W środku gwar i tłum, ale w granicach przyzwoitości. Wystrój ciepły, przyjemny. Masywne stoły, ławy i bar, wszystko w drewnie, a na środku płonie kominek - miła, domowa atmosfera. Wiem, że gdzie bym się nie przysiadł, to będę mógł odnaleźć nić kontaktu, swoistego rodzaju porozumienie. Prawie nikogo tu nie znam, ale jestem wśród swoich. Postrzegani jako odosobniona banda niedojrzałych zwyrodnialców niemających życia i partnerów, grupa chorych, niebezpiecznych i uzależnionych ludzi jedzących mięso w piątek, nieuczęszczających na msze święte w niedziele i Bóg jeden wie co jeszcze. To idealne miejsce, aby porozmawiać o naszym problemie.

Przysiadam się do losowo wybranych ludzi i zaczynam rozmowę. Chcę się dowidzieć, jak na osoby grające wpływa ogólna presja medialno-społeczna na temat gier i jak czują się jako gracze. Czy nie powoduje to pewnego rodzaju wycofania z życia społecznego bądź nie prowadzi do swoistego poczucia wstydu, przez który gracze nie przyznają się w pewnych kręgach do swojej pasji? Efekt moich rozmów okazał się zgoła inny, niż się spodziewałem.

Pokaż, kotku, co masz w środku

Dwie pracujące studentki -  Natalia i Julia. One, tak jak ja, od wielu lat też to robią, możliwe, że nawet razem. Nasze wspólne zainteresowanie coraz mniej (ale jednak wciąż) jest kojarzone przede wszystkim z mężczyznami (a raczej chłopcami). Okazuje się, że kiedy dziewczyny dzielą się tym, że grają w gry komputerowe, to nieraz w męskim towarzystwie jest to odbierane jako próba podrywu. Czują, że faceci nie biorą ich na poważnie, bo co tam one mogą o tym wiedzieć, a przy okazji panowie podbudowują swoje ego własnymi fantazjami.

Wśród rówieśniczek też nie wygląda to lepiej. Ich zainteresowanie zawsze było odbierane jako czynność nieprzystająca do dziewczyn. Jakoś tak się utarło, że granie było przez większość kojarzone jako domena outsiderów - i z tego powodu nasze studentki trafiły właśnie do tego worka. W domu sytuacja również nieciekawa - przez lata musiały słuchać kazania pt. "Marnujesz czas!". Kobiety gracze nie mają łatwo. Są niezrozumiane przez niezainteresowane otoczenie, nie brane poważnie przez innych grających. Zaś przyznanie się płci męskiej do tego, że grasz, jest odbierane jako zaproszenie do łóżka, a od rówieśników słyszą, że skoro to robisz - to jesteś geekiem. Paranoja.

Oczywiście - co kraj, to obyczaj, a co osoba, to odrębna historia. Kontynuując wątek kobiet grających, przysiadam się do Ariany, studentki zaangażowanej w różnego rodzaju akcje związane z grami. Przyznaje, że była outsiderem i grała, ale to drugie nastąpiło po tym pierwszym, a nie na odwrót. Grając w gry sieciowe, używa takiego nicku, aby jej płeć pozostała nieodgadniona. Robi to w obawie przed atakiem ze strony męskich graczy za to, że jest "tylko" kobietą.

W trakcie naszej rozmowy do stolika dołącza jej koleżanka, Ania, pracowniczka sklepu z grami. Na pytanie, co ona o tym wszystkim sądzi, przyznaje, że rzadko jest traktowana poważnie przez męskie grono zajmujące się tym samym hobby. Za to na jednym ze spotkań dla graczy poznała swojego chłopaka, więc zdarzają się też dobre przypadki. Ze strony rodziców i znajomych mimo jej starań wciąż spotykała się z krytyką za to, co robi. Wyjściem z sytuacji była zmiana znajomych; rodzice wciąż pozostali ci sami.

Kiedyś to było inaczej

Mężczyźni też łatwo nie mają. Przerywając burzliwą rozmowę, zasiadam przy kolejnym stoliku. Po krótkiej wymianie zdań mój rozmówca, ojciec kilkuletniego urwisa, stwierdza niczym starszy klanu: - Kiedyś nie było podziału, to dziś zrobił się podział. Reszta zasiadająca przy stoliku z aprobatą kiwa głową. Racja, w momencie pojawienia się pierwszych maszyn do grania w Polsce gry wideo były nowinką, a posiadanie odpowiedniego sprzętu i umiejętności jego obsługi często budziło szacunek, ale nikt nikogo nie piętnował. Oczywiście nie każdy dał się oczarować i mógł mieć żal, że zamiast pokopać piłkę ślęczymy zapatrzeni w to ustrojstwo. Tak twierdzi m.in. Michał, jeszcze student, możliwe, że w przyszłości nauczyciel.

Dziś sytuacja jest zgoła inna. Robi to zdecydowana większość z nas - młodzi i starzy. W pociągu, samochodzie, samolocie, domu, kuchni, łazience, na ulicy, w restauracji, przed telewizorem czy ostatecznie na biurku. Nie każdy się do tego przyznaje, zaś osoby krytykujące przez lata ten sposób bycia nie do końca są w stanie odnaleźć się w nowej, jeszcze bardziej zwyrodniałej rzeczywistości.

Nie ma się co okłamywać - granie w gry komputerowe weszło do mainstreamu i popkultury, co zaowocowało swoistą modą. Mimo to istnieje o wiele bardziej wyrazisty podział w społeczeństwie i wśród samych graczy: na robiących to i na tych, co robić tego nie będą; na tych prawdziwych i na tych, co tylko czasami; na tych, co biorą udział w Lidze Legend, i na tych, co nie. I tak dalej.

Grzegorz, pasjonat (nie fanatyk), podczas naszej rozmowy zwraca uwagę na to, że problemem jest to, czy zostaniemy uznani za tego prawdziwego, tego oddanego, co nie udaje, idąc za modą. Mimo wielu lat i godzin poświęconych temu zjawisku ostatecznie o tym, czy jesteś godzien, decyduje to, jak i za pomocą czego to robisz, a wśród swoich zamiast zrozumienia - kpina i jeszcze większa hermetyczność. - Jesteśmy skur**ali - słyszę od starszego klanu z dzieckiem. Z jednej strony trzęsiemy się przed tym, jak zostaniemy odebrani przez szersze grono tych, co tylko czasem bądź w ogóle; z drugiej strony wśród swoich jesteśmy najmądrzejsi i bez problemu ferujemy wyroki - specyficzne środowisko.

Świat odczarowany

Mimo że coś się zmienia w ogólnym postrzeganiu gier, to stereotyp wciąż krąży. Duża liczba moich rozmówców wspominała, jak byli i są odbierani przez to, że grają w gry. Nieraz wiąże się to z politowaniem ze strony otoczenia, ze zdaniem "że ci przejdzie", że skoro jesteś dorosły, a wciąż grasz w gry, no to coś z tobą musi być nie tak, no i oczywiście to, że gry są złem wcielonym, uzależniającym i szerzącym treści zakazane. Wynika to z czystej ignorancji społeczeństwa i mediów, które kreują właśnie taki obraz gier komputerowych.  

Dzieje się tak, ponieważ bardzo duża liczba ludzi wciąż nie ma pojęcia, czym dziś gry komputerowe są i jak one wyglądają. To, że większość graczy to tak naprawdę dorośli, a gry już dawno przestały być rozrywką dla dzieci, która obecnie przeznaczona jest głównie dla dojrzałych odbiorców, dopiero dociera do masowej świadomości (u nas w kraju szczególnie). Wraz z tym rodzi się przekonanie, że obok książki czy filmu gry są nowym i kolejnym medium, za którym również mogą iść różne treści, raz lepsze, raz gorsze, ale podane w nowej, niespotykanej wcześniej formie.

Mimo to już po kilku rozmowach wyłonił mi się inny obraz całej sprawy. Współcześnie jako gracze już nie musimy mierzyć się z próbą bycia zrozumianym przez otoczenie - albo się wycofaliśmy i przestało to mieć dla nas znaczenie, albo udało się i przestaliśmy być nienormalni. Problemem jest jednak to, jak gracze zachowują się i traktują nawzajem. Poczynając od wywyższania się i poniżania innych, przez wszędzie sięgający hate w sieci, na groźbach wszelkiego rodzaju kończąc. A czy nie powinno być na odwrót? Czy nie powinniśmy jak jeden mąż stawać w obronie naszej pasji, a nie kpić i obrzucać się błotem na własnym podwórku? Chyba naprawdę jest z nami coś nie tak.

Może wewnętrzny ferment jest skutkiem zewnętrznej presji społeczno-medialnej - prawdopodobnie. Jednak jeśli chcemy, aby nasze medium było traktowane poważnie, to musimy przestać zachowywać się jak banda napuszonych gówniarzy. Może najwyższy czas, jak wspominał Piotr Sterczewski, wyjść z pokoju nastolatka? Iść za przykładem Jonathana McIntosha i zdać sobie sprawę z przepaści między płciami w środowisku graczy? Tak jak Olaf Szewczyk zauważać i reagować na rwący potok szlamu przelewający się w grach sieciowych?

Oczywiście gracze to też bardzo mili i przyjaźni ludzie, widać to choćby po samej wizycie w krakowskiej knajpie dla miłośników wirtualnej rozrywki o nazwie HEX, gdzie obcy zapraszają innych do gry, aby razem przyjemnie spędzić czas i napić się piwa. Mimo to nie możemy ciągle klepać się po plecach i udawać, że nic tu nie śmierdzi. Tak jak wspomniał Michał, jeszcze student, możliwe, że w przyszłości nauczyciel: - To medium może nigdy nie dorosnąć, ponieważ gimbaza to nie kwestia wieku, a stan umysłu.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj