The Goldbergs to serial stworzony przez Adam F. Goldberg, który osadza przygody tytułowej rodziny w latach 80. Nieprzypadkowo nazwisko jest takie, jak w tytule, ponieważ Goldberg czerpie pełnymi garściami ze swojego życia i doświadczenia z przeszłości, dając zaskakującą mieszankę. Powiem wam wprost: gdy zobaczyłem zwiastun, obejrzałem kilka odcinków, to poczułem lekką obojętność. Przecież to po prostu kolejny sitcom o rodzinie, jakich wiele, prawda? Okazuje się, że twórca miał wizję, ale po prostu potrzebował czasu, by ukształtować tożsamość serialu. Jest to rzecz, która osadzona jest w pełni w klimacie lat 80., czyli to, co obecnie na ekranach jest popularne dzięki choćby Stranger Things. Odcinki mocno czerpią z różnych dobrodziejstw popkultury z tego okresu. Czasem są to odcinki dedykowane jakimś filmom, zabawkom czy innym rzeczom kojarzonym z latami 80., a czasem po prostu poświęcone rzeczywistości, międzyludzkim relacjom czy życiu. To powoduje, że czynnik nostalgii w tym serialu jest kluczem do jego sukcesu, bo on stanowi o jego sile i unikalności. Jako osoba wychowana w tych czasach, ale w ciut innej rzeczywistości, dostrzegam wiele pięknych nawiązań, które w stopniu uniwersalnym wywołują szczery uśmiech. Czy to w kontekście wykorzystywania VHS, czy to nawiązania do  Gwiezdnych Wojen, czy to pokazywanie jak popkultura kształtowała ówczesną rzeczywistość, czy to poprzez hołd dla jakichś określonych produkcji jak np. A Nightmare on Elm Street 4: The Dream Master (sam Robert Englund wrócił, by zagrać Freddy'ego Kruegera), czy klasyka, jakim jest Highlander (stworzenie klubów w szkole, które połączyły popularne dzieciaki z nerdami). To cała kopalnia różnych ciekawostek, które pomimo sześciu sezonów wcale się nie kończą. Fabularnie dostajemy rozmaite, często szalone i czasem niedorzeczne pomysły. Twórca jednak często nadaje całości zupełnie inny wydźwięk, bo na samym końcu odcinków nie raz pokazuje prywatne archiwalne nagrania, udowadniające, że coś, co mogliśmy uznać za zwariowaną wyobraźnię scenarzysty, to tak naprawdę część życia prawdziwego Adama Goldberga. Ten serial komediowy to jest dowód na to, że najlepsze scenariusze pisze samo życie. Co w przypadku gatunku, jakim jest komedia, jest to o tyle nieprawdopodobne, ale zbyt wiele kuriozalnych sytuacji z serialu potem okazywało się prawdą, by nie wysnuć takiego wniosku. A to jest zaletą Goldbergów, bo dzięki takim niekonwencjonalnym pomysłom, ani razu nie czułem, że ktoś próbuje odgrzewać schematy gatunkowe czy opierać się na znanych rozwiązaniach. Zawsze jest inaczej, czasem zaskakująco, nietypowo, a gdy bohaterowie przypadkiem rzucą soczystym wulgaryzmem dla komicznego efektu, mamy zabawną cenzurę. Goldbergowie to jest serial lekki, przyjemny i naprawdę zabawny na rozmaitych poziomach. Humor sytuacyjnych, gagi w dialogach, pomysłowe rozwiązania fabularne czy dziwaczne postaci (często oparte na prawdziwych osobach, które goszczą w serialu!), które nie raz potrafią rozbawiać. Nawet, jeśli po tych kilku latach niektóre zagrania są trochę oparte na określonych wypracowanych już schematach, nadal potrafią zaskoczyć i trafić w punkt. Duża w tym zasługa równowagi, jaką ten serial prezentuje, czyli obok tego wszystkiego mamy dawkę emocji. Nie zrozumcie mnie źle: tu nie ma poruszania mocnych i ważnych społecznie tematów. Tutaj przede wszystkim w centrum stoją wartości rodzinne i międzyludzkie relacje. Wiele odcinków ma odpowiednio rozłożone akcenty tak, by trafić w czułe miejsce. Nie manipulacją, czy wymuszaniem emocji, ale prostymi, uniwersalnymi wnioskami, które często płyną wydarzeń i potrafią poruszyć. Coś, czego po tak luźnym serialu komediowym nigdy bym się nie spodziewał, bo to jednak ma opierać się na humorze, ale pokazanie życia tej rodziny i relacji na poziomie emocjonalnym w taki dobry sposób, trafia do mnie i sprawia, że nie raz zakręciła się łza w oku. Ten serial przeszedł w Polsce bez echa. Jakoś tak pojawił się i nigdy nie osiągnął większej popularności. A szkoda, bo to jest naprawdę kawał dobrej zabawy dla wielbicieli klimatu lat 80. i humoru, który jest przemyślany i dopracowany, a nie oparty na polityce, społecznych problemach czy rasowych napięciach. Wszystko tutaj jest w pełni wplecione w lata 80. i chociaż zdarza się poruszyć coś poważniejszego, sercem jest tytułowa rodzina, która potrafi wzbudzić emocje i nie raz rozbawić. Takie seriale komediowe lubię, bo nie tylko bawią, ale dzięki emocjom, pokazują, że mają ambicję być czymś odrobinę lepszym.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj