Spree to intrygujące dzieło filmowe komentujące zawód influencerów, ale niekoniecznie tych z pierwszych stron gazet. Głównym bohaterem jest Kurt (w tej roli Joe Keery, aktor znany ze Stranger Things), chłopak marzący o wielkiej popularności w internecie. Początkowo ogląda go garstka osób, a jego pomysłem na content jest streamowanie kursów wykonywanych przez aplikację przejazdową Spree. Pogoń za wyświetleniami prowadzi jednak do krwawego zakończenia. Reżyser Spree, Eugene Kotlyarenko łączy w ciekawy sposób społeczny komentarz z niezwykłym podejściem do strony wizualnej. Obraz kręcony jest w sposób wyjątkowy, bo wykorzystano kamerki samochodowe i telefony komórkowe imitujące streaming na żywo. Udało nam się porozmawiać z reżyserem i wypytać go o kulisy oraz inspiracje do stworzenia filmu. Michał Kujawiński: Widziałem film, ale chciałbym poznać twoją opinię na temat życia w internecie. Czy uważasz, że kwestią czasu jest pojawienie się takich osób jak Kurt? A może to już dzieje się na naszych oczach? Eugene Kotlyarenko: Myślę, że ludzie tacy jak Kurt już istnieją. Może nie stosuje się przemocy dla wywołania atencji na taką skalę, ale jest wiele udokumentowanych przypadków, w których internetowi twórcy robili agresywne rzeczy. W pewien sposób my wszyscy, którzy jesteśmy online, wyceniamy siebie na podstawie "ekonomii uwagi", którą otrzymujemy, więc poniekąd rozumiemy zachowanie Kurta. Myślę, że wszyscy jesteśmy już w tym miejscu, że rozumiemy finansową, osobistą i psychologiczną wartość, kreowaną przez takie portale jak Instagram, Facebook i Twitter. W sieci możemy natknąć się na kreatywnych i świetnych twórców wykorzystujących te platformy do edukowania, ale nie brakuje też tych, którzy widzą w nich wyłącznie okazję do robienia liczb... W kontekście Kurta trzeba pamiętać, że jest on zagubiony, nie pociąga go robienie zła, nie jest tego typu postacią. On myśli, że robi coś, co jest moralnie dobre. Chce napisać poradnik, jak stworzyć viralowe wideo, dzieli się informacjami i strategiami, które wymyślił. Gdy rozmawiałem z Joe [Kerry'm - przyp. red.] o tej postaci, powiedziałem mu: "Pamiętaj, Kurt myśli, że jest kimś, kto pomaga innym, uczy ich, nie jest mordercą, ani kimś, kogo cieszy zabijanie". W pewnym momencie rozwoju mediów społecznościowych uwierzyliśmy, że dzielenie się czymś jest moralnie dobre, bez znaczenia, co zapostujesz - dzielisz się swoim doświadczeniem, pomysłem czy zdjęciem kolacji i wydaje ci się, że robisz coś moralnie dobrego.
materiały prasowe
Skoro już wspominasz Kerry'ego, nie mogę nie wyrazić swojego zachwytu jego rolą. Jest w niej znakomity. Jaki był twój pomysł na prowadzenie go w tej roli? W końcu nie jest łatwo pokazać na ekranie osobę niezdolną do życia w społeczeństwie. Joe jest świetnym aktorem i bardzo mądrym gościem. Był bardzo podekscytowany możliwością grania takiej trudnej postaci. Rozmawiałem z nim przed zdjęciami, że tworzymy nowy rodzaj postaci. Nie jest to rola, którą często się widuje w innych filmach. Razem z Joe obejrzeliśmy dużo filmików ludzi, którzy byli bardzo zdesperowani, żeby osiągnąć sukces w sieci, nagrywali swoje rzeczy mimo braku zainteresowania widzów. Wszedłem na YouTube i wpisałem "How to go viral" i ustawiłem wyświetlanie filmików od najnowszych, tak by dosłownie miały po kilka wyświetleń i razem z Joe godzinami oglądaliśmy content takich ludzi. Myślę, że to, co Joe robi wyjątkowego, to fakt, że potrafi wybrać takie cechy, które w normalnym filmie spowodowałyby nienawiść do tej postaci, a jednak on odszukuje w niej sympatyczną, ludzką stronę. Jako widz masz więc krytyczne odczucia wobec niej, ale też rozumiesz jej ludzką stronę. Spree zawiera komentarz społeczny, ale to też niezwykły film pod względem formalnym. Skąd pomysł na to, żeby w taki sposób go nakręcić? Chodzi mi oczywiście o wykorzystanie kamerek internetowych i telefonów komórkowych. Oryginalny pomysł na film został mi podrzucony przez mojego współscenarzystę. Gene McHugh powiedział mi, że powinniśmy zrobić film o kierowcy ubera, który zabija ludzi. Potem przez długi czas staraliśmy się wymyślić motywacje postaci. Zdecydowaliśmy, że będzie to robił, ponieważ będzie chciał stać się viralem. Gdy już podjęliśmy tę decyzję, powiedziałem: "On powinien livestreamować to zabijanie, bo to najlepszy sposób, by to robić w czasie rzeczywistym". Następny krok był zatem dość oczywisty - zdecydowaliśmy się, że sam film powinien wyglądać jak livestream. To sprawiło, że było to dla nas ogromne wyzwanie formalne i wizualne, by stworzyć narrację filmową jak z normalnego filmu, ale tak, by oglądając Spree, można było cieszyć się i podążać za fabułą z jednoczesnym wykorzystaniem konwencji nagrania na żywo. To jest mój szósty film, wszystkie poprzednie kręcą się wokół tematów mediów społecznościowych, komputerów i telefonów, więc nie było to dla mnie nic nowego. Prawdę mówiąc, 12 lat temu stworzyłem cały film z perspektywy rozmów na Skype. Myślałem o tym stylu tworzenia filmu od długiego czasu, ale też czułem, że mogę to unowocześnić. Widziałem wiele produkcji z perspektywy ekranu komputera, sam tworzyłem takie dwa i czułem, że chcę stworzyć coś przypominającego live'a. Czym inspirowałeś się przy tworzeniu Spree? Stworzyłem folder wszystkich aktorów i ekip filmowych z filmów, które mają podobny klimat, wyszczególniając te, które powinniśmy obejrzeć. Na poziomie technicznym jest taki film Taxi - Teheran, którego reżyser Jafar Panahi dostał 20-letni zakaz kręcenia filmów w swoim kraju. Nakręcił jednak kilka nielegalnie. Jednym z nich był właśnie ten kręcony w jego samochodzie, który przerobił na taksówkę. Trudno jest ocenić, czy był reżyserowany, czy jego pasażerowie nie wiedzieli, że biorą w tym udział. Ten film miał dla nas duży wpływ. Innym tytułem był Henry - portret seryjnego mordercy, bo jest to bardzo mroczny film, imponujący wizualnie, z czarnym humorem. Dla mnie Spree jest satyrą, trochę jak Dr Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę albo American Psycho lub Podziemny krąg. Prezentuje ekstremalny, mroczny temat i stara się wyśmiać sytuację, która w przeciwnym wypadku byłaby bardzo trudna do przyjęcia pod względem artystycznym. W Stanach Zjednoczonych mamy wielu masowych morderców, jest to bardzo duży problem naszego kraju. Dziennikarze czy prezydent nie mogą robić sobie z tego żartów. W innych filmach o mordercach zwyrodnialec jest pokazany jako badass. A ja chciałem pokazać, że to żałosny nieudacznik.
materiały prasowe
Diagnoza stawiana przez ciebie w filmie jest bardzo smutna. W pewnym momencie miałem jednak wrażenie, że oglądam pełnokrwisty slasher. Na sali nie brakowało śmiechu. W swoim założeniu historia ta powinna być smutna i niepokojąca, ale też ekscytująca. Moja wrażliwość na większość tragedii i problemów tego świata daje mi poczucie, że musimy wymyślić niecodzienne i niespodziewane przez widza podejście do takich tematów, bo to daje okazję do nowego spojrzenia na centrum problemu. W Spree ludzie, którzy pożądają atencji w stopniu maniakalnym, nie są tylko samotnymi zabójcami. To dotyczy nas wszystkich. Szukamy popularności w sieci i musiałem do tego podejść prześmiewczo. Chciałem, by ludzie mogli się śmiać z tej ekstremalnej psychozy, która dopadła nasze czasy. Zgadzam się z tobą, jest to smutne, ale też uważam, że to zabawne. Musimy znaleźć sposoby, by wyśmiewać takie zachowania i pokazać ludziom, jak pokręceni się stali. Chcę, by podjęli refleksję i stwierdzili: "też zachowuję się jak idiota. Moja obsesja na punkcie popularności jest naprawdę głupia". Ludzie mogą odbierać ten film, jak chcą. Jeśli czujesz się z tego powodu smutny czy zły, to rozumiem to w pełni. Chciałbym jedynie uniknąć tego, by ludzie czuli się znudzeni, jeśli więc towarzyszą ci jakiekolwiek emocje, to mnie to cieszy. Nie wiem, jak w innych krajach, ale w Polsce odczuwalna jest wojna pokoleniowa – starsi ludzie czują, że wypadają z obiegu i przez to krytykują młodych. Czy też widzisz to w swoim otoczeniu? Czy miało to jakieś przełożenie na twój film? Jestem w idealnym wieku, by rozumieć oba te spojrzenia - dorastałem przed erą internetu, ale szybko dostosowałem się do niego i nie czuję się w nim zagubiony. Planuję taki pozostać, by niezależnie od wieku wciąż być na bieżąco. Rozumiem, o co ci chodzi, ale ludzie starsi też dostosowują się do tego systemu zdominowanego przez potrzebę atencji, co kreuje nie tylko Facebook, ale też zwykłe wiadomości. Istnieje coś takiego jak uzależnienie od bycia w informacyjnym obiegu, ale też jest uzależnienie od sytuacji, które legitymizują nas w społeczeństwie, właśnie chociażby przez profile w mediach społecznościowych i nie uważam, że starsze pokolenia są od tego wolne. Myślę, że są w to zaangażowane podobnie jak młodsi ludzie. Widziałem bardzo dobry polski film Sala samobójców. Hejter i pomyślałem: "Ok, czyli ktoś tam w świecie również myśli rzeczach, o których i ja myślę". O rzeczach powiązanych z internetem, wirtualną osobowością i nadużywaniem zaufania i wiary w inny system wartości, by nieuczciwie wyprzedzić resztę społeczeństwa. Moim zdaniem to świetny film i został świetnie wyreżyserowany. W Spree główny bohater jest po prostu zwykłym kierowcą. Jest to też komentarz do klasy społecznej, która usługuje innym i chociaż nie jest to główny punkt filmu, to jednak zachowana jest świadomość tego zjawiska.
materiały prasowe
Mam wrażenie, że internet codziennie dostarcza filmowych inspiracji – czy chciałbyś jeszcze nakręcić coś podobnego, co odnosiłoby się do szkodliwych trendów z sieci? Myślę, że jest to bardziej skomplikowane niż tylko kwestia szkodliwej mody. Jest to bardzo duża część naszego życia, nasz system interakcji ze światem występuje poprzez pośrednika, którym są platformy i media społecznościowe. Ma to ogromny wpływ na nasze zachowanie i na to, jak komunikujemy się z innymi. Ludzie mogą poszukać w internecie moje wcześniejsze filmy, takie jak Sky Driver lub Wobble Palacee - opowiadają właśnie o życiu przez pryzmat platform społecznościowych.  Myślę o pokazaniu w przyszłości historii miłosnej relacji, która byłaby powiązana z tym zagadnieniem, jest to w końcu duża część naszego życia.  Innym moim pomysłem jest podejście do tematu "dezinformacji". Dużą częścią utrzymania funkcjonującego społeczeństwa jest posiadanie narracji prawdy, z którą każdy się zgadza, nieważne, czy jest to bzdura, czy rzeczywistość. Spójrzmy na Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, był to twór utrzymujący fałszywą narrację i każdy wiedział, że to kłamstwo, ale trzymano się tego. I rozpadło się to w momencie, w którym nie mogli już utrzymywać dłużej tej narracji. Natomiast w internecie nie masz głównego medium, możesz swoje informacje czerpać z różnych źródeł i bardzo trudno jest stworzyć dominującą narrację, która trzymałaby społeczeństwo w jedności. Jest to dla mnie bardzo ciekawe zjawisko, jak internet zdestabilizował narrację centralnej prawdy o tym, co dzieje się na świecie. Myślę, że to ciekawy materiał na thriller i piszę obecnie o tym scenariusz.      
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj