Napisałem przy okazji jednej z recenzji odcinków Andora, że tytułowa postać ma naturalny talent do bycia rebeliantem. W tamtym momencie myślałem wyłącznie o jego cechach charakteru i fabule, w której został zamieszczony. Po finale mogę jednak wyjść z tym stwierdzeniem nieco dalej, wykraczając nawet poza ramy serialu. Gwiezdne Wojny: Andor to prawdziwy rebeliant w świecie kreowanym dzisiaj przez platformy streamingowe. Buntuje się przeciwko tanim cameo, stosem easter-eggów i sytuacjami, w których styl autora idzie w odstawkę na rzecz korporacyjnych zagrywek. Tony Gilroy, człowiek odpowiedzialny za całe to zamieszanie, pokazuje w sposób wyjątkowy, że jest w świecie Gwiezdnych Wojen miejsce na kreatywność, która nie musi zostać sprowadzona wyłącznie do kombinowania, jak jeszcze podnieść poprzeczkę lub zaskoczyć fanów pojawieniem się postaci, którą dobrze znają. Zresztą już po pierwszych odcinkach miałem ochotę wyskoczyć z tekstem, w którym przekonywałbym nieprzekonanych do nowej produkcji Disney+. Gdy oglądałem kolejne wyjątkowe, świetnie napisane i nakręcone odcinki, rosła we mnie potrzeba, żeby wszyscy, którzy w ostatnim czasie zniechęcili się do seriali z uniwersum Gwiezdnych Wojen lub Marvela, dali szansę projektowi, który na początku obchodził może garstkę widzów. Pomyślałem sobie jednak, że nie ma sensu nikogo przyciągać do czegokolwiek na siłę. Jeśli ktoś do tej pory nie sprawdził tego serialu, to być może nie nastała jeszcze odpowiednia chwila na jego skonsumowanie. Są też głosy tych, którzy spróbowali i dla nich seans Andora był męczący. Skomentowali go słowami: "wieje nudą", "za dużo gadania" i "mało tutaj Gwiezdnych Wojen w Gwiezdnych Wojnach". I wiecie co? Każdy ma prawo sądzić o jakimkolwiek dziele kultury to, co mu dusza podpowiada. Dlatego nie będę tracił czasu na przekonywanie, że to produkcja o wybitnie nakreślonych postaciach, która kapitalnie wykorzystuje konwencję thrillera do opowiedzenia czegoś więcej o ludziach żyjących pod Imperialnym butem – i to jeszcze ze scenariuszem, który ma w sobie tyle smaczków, że chciałbym móc przeczytać go w oryginale. Mogę sobie za to pozwolić na mały apel do widzów.
materiały prasowe
Swoją drogą, to bardzo ciekawa sprawa, że widzowie różnie pojmują styl Gwiezdnych Wojen. Dla kogoś to będą miecze świetlne, dla innych może to być zaglądanie w imperialne struktury i doświadczanie zła właśnie w formie ucisku – dlatego chcą oni nie czerwonego miecza ciachającego kończyny, ale właśnie przyziemnej i jednocześnie bardzo brutalnej opresji, oddziałującej na życie zwykłych ludzi. Chociaż dostaliśmy serial ocierający się o status wybitnego, to niestety nie mam dużej wiary w to, że rebelia Andora zmieni najbliższą przyszłości uniwersum. Nie chcę wartościować podejścia widzów, bo każdy może czekać na swoje wymarzone Gwiezdne Wojny, ale mogę za to ocenić sposób myślenia tych, którzy są odpowiedzialni za produkowanie treści. Przez długi czas zapomnieli o pomysłach na ciekawe historie, a skupili się raczej na tym, co może w dłuższej perspektywie generować zainteresowanie wśród fanów udzielających się w mediach społecznościowych. Andor na szczęście trendował na Twitterze. Pod jego hashtagami można znaleźć całe mnóstwo reakcji widzów z całego świata. Nie mam niestety danych mówiących o tym, jak bardzo mogą to być wyniki zadowalające władze Disneya, ale pewnie nie ma co liczyć na to, że są one porównywalne z tym, co generował zdecydowanie słabszy serial Mecenas She-Hulk. Inna sprawa, że w przypadku produkcji Marvel Studios nikt nawet nie krył się z tym, że jest to produkt poszerzający ofertę platformy, który nastawiony jest na to, żeby kreować momenty mające potencjał na angażowanie widzów w social mediach. Sukces serialu nie jest oczywiście mierzony liczbą hashtagów, ale niewątpliwie jest to mocna waluta, która wpływa na decyzje władz studia na kolejne lata.
Najważniejsze jednak, że Gilroy zdołał wywalczyć autonomię. Nic nie pętało jego rąk przy tworzeniu serialu.
Gilroy pokazał na szczęście, że da się wejść do skomplikowanej franczyzy i zrobić coś na boku. Coś, co jednocześnie będzie związane z zasadami rządzącymi tym światem. Od początku do końca miał pomysł na to, co chciał opowiedzieć. Zresztą Gilroy przyszedł do Kathleen Kennedy z pomysłem i chęcią opowiedzenia czegoś ciekawego – niekoniecznie, by odcinać kupony po sukcesie Łotra 1. Na szczęście uratował wspomniany film poprzez dokrętki i montaż. Szefowa Lucasfilm być może z wdzięczności wyłożyła pieniądze na serial, który nie miał prawa mierzyć się z Mandalorianem i Bobą Fettem na popularność. Najważniejsze jednak, że Gilroy zdołał wywalczyć autonomię. Nic nie pętało jego rąk przy tworzeniu serialu. Ostatnio scenarzysta Obi-Wana Kenobiego narzekał, że musiał pilnować narzuconych odgórnie zasad, a twórcy Pierścieni Władzy zastanawiali się, co mogą pokazać. Gilroy musiał wziąć pod uwagę kanon, ale to na tyle osobna historia, że nie był to w żadnym wypadku problem.
materiały prasowe
Showrunner dostał możliwość stworzenia serialu nieco dojrzalszego i poruszającego poważniejsze problemy. Wcześniej nie poświęcano zbyt wiele czasu walce zwykłych ludzi z Imperialnym oprawcą, co zawsze pozostawiało niedosyt. W świecie Star Wars nie było zbyt wielu odcieni szarości, bo George Lucas trochę jak w baśni wskazał palcem tych dobrych po jasnej i tych złych po ciemnej stronie Mocy. Było (i dalej jest!) w tym coś pięknego, ale sztuka wizualna się rozwija i nie możemy przez tyle lat ciągle stać w miejscu. Nie mogę pojąć, że dopiero w 2022 roku dostaliśmy produkcję, która podchodzi do tego świata w zupełnie inny sposób. Przez tyle lat wciąż gnieciemy się w tych samych ramach narzucanych przez kolejnych twórców wychowanych na twórczości Lucasa. Nie miałbym problemu z kolejnymi serialami Dave'a Filloniego i Jona Favreau w sytuacji, gdybyśmy dostawali coś jeszcze... Coś, co nie będzie tylko odwoływać się do znajomych rzeczy z mieczami świetlnymi i generowanymi komputerowo bohaterami sprzed lat. Studio Lucasfilm, tworząc The Mandalorian, czyli pierwszy serial aktorski, słusznie wyszło z założenia, że jest to produkcja promująca platformę i pierwsza tego typu sytuacja w tym uniwersum, więc nawet wypada stworzyć coś, co będzie można bardzo łatwo odczytać jako serial w świecie Gwiezdnych Wojen. Pamiętam, że byli fani, którym brakowało muzyki Johna Williamsa. Inna sprawa, że Disney zrobił mało w kierunku tego, żeby świat wykreowany przez George'a Lucasa puścić w zupełnie inne rejony Galaktyki, co też umocniło widzów w przeświadczeniu o jedynej słusznej drodze. Zdarzały się ciekawe próby (Gwiezdne Wojny: Wizje), ale tylko w segmencie animacji. A pomyślcie o tym, jak wielkie możliwości daje ten świat. Jak wiele rzeczy można w nim odkryć, np. idąc z historiami do przodu, a nie ciągle koncentrując się na przeszłości.
materiały prasowe
Jeśli nudzisz się na Andorze i czekasz na więcej gwiezdnych pojedynków, to bardzo dobrze. Masz do tego prawo. Zachęcam wyłącznie do tego, żeby nawet przy produkcjach tego typu mieć wymagania dotyczące kreatywnego opowiadania historii. Pojawienie się Yody, Darth Vadera lub innego Mace Windu może być poprowadzone z korzyścią dla historii. W pierwszej chwili sam ucieszyłem się, gdy zobaczyłem Luke'a Skywalkera w finale 2. sezonu The Mandalorian. Było to jednak chwilowe, bo potem podsumowałem sobie cały serial i pomyślałem, że to w zasadzie nie miało większego sensu. Deus ex machina w finale sprawia, że trudno o emocjonalny ładunek między głównymi postaciami, które znikają z radaru twórców, bo przychodzi ich uratować gość z zielonym mieczem. Łatwo jest popaść w zachwyt. Oto mój mały apel, z którym każdy może zrobić, co chce – nie dajmy się łechtać pomysłami tworzonymi po linii najmniejszego oporu. Każdy easter-egg, każde cameo, każdy gościnny występ w dłuższej perspektywie może być korzystny dla fabuły. Trzeba tylko usiąść i pomyśleć w innych kategoriach niż chęć zadowalania fanów. W tym wszystkim powinien być umiar i mówię to jako fan Gwiezdnych Wojen, który do momentu zobaczenia Andora był zmęczony tym światem. Chwilowa radość, napięcie i łzy podczas oglądania są dla mnie dowodem na to, że się da. Potrzeba tylko odpowiednich ludzi z wizją oraz swobodą wypowiedzi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj