. Z punktu widzenia kodeksów prawnych, ale też wielu doktryn religijnych, jest istotą wolną, która sama odpowiada za swoje czyny. Wolność jest podstawą istnienia. Narzucenie nam konkretnej drogi uczyniłoby z nas niewolników jednego z bóstw. W doktrynie chrześcijańskiej predestynacja oznacza szansę zbawienia. Każdy ma możliwość wybrania odpowiedniej ścieżki. Metody Harrowa sugerują, że nie mamy wpływu na to, jakie wybory w życiu podejmiemy, że od początku działamy według ustalonej narracji. A skoro nie da się jej zmienić, najlepszym rozwiązaniem jest według złoczyńcy śmierć - trzeba wygrzebać z ziemi ziarno, zanim zdąży zakiełkować.
Najlepsi złoczyńcy MCU - ranking naEKRANIE (nie uwzględnia 4. fazy)
Harrow odbiera ludziom możliwość dokonywania własnych wyborów, zakłada istnienie określonego scenariusza. Czy powinniśmy karać kogoś, jeśli wiemy, że popełni coś strasznego, ale jeszcze tego nie zrobił? W ujęciu religii chrześcijańskiej predestynacja nie odbiera nam możliwości zbawienia, ale daje wybór. Podejście Harrowa jest fascynujące, bo odziera człowieka z jego historii, nie dając mu szans na zmianę przeznaczenia. Do tego wagi Harrowa nie są zbalansowane, a ten łudził się, że jego pokuta i działania dla Ammit doprowadzą do zrównania się szali. Dał sobie szansę na odkupienie, a innych jej pozbawiał przez tyle czasu.
W serialu Moon Knight jeszcze jedna rzecz zwraca uwagę. Nie ma tutaj jednoznacznie dobrych i złych postaci, bo każdy ma coś na sumieniu. Zauważcie, że w sezonie tym nie dochodziło do walk z antagonistą na poziomie fizycznym. Twórcy grali jedynie na kontrastach i odmiennych systemach wartości. Khonsu karał tych, który wybierali zło, natomiast Ammit nigdy nie dawała im okazji zaznać tej satysfakcji. Ostatnia walka na pięści w finale może więc zostać odczytana jako kompromis między wizją twórców na serial i potrzebą Marvel Studios do pokazania czegoś widowiskowego w ostatnim odcinku.
Człowiek chcący dobrze, ale dążący do realizacji swoich celów poprzez radykalne metody nie może zostać nazwany protagonistą. Jeśli sam siebie za takiego uważa, staje się to jeszcze bardziej niebezpieczne. Pojawiły się zarzuty, że Harrow działa na bardzo prostym koncepcie, który zakłada mordowanie w imię pokoju. Perspektywa na tę postać powinna być jednak szersza, biorąc pod uwagę wszystko to, czego doświadczył. Wątek Harrowa jest też kamyczkiem wrzuconym do ogródka wszystkich niebezpiecznych ugrupowań wierzących w radykalną stronę uduchowionej ścieżki. Nie ma łatwych odpowiedzi na wszystkie zadawane przy okazji serialu pytania i bardzo dobrze, że Marvel w swoich produkcjach tego dotyka, dając nam okazję do dyskutowania, a nawet odnoszenia poruszonej problematyki do naszej codzienności.