A chodzi – rzecz jasna – o czary, ropuchy i spiczaste kapelusze. Mniej więcej, bo współczesne kinowe czarownice zamiast kapelusza o wątpliwych walorach estetycznych wolą rozpuszczone włosy. I – coraz częściej – wysokie obcasy.

Jaka jest czarownica, każdy widzi. Przez lata wizerunek wiedźmy oscylował pomiędzy niesłusznie oskarżoną o czary białogłową a uosobieniem zła wszelkiego z brodawką na nosie. Popkultura dała wszystkim władającym czarną magią damom drugą młodość i zaoferowała zupełnie nową rolę, niekoniecznie związaną ze światem grozy. Nie tylko wampiry straciły swój animusz i zamiast płonąć w promieniach słonecznych zaczęły świecić brokatowym torsem – obyczaje złagodziły także czarownice. Możliwości, jakie daje postać obdarzona nadnaturalnymi zdolnościami, jest wiele. Nic więc dziwnego, że twórcy seriali coraz częściej korzystają z bogactwa, którym operuje świat grozy. Czarownica może i przestała być synonimem trwogi i strachu, ale za to zyskała ludzkie odczucia i sympatię widzów. Współczesna wiedźma ze srebrnego ekranu to dziewczyna jakich wiele. Jedyny balast i relikt przeszłości w jednym to właśnie umiejętność posługiwania się magią.

Czarownica nad czarownice i królowa telewizji w jednym to Samantha Stephens, bohaterka szalenie popularnego sitcomu Bewitched, emitowanego w latach 1964-1972 przez stację ABC. Poznajcie Samanthę – uroczą dziewczynę z sąsiedztwa, która jak wszystkie dziewczęta z gatunku "urocze" i "z sąsiedztwa" zakochuje się w porządnym chłopcu z dobrego domu. Nihil novi, bo słodkie historyjki o rozterkach par to formuła znana chociażby z kultowego "Kocham Lucy". Twórcy postanowili jednak pójść o krok dalej i ekranową Samanthę uczynili czarownicą, która w imię domowego ogniska wyrzeka się swojego magicznego dziedzictwa – przynajmniej dopóki nikt nie widzi. Zestawienie magicznego świata młodej dziewczyny z chłopakiem, który o czarownicach wie tyle, że mieszkają w domkach na kurzej łapce i latają na miotłach, okazało się wyjątkowo chwytliwym pomysłem.

Samantha to czarownica skrojona na potrzeby lat 60. – urocza, przekorna i pełna wdzięku, z przypadkowym bonusem w postaci umiejętności czarowania. Bewitched to też oczko puszczone wszystkim kobietom i ich małym, codziennym sztuczkom. Można odnieść wrażenie, że wątek magii to nic innego jak swoisty ukłon w stronę wszystkich matek, córek i kochanek, z odautorskim komentarzem, że za tym wszystkim musi stać coś więcej niż tylko zwykła babska podzielność uwagi. Wysiłek twórców się opłacił – dorobek Bewitched to łącznie osiem sezonów i tyle samo lat triumfu na srebrnym ekranie. Pięć lat po ostatnim klapsie na planie serialu powołano do życia średnio udany spin-off ("Tabitha"), a ponad czterdzieści lat później – filmową wariację z Nicole Kidman w roli głównej (Czarownica). Formuła serialu okazuje się zdradzać więcej potencjału, niż początkowo sądzono, bo plotki o wznowieniu produkcji pojawiają się co najmniej kilka razy do roku.

Nie wszystkie czarownice noszą jednak pastelowe fartuszki i oddają się podtrzymywaniu domowego ogniska. Władze stacji The WB postawiły na kombinację pieprzu z wanilią i w 1998 roku powołały do życia Czarodziejki, historię sióstr z prastarego rodu czarownic, których głównym zadaniem była walka z siłami zła szalejącymi po świecie. Losy trzech magicznie uzdolnionych kobiet okazały się tym, co widzowie pragnęli oglądać w najlepszym czasie antenowym. Czarodziejki dobitnie udowodniły, że jeśli istnieje coś, co może pretendować do miana lepiej sprzedającego się od romansu i typowej rodzinnej sagi, to właśnie wątki paranormalne – a najlepiej połączenie wszystkich tych czynników. Serialowe dziecko The WB garściami czerpało z ludowych podań, książek grozy i legend z całego świata, z jednym zaledwie wyjątkiem, którym okazały się tytułowe czarodziejki. Prue, Piper i Phoebe bardziej niż wszechpotężne istoty przypominają zwykłe śmiertelniczki, z całym pakietem ludzkich uczuć, słabostek i wątpliwości. Twórcy serialu postanowili wykorzystać nową, ugrzecznioną wersję legendarnych wiedźm i swoje bohaterki wyposażyli w zestaw godny bardziej dobrej wróżki niż rasowej czarownicy. Nie ma się jednak co dziwić – nowoczesne czarownice końca lat 90. i kulturowy obraz wiedźmy porywającej małe dzieci dzielą całe dziesięciolecia.

A jak z magicznym dziedzictwem radzą sobie nowoczesne kobiety z Long Island? Oparte na bestsellerowej powieści Czarownice z East Endu skupiają się na losach matki i jej dwóch nieświadomych swojego magicznego pochodzenia córek. Choć to historia, którą z drobnymi modyfikacjami słyszeliśmy już tysiąc razy, osiągnęła nadspodziewanie duży sukces.  Już sam zwiastun serialu, w którym cztery odziane w biel niewiasty prezentują swoją potęgę w rytm onirycznego coveru "Come as You Are", pokazuje, że tym razem sprawę magii potraktowano z minimalnym pazurem. Produkcja Lifetime powraca do tego, co w czarownicach lubimy najbardziej: garść uroku osobistego, szczyptę charakteru i trochę zawirowań osobistych. Po premierze pilota co prawda szeptano po kątach, że Czarownice... bardziej niż nowatorskie spojrzenie na wątek magii przypominają średnio udaną hybrydę Czarodziejek z Gotowymi na wszystko, jednak dalsze odcinki ucięły wszelkie dyskusje. Lifetime wydaje się mieć na swoje czarownice pomysł, którego w pierwszej serii dość konsekwentnie się trzyma.

Czarownice świetnie odnalazły się również w nastoletnim świecie. Od kiedy historie spod znaku "young adult" i romansowe fantasty podbiły serca małoletnich czytelniczek, telewizja i kino przeżywają szturm kolejnych wampirzych miłości, wilkołaczych przystojniaków i wariacji na temat świata przyszłości – oczywiście ratowanego przez obdarzoną niesamowitym darem nastolatkę. Zanim jednak brokatowi krwiopijcy zakochiwali się w niemrawych dziewczętach, nastoletnią wyobraźnią władała pewna niepozorna szesnastolatka. Wraz z "Sabriną, nastoletnią czarownicą" dzisiejsze dwudziestoparolatki podkochiwały się w Harveyu, słuchały mądrości Salema i denerwowały się przytykami duetu Hilda-Zelda. Sabrina eksperymentująca z magią to nic innego jak Sabrina poznająca smaczki nastoletniego życia – tyle że z magicznymi sztuczkami w tle. Twórcom serialu w wyjątkowo lekkostrawny sposób udało się przekazać, że młodociana czarownica nie tylko uczyła się panować nad magią, ale też nad własnym życiem. Może dlatego właśnie "Sabrina, nastoletnia czarownica" to wciąż przyjemny serial, nawet gdy już dawno wyrośliśmy z jego grupy docelowej.

Sporą szansę na sukces miało również kierowane do nastoletniej widowni The Secret Circle. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że i ta ekranizacja książki L.J. Smith (jej wcześniejszą sagę przemieniono z sukcesem w Pamiętniki wampirów) będzie hitem. Mamy bowiem młodziutką czarownicę, intrygę, miłość i urodziwych bohaterów. Pomimo sporego potencjału The CW nie pozwoliło na rozwój historii i ze względu na przeciętną oglądalność anulowało serial zaraz po pierwszym sezonie.

Czarownice to jednak nie tylko kolejne romanse i próby okiełznania mocy w zwykłym świecie śmiertelników. Kiedy po raz pierwszy pojawiła się informacja, że trzeci sezon American Horror Story dotyczyć będzie sabatu czarownic, fani nie posiadali się z ciekawości. Jeden z bardziej interesujących seriali ostatnich lat i wiedźmy? Brzmi obiecująco. Niemniej ostatecznie American Horror Story: Sabat do samych czarownic podszedł dość stereotypowo i nie wykorzystał potencjału drzemiącego ani w magicznym Nowym Orleanie, gdzie działa się akcja, ani w związanych z miastem praktykach voodoo. Twórcy serialu bardziej niż na klimacie czy budowie tajemnicy skupili się na intrydze i relacjach między bohaterami, co oskalpowało czarownice z tak charakterystycznej dla nich aury niepokoju. Produkcja FX dawała nadzieję, że uda się czarownicom przywrócić status jednego z filarów grozy, który w ostatnich latach został stopniowo wyparty przez zdecydowanie bardziej grzeczny wizerunek. Na nadziejach się jednak skończyło.

Dla amatorów prawdziwych czarownic, latających na miotłach i mieszających tajemnicze specyfiki w bulgoczącym kotle, jest jeszcze szansa – stacja WGN America na wiosenne wieczory proponuje Salem. Tym razem na celowniku znalazły się jedne z najsłynniejszych procesów przeprowadzanych na czarownicach, które miały miejsce w XVII wieku w niewielkim mieście w Massachusetts. Istnieje szansa, że tym razem wiedźmy doczekają się godnego powrotu do korzeni: tortur, czarnej magii i przerażającej atmosfery. Młotów na czarownice mieliśmy już do tej pory dość.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj