Twórcy sztampowych produkcji o superbohaterach puszczają oczko swoim dotychczasowym fanom i wznoszą na piedestał stereotypowego odbiorcę komiksowych ekranizacji. Jedno jest pewne - nowy wybawca prócz problemów z trądzikiem, zawirowań w szkole , kredytu na karku i sprawy rozwodowej w toku ma też mnóstwo chęci i szczerego zapału, by zbawić na nowo świat. Podczas gdy Tony Stark szturmuje kina w nowym Iron Manie, zapatrzeni w jego filantropijną i bohaterską działalność fani wskakują we własne kostiumy. Z różnym skutkiem.
Herosi rodzą się w bólach. Wie o tym Kick-Ass, który stoi na straży praworządności i spokoju w pewnym amerykańskim mieście. Dave Lizewski, grany przez Aarona Taylor-Johnsona, to sfrustrowany uczeń liceum, który za pomocą zielonego trykotu i komiksowej wiedzy postanawia wyleczyć miasto z bezprawia i rosnącej przestępczości. Pojawia się jednak znacząca trudność – Dave nie ma żadnej supermocy. Używanie broni to dla niego obcy termin, zwinność i rozsądek to nieznane cechy, a jedyne zajęcie, jakiemu dotychczas poświęcał całą swą uwagę i zaangażowanie, zaczynało i kończyło się na zdjęciach kobiecych biustów w Internecie. Od czego są jednak przyjaciele? Na arenę nieporadnych poczynań domorosłego superbohatera wkracza jedenastoletnia Hit-Girl (młodziutka Chloë Grace Moretz) i sprawujący nad nią pieczę Big Daddy (świetny Nicolas Cage), którzy z gangsterskim półświatkiem mają już mocno na pieńku. Ich barwna i krwawa krucjata to oddanie czci całemu komiksowemu uniwersum. W Kick-Ass znajdziemy więc ukłon złożony niepewnym siebie amatorom przygód, pochwałę samotnych szeryfów i ostateczny triumf sprawiedliwości nad resztą świata. Dość brutalne sceny i historia duetu Moretz-Cage nadają filmowi nieco poważniejszy wydźwięk i sprawiają, że Kick-Ass z radosnej rąbanki awansuje na nieco ironiczną, momentami bardzo emocjonującą komedię. To jednak nie ostateczny koniec przygód bohatera w zielonym kostiumie – już w sierpniu Kick-Ass wraz ze świtą powróci , by skopać tyłki wszystkim pozostałym złoczyńcom.
Jeżeli "Kick-Ass" uznamy za hołd złożony komiksowym bohaterom, to Scott Pilgrim kontra świat spokojnie można nazwać ofiarą na ołtarzu gier komputerowych i superbohaterów w obcisłych strojach. Oto bezkompromisowa i nowatorsko zrealizowana pochwała komiksów i pokolenia graczy, której głównym bohaterem jest Scott Pilgrim – dwudziestoparolatek z Kanady. Choć pieniądze się go nie trzymają, a kariera basisty w "Sex Bob-omb" stoi w miejscu, Scott nie ma powodów do narzekań – płeć piękna ma do niego wyraźną słabość. Listę jego miłosnych podbojów zamyka intrygująca Ramona Flowers z włosami w kolorach tęczy. Zanim jednak uda mu się zdobyć jej serce, będzie musiał pokonać jej siedmiu złych byłych.
[image-browser playlist="591754" suggest=""]"Scott Pilgrim kontra świat" | ©2010 Universal Pictures
Produkcja Wrighta to absolutny fajerwerk skrzący się mnogością wykorzystanych motywów, muzyki i gatunków filmowych. Swobodnie nawiązujący do konwencji herosa w trampkach zachwyca komiksową stylistką i przedstawieniem zachowań bohatera w formie gry, gdzie każde dobrze wykonane zadanie gwarantuje przejście poziom wyżej. Film obfituje w wiele smaczków i perełek – począwszy od wierności stylowi, po genialnego Kierana Culkina, brata słynnego Kevina samego w domu, w roli współlokatora-geja. Scott Pilgrim vs. the World nie jest typową opowiastką o domorosłym superbohaterze. Jego pobudki wynikają z chęci zdobycia wymarzonej dziewczyny, a nie zbawienia świata, charakterystyczne dla superbohaterów zdolności są tu ogólnodostępne, a całość utrzymana jest w częściowo fantastycznej scenerii. Jednak Scott Pilgrim, tak samo jak Kick-Ass, swoich przekonań broni nie tylko z zaciętością i wdziękiem, ale i młodzieńczym zapałem.
Nie tylko młodzi ukrywają się za maskami i wyruszają w miasto bronić świata przed złem i występkiem. Tragikomiczny "Defendor" to popis aktorskich umiejętności Woody'ego Harrelosna. Grany przez niego bohater to niepozorny czterdziestoletni facet z niepozorną pracą i niepozornym życiem. Nocami zostawia wszelkie zahamowania za sobą i zmienia się w postać zwaną Defendorem, która walczy ze złem i bezwzględnością na ulicach miasta. W chaosie filmów o walce z niegodziwością i patetycznych poświęceniach film Stebbingsa w urzekający i pełen refleksji sposób pokazuje, że świat może zmieniać każdy, niezależnie od przekonań. "Defendor" skrzy urokiem, taktem i humorem. To nietypowe połączenie dramatu, kina akcji i komedii nie tylko unika uderzeń w podniosłe tony, rezygnuje też ze sztampowych rozwiązań i podkreśla rolę jednostki w walce o lepsze jutro.
W lepsze jutro wierzy też Les, bohater filmu "Special". Skutkiem ubocznym leku przeciwdepresyjnego, jaki przyjmuje, jest moc. Les potrafi lewitować, przechodzić przez ściany i zadawać celne ciosy. Niestety – tylko w swojej głowie. Przekonany o niezwykłych umiejętnościach szyje sobie strój i wyrusza w miasto, aby chronić mieszkańców przed ukrytym po ciemnych zaułkach złem. Jego niekonwencjonalne zachowanie szybko staje się miejscową sensacją. "Special" skupia się na często pomijanym motywie w tego typu produkcjach, jakim jest poczucie wyjątkowości. U Lesa potrzeba akceptacji i zauważenia jest tak silna, że w połączeniu z odpowiednimi lekarstwami tworzy wyimaginowanego superbohatera, ucieleśnienie marzeń każdego chłopca. To gorzka lekcja o wierze w siebie, pokonywaniu słabości i odkrywaniu rzeczywistej wartości nas samych. Gorzka o tyle, bo dotycząca większości społeczeństwa.
[image-browser playlist="591755" suggest=""]"Defendor" | ©2009 Alliance Films
"Super" to kolejna opowieść o przeciętym facecie z nieprzeciętnymi pomysłami. Tym razem punktem zapalnym jest odejście żony do narkotykowego dilera. Czterdziestoletni Frank okrzykuje siebie "Kosą na przestępców", za swój oręż bierze klucz hydrauliczny, a do pomocy fankę komiksów imieniem Libby. To prztyczek w nos szpanerskiemu kinu o wielkich herosach, bezwzględnie wyśmiewający reguły, jakimi rządzą się produkcje tego typu. "Super" idealnie wypełnia lukę między wysokobudżetowym Kick-Ass, który zawładnął masową wyobraźnią, a melancholijnym i uroczym "Defendorem". Jest humor, zabawa komiksową konwencją i doborowa obsada, którą zasilają Liv Tyler, Kevin Bacon i Rainn Wilson. Obcisły trykot w czerwonym kolorze i klucz do rur w charakterze broni masowego rażenia tylko dodają więcej smaczku tej niedrogiej i niezależnej produkcji.
Filmy typu "Super", "Defendor" i "Special" to przedstawiciele starszego pokolenia w świecie domowych superbohaterów. Mniej w nich radości z samego działania, za to więcej skruchy i chwil zadumy nad dotychczasowymi dokonaniami. Oto zabawne i bolesne rozliczenie z tym, co udało się zrobić dla innych – nieważne czy w kostiumie, czy bez. I choć przez komediowy płaszczyk przebija się melancholia i dramat, filmy te ciągle wiele czerpią z pastiszu tworów o przygodach superbohaterów.
W natłoku kolejnych komiksowych produkcji i patetycznych opowiastek o herosach kino spod znaku własnoręcznie szytych kostiumów święci triumfy. Brak wyszukanych efektów specjalnych nadrabiają wdziękiem i urokiem, a płytką wymowę zastępują wzruszeniem i wiarą w ludzkie możliwości. Oto oni, superherosi. Z nadwagą, przeciętną pracą i brakiem akceptacji ze strony rówieśników. I przesłaniem, że na robienie rzeczy wielkich nigdy nie jest za późno.