DAWID MUSZYŃSKI: Minęło 17 lat od czasu, gdy zakończyliście prace nad Zemstą Sithów i pożegnałeś się z rolą Obi-Wana. Jakie to było uczucie powrócić na ten plan? Ewan McGregor: Surrealistyczne. Zacznijmy od tego, że technologia, jaką mieliśmy wtedy do dyspozycji, przeszła do lamusa. My już te 20 lat temu wyznaczaliśmy trendy. Przypomnę, że kręcąc Atak Klonów, jako pierwsi użyliśmy cyfrowej kamery. Coś, co teraz jest standardem, wtedy było uznawane za rewolucję. Podobnie z efektami specjalnymi, które tworzyła firma Lucasa, czyli Industrial Light & Magic. Pamiętam, że mnóstwo czasu spędziłem na green screenie i blue screenie. Najwięcej pracy, polegającej na tym, że byłem na planie wyłącznie z jakimś gościem, który trzymał długi kij zakończony piłeczką, miałem w Epizodzie 2. To było ekscytujące, ale ile człowiek może grać sam, wspomagany tylko swoją wyobraźnią? Teraz wygląda to zupełnie inaczej. Nagle jesteś otoczony przez ogromne ekrany LCD. Dzięki nim widzisz wszystko to, co reżyser miał w głowie. Gdy scena rozgrywa się na pustyni, to pod nogami masz piasek. Jak lecisz statkiem kosmicznym, to mijają cię gwiazdy. To wszystko jest bardzo prawdziwe i niezmiernie ułatwia pracę. Jest ona dużo przyjemniejsza. Prace nad tym tytułem trwały bardzo długo. Koncepcja zmieniała się wielokrotnie. Najpierw film miał wyreżyserować Stephen Daldry. Nawet rozpocząłem z nim prace. Później reżyserka Deborah Chow wpadła na pomysł, że możemy z tego zrobić serial i przejęła projekt. Moim zdaniem była to dużo lepsza decyzja, ponieważ dała nam szanse obszernego opowiedzenia tej historii. Jestem zadowolony ze scenariusza. Zwłaszcza z moich dialogów, które są bardzo podobne do tych wygłaszanych przez Alecka Guinnessa. A miałeś jakiś wkład w powstawanie tego scenariusza? Tak. Byłem zaangażowany w te prace od samego początku. Disney nie przyszedł do mnie z gotowym scenariuszem. Opowiem ci dokładnie, jak to wyglądało. Otóż dziennikarze praktycznie zawsze pytali mnie o dwie rzeczy. Czy wystąpię w kontynuacji Trainspotting, jeśli powstanie, i czy powrócę do roli Obiego. Naprawdę. Mogłem udzielać tych odpowiedzi automatycznie, nie czekając na pytania, bo widziałem, że one padną. To było nieuniknione. Jednocześnie zacząłem coraz mocniej zdawać sobie sprawę z tego, że prequele Gwiezdnych wojen, które nakręciliśmy, mają ogromną rzeszę fanów, którzy je naprawdę lubią. Było to dla mnie dużym zaskoczeniem, ponieważ informacje, które wszyscy otrzymywaliśmy od dziennikarzy po premierach, były bardzo negatywne. Pamiętaj, że nie było wtedy jeszcze social mediów, więc nie mieliśmy szerokiego spojrzenia na to, co widownia naprawdę myśli o naszych filmach. Mogliśmy opierać się tylko na tym, co donosiły media. Długo nam zajęło dostrzeżenie, że dzieciaki, które oglądały wtedy te filmy w kinie, dorosły i cały czas lubią te produkcje. Nie miałby do nich tylu zastrzeżeń co prasa. Gdy to wszystko do mnie dotarło, zacząłem inaczej myśleć o powrocie do tej postaci. Zacząłem dostrzegać w tym jakiś sens. Jednak cały czas brakowało mi dobrej historii, która uzasadniałaby ten powrót. Nie chciałem, by było to chamskie odcinanie kuponów od znanej franczyzy.
materiały prasowe
Czyli presja ze strony fanów i dziennikarzy ma sens. To prawda. Wydaje mi się, że bez nich Disney nie zdecydowałby się na realizacje tego projektu. To dzięki mediom i temu, jak fani w social mediach reagowali na moje słowa, ludzie z tej wielkiej firmy dostrzegli pewien potencjał tej opowieści i zechcieli ją dokończyć. Prawda jest też taka, że żyliśmy w pewnym zakłamaniu, że ludzie nie lubili naszych filmów. Tak naprawdę to krytycy ich nie lubili i postanowili, że tak mają myśleć wszyscy. Nie podobało im się, że nasze produkcje tak bardzo różniły się od tych z lat 70. Po przeczytaniu mnóstwa artykułów byłem naprawdę przekonany, że daliśmy ciała i wszystkich zawiedliśmy. Jednak krytycy się mylili. Gdy po raz pierwszy widziałem Nową Nadzieję, miałem może z 7 lat. Do dziś pamiętam, z jaką ekscytacją wychodziłem z pierwszego seansu. Wiem, ile ta pierwsza trylogia dla mnie znaczyła. I nagle okazało się, że są całe pokolenia, które tak samo pozytywnie reagowały na naszą trylogię. Nie będę cię oszukiwać, to reakcja tych fanów skłoniła mnie do powrotu. Nie pieniądze. Nie sama marka Gwiezdnych wojen, a właśnie to, że oni tak bardzo pokochali to, co zrobiliśmy te 20 lat temu. To kto pierwszy zwrócił się do kogo? Disney zaprosił mnie do swojego biura w Los Angeles. Usłyszałem dokładnie taki tekst: „Czytamy w wielu wywiadach, że chętnie wróciłbyś do roli Obiego. Możemy to zrealizować”. Powiedziałem, że mogę, jeśli dostanę dobry scenariusz uzupełniający lukę pomiędzy Epizodem III i IV. I od tego się to wszystko zaczęło. Pamiętasz zalążek tej historii, która później zaczęła się rozrastać? Na tym spotkaniu zaczęliśmy zgłębiać historię Bena. Wiedzieliśmy, że gdy przybył na Tatooine i zostawił Luke’a pod opieką wujka i ciotki, to nigdy stamtąd nie odleciał. Doglądał chłopaka. Jednocześnie nie używał mocy Jedi, ponieważ się ukrywał, a rycerze Jedi byli cały czas ścigani przez Imperium. Nie chciał więc zwracać na siebie uwagi. By to zmienić, potrzebował bardzo dobrego powodu. Porwanie Lei dostarczyło takiego bodźca.
foto. naEkranie.pl
Wiem, że jesteś wielkim fanem tego uniwersum, ale czy masz czas śledzić wszystkie sequele, prequele, seriale, animacje, które obecnie wychodzą? Staram się być na bieżąco, choć słabo mi to wychodzi. Ale opowiem ci za to pewną historię. Gdy rozpoczęliśmy już pracę nad tym serialem, postanowiliśmy zrobić kilka prób na planie z aktorami, którzy ubiegali się o pewne role. Nie mogę zdradzić jakie. Ustaliliśmy, że nie będziemy tego robić przez zoom, tylko jak za dawnych dobrych lat spotkamy się w jednym miejscu i razem odegramy przygotowane wcześniej sceny. Akurat tak się złożyło, że ekipa Mandaloriana nagrywała odcinki rozgrywające się na piaszczystym Tatooine, więc postanowiliśmy to wykorzystać. Przyszliśmy na plan w niedziele, kiedy mieli wolne. Produkcja przyniosła mi jakiś kostium zastępczy, przypominający ten, który nosi Obi. Muszę ci powiedzieć, że było to magiczne przeżycie. Nie nosiłem nic podobnego przez ostatnie 17 lat. Wtedy właśnie poczułem, że to będzie fajny powrót. Keanu Reeves opowiadał mi, że jak po latach wrócił do roli Neo, to cała ekipa filmowa i część obsady, która wychowywała się na Matriksie, podchodziła do niego nie jak do aktora, tylko jak do kultowej postaci z ich dzieciństwa. U ciebie było podobnie? Tak! Wiele osób przestało się do mnie zwracać Evan, a mówiło Obi Wan. Naprawdę. Widziałem, jak ich twarze się rozjaśniały, bo nagle przed ich oczami stawała żywa postać, którą za młodu oglądali na ekranie. Nigdy wcześniej tak nie miałem. Jest to dziwne, ale zarazem wspaniałe uczucie, więc wiem doskonale, co musiał czuć Keanu. Łatwy był to powrót? Zależy, o co pytasz. Wejście w kostium i przypomnienie sobie ruchów Jedi było prościutkie (śmiech). Problem był ze znalezieniem głosu Obiego. W pierwszych dniach prób zauważyłem, że zapomniałem, jak on mówi. Cały czas wskakiwał mi ten brytyjski akcent. Wtedy poprosiłem produkcję o przygotowanie kilku plików dźwiękowych z tekstami Alecka Guinnessa. Starałem się to odtworzyć. Co ciekawe, zapomniałem, jak mało jest scen, w których faktycznie coś mówił. Na koniec chciałbym cię zapytać o twoje ponownie spotkanie z Haydenem Christensenem, bo chyba dawno się nie widzieliście. To prawda. Bardzo się ucieszyłem na wiadomość, że zgodził się do nas dołączyć. Byłem z nim bardzo blisko, gdy kręciliśmy Epizod II i III w Sydnej. Nie jestem w stanie zliczyć godzin, które wspólnie spędziliśmy na sali treningowej, starając się nauczyć wszystkich tych sekwencji walk na miecze. Potem były wspólne zdjęcia i podróże po całym świecie, by promować filmy. Bardzo się zżyliśmy w tym czasie. Później nasz kontakt się bardzo rozluźnił. On mieszka W Kanadzie i rzadko się z niej gdzieś rusza. Ja tam nie bywam prawie w ogóle. Dawno się nie widzieliśmy, ale gdy się już spotkaliśmy, to szybko zaczęliśmy nadrabiać stracony czas.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj