Jeśli na ekranie pojawia się konkretne miasto, często staje się ono drugoplanowym bohaterem opowieści, a jego architektura, klimat, styl i historia nadają specyficznego klimatu całemu filmowi. Jedną z metropolii, które kino bardzo sobie umiłowało, jest stolica Niemiec, Berlin.
Jako miasto doświadczone tragedią wojen, wewnętrznych podziałów i późniejszych zjednoczeń Berlin w bardzo wyraźny sposób narzuca filmom swojego charakterystycznego ducha. Początkowo eksplorowany głównie przez twórców kina niemieckiego, dziś stał się polem działania także reżyserów z Hollywood. Jak to trafnie ujął niegdyś Wim Wenders: „Kino i miasto rosły i dojrzewały równocześnie”, stąd też nic dziwnego, iż kamera tak chętnie zagląda w zakamarki największych metropolii i posiłkuje się ich najbardziej reprezentatywnymi zabytkami. Przyjrzyjmy się zatem krótkiej historii filmowej stolicy Niemiec i temu, w jaki sposób zaznaczała (i wciąż zaznacza!) swoją obecność na dużych i małych ekranach.
Biorąc pod uwagę udział niemieckich twórców filmowych w początkowych fazach rozwoju kinematografii, oczywistym jest, iż miasto było obecne w filmie już w epoce kina niemego. Pod koniec XIX wieku pionierzy kina, jakimi byli bracia Lumière oraz bracia Składanowscy, uwiecznili je w kilkuminutowych, czarno-białych produkcjach, które dziś są bardzo cennym świadectwem historycznym. Tego typu filmy to tak zwane filmy uliczne – kamera stoi w jednym, stałym punkcie i sprawozdaje to, co dzieje się w danym miejscu i czasie. Nie ma tu komentarza twórców, inscenizowanej fabuły... Na ekranie jawi nam się po prostu żywe, autentyczne miasto i tłum przebywających w nim ludzi. Biorąc pod uwagę fakt, iż są to produkcje sprzed ponad stu lat, stanowią dziś bardzo cenne świadectwo z punktu widzenia historycznego.
Rozwój produkcji pełnometrażowych nastąpił dopiero później, jednak chęć do pokazania Berlina wielkim i zurbanizowanym pozostała silna w dalszym ciągu. Miało to z pewnością związek z szybkim tempem jego rozwoju – w pierwszych dekadach XX wieku Berlin stał się nagle równie ważnym ośrodkiem co wysoko rozwinięty Paryż lub Londyn. Potężne, tętniące życiem i postępowe miasto ukazuje między innymi Berlin, symfonia wielkiego miasta (1927) – jedna z pierwszych liczących się pełnometrażowych produkcji niemieckich. Nakręcono ją wyłącznie w terenie, co jest miłą odmianą po cztery lata wcześniejszym Die Straße (1923) w reżyserii Karla Grune – mimo swojej koncentracji na metropolii, film został nakręcony w hali zdjęciowej, a miasto, które w nim widzimy, to konstrukcja sztuczna. Choć może wydawać się to rażące, na tamtą chwilę było całkiem sprytnie pomyślane – dzięki temu twórcy mieli satysfakcjonującą pewność, że ani gapie, ani przykładowa śnieżyca nie pokrzyżują im planów, a cały film będzie dokładnie taki, jak sobie zaplanowali.
Przedstawianie Berlina jako ogromnej metropolii miało też inne cele w późniejszych produkcjach. Niektóre filmy z lat 20. i 30. traktowały wielkie miasto tylko jako pretekst do poruszania ważniejszych problemów społecznych, nie przedstawiając jednak jego wyraźnej panoramy. Przykładami tego typu produkcji mogą być Portier z Hotelu Atlantic(1924) oraz Kuhle wampe (1932). Bezrobocie, przestępczość, kryzys i bieda nieodzownie wiązały się z ogromnymi metropoliami, a właśnie o tego typu zjawiskach mówią obydwie produkcje. Ciekawostką pozostaje fakt, iż dźwiękowe Kuhle Wampe zostało wpisane na listę tytułów zakazanych, kiedy do władzy doszedł Adolf Hitler. Wszystko dlatego, że film był w dużej mierze ideologiczny i wyraźnie wytykał błędy w ówcześnie prowadzonej polityce Niemiec. A później? Później nadeszła II wojna światowa. Nie było już ani czasu, ani okoliczności, by tworzyć interesujące i artystyczne filmy pełnometrażowe.
Produkcjami, jakie powstawały w czasach III Rzeszy, były głównie obrazy propagandowe. Niestety w związku z tym, że Berlin został pochłonięty przez wojnę, wiele z nich uznaje się za zaginione lub zniszczone. Wielka trauma, jaka dotknęła miasto, stała się jednak inspiracją dla późniejszych twórców, którzy wielokrotnie do niej wracali. Do pierwszych filmów powojennych, które przedstawiały Berlin jako miasto zrujnowane, osadzając w jego filmowych realiach przejmujące życiowe historie, były Niemcy, rok zerowy (1948, zrealizowany jednak w rzymskim atelier), Mordercy są wśród nas (1946), czy ... a nad nami niebo (1947). Filmy, które ukazują miasto w ruinie, zostały zaklasyfikowane do wspólnej kategorii rubble film (słowo „rubble” z języka angielskiego oznacza właśnie ruinę). Wyodrębnienie osobnego stylu dla produkcji o takiej tematyce wyraźnie wskazuje na to, jak ważne dla niemieckich filmowców było przedstawienie traumy miasta. Wraz z upadkiem hitleryzmu upadł sam Berlin. I sporo czasu minęło, zanim podniósł się z gruzów. Fakt, iż czasy wojny jak i długie lata po jej zakończeniu nie obfitowały w wysyp niemieckich produkcji filmowych, nie oznacza, że ten temat jest zupełnie nieobecny we współczesnej kulturze. Najważniejsze filmy i dokumenty, które umożliwiają nam wgląd w to, co się wtedy działo, powstały tak naprawdę dopiero pod koniec XX wieku.
Berlin, który do tej pory był obrazowany jako wielka metropolia bądź źródło problemów, biedy i bezrobocia w drugiej połowie XX wieku stanął na rozstaju dróg. Po dekadach podziałów, rozłamów i zawiłości politycznych, jakie w latach 60. wywołało wzniesienie Muru Berlińskiego, narodziło się kilka niezależnych wizerunków potężnej stolicy Niemiec, po jakie chętnie sięgali twórcy filmowi. A ich dobór zależał już wyłącznie od ich widzimisię. Dla przykładu – w latach 80. powstaje jeden z najbardziej kultowych seriali produkcji niemieckiej – 15-godzinny Berlin Alexanderplatz: Dzieje Franciszka Biberkopfa, który przedstawia kryminalne miejskie realia lat 20. i życie na marginesie. W tym samym czasie ukazuje się ponury Christiane F. - Wir Kinder vom Bahnhof Zoo – ekranizacja pamiętników Christiane F, które opisują świat pełen alkoholu i narkotyków oraz życie po zachodniej stronie Muru. A za chwilę debiutuje także Niebo nad Berlinem, przedstawiające miasto jako pobojowisko po drugiej wojnie światowej. Berlin, w zależności od potrzeb twórców filmowych, potrafił przybrać rozmaite i niezależne od siebie maski. Wszystkie z nich w wyjątkowy sposób oddają jednak charakterystycznego ducha niemieckiej metropolii.
U schyłku XX i początku XXI wieku nastąpił wysyp produkcji przedstawiających Berlin w doprawdy najróżniejszych odsłonach. Aimee i Jaguar, kontrowersyjny film festiwalowy podejmujący tematykę homoseksualną, ponownie przenosi widza w realia wojny, tymczasem Sonnenallee z tego samego roku opowiada o subkulturach nastolatków w NRD lat 70. W licznych produkcjach, które – podobnie jak powyższa – skupiają się na podziałach, w centrum uwagi bardziej niż miasto stoi jednak człowiek i jego działania. Berlin ponownie staje się tłem dla zarysowania ważniejszych zagadnień społecznych. Tak było również w przypadku Herr Lehmann, historii o młodych ludziach i ich codzienności na terenie podzielonego miasta, a także wielokrotnie nagradzanego Good Bye Lenin! w reżyserii Wolfganga Leckera, który dokonuje szerszego spojrzenia na zagadnienie komunizmu. Na uwagę zasługuje także wyjątkowy film krótkometrażowy (w dodatku naszej rodzimej produkcji!) pod tytułem Królik po berlińsku. Podobnie jak poprzednie opowiada on o problemach minionych lat, jednak tym razem z perspektywy... królika, w rzeczy samej.
Współcześnie, równie często co planszą działań wojennych, Berlin staje się także pulsującym sercem nocnego życia i klimatycznym światkiem dla kiełkującej w podziemiach przestępczości. Do produkcji, które przedstawiają inny i świeższy punkt widzenia, zaliczyć można między innymi świetny Berlin Calling, w którym całe miasto tętni muzyką techno. To nie pierwszy raz, gdy zdecydowano się połączyć energiczną ścieżkę dźwiękową z klimatem stolicy Niemiec – w 1998 roku podobnego zabiegu dokonał Tom Tykwer, a jego Lola rennt, jest jednym z ciekawszych filmów rozgrywających się na ulicach niezależnego już od wojny i żadnych podziałów Berlina.
Tylko w przeciągu ostatnich kilku lat pojawiło się mnóstwo produkcji, które podjęły w zasadzie wszystkie zaproponowane powyżej tendencje w obrazowaniu Berlina, a także wyznaczyły inne, nowe. Phoenix, Alone in Berlin czy też serial Nasze matki, nasi ojcowie ponownie przenoszą widza do miasta II wojny światowej, zaś Victoria Sebastiana Schippera ukazuje je jako kolebkę przestępczości i kuszącego nocnego życia. Zeszłoroczny serial pod tytułem Berlin Station skupia się natomiast na tematyce szpiegowskiej i ukazuje także kryminalne oblicze miasta. Berlin przewija się też przez tętniący muzyką dokument Speaking in Code, ponownie dając się poznać jako miasto rytmiczne, energiczne i bardzo współczesne. Tymczasem Oh Boy! to subtelna opowieść o wędrowaniu przez metropolię noga za nogą, by wreszcie odnaleźć jakiś sens. I tym razem już bez techno – okazuje się, że nawet jazz dobrze komponuje się z energicznym miejskim środowiskiem.
Od ogromnej metropolii, poprzez wojenne gruzowisko, aż do stolicy pełnej życia, głośnej muzyki i szemranego światka marginesu, Berlin pozostaje niewyczerpanym źródłem inspiracji dla coraz liczniejszych twórców filmowych. W najbliższej przyszłości miasto pojawi się między innymi w pełnym akcji Atomic Blonde, a także w gangsterskim serialu 4 Blocks, który jeszcze bardziej uwypukli aspekt przestępczości we współczesnej niemieckiej stolicy. Wszyscy fani gatunku, jak i miłośnicy pięknej niemieckiej stolicy już mogą zaznaczyć je na swojej liście do odhaczenia.