Niemal dekadę trzeba było czekać na kolejny film Petera Jacksona z akcją osadzoną w Śródziemiu. "Trzeba" nie zostało tu użyte przypadkowo – trudno sobie wyobrazić, że tolkienowskie uniwersum po sukcesie trylogii Władca Pierścieni zostałoby przez Hollywood zwyczajnie porzucone. Nagrodzony jedenastoma statuetkami "Powrót króla" pozostawił widzów jednocześnie w ekstazie i rozpaczy. Najlepszy film fantasy ostatnich lat – a kto wie, czy nie w historii – nie dawał szans kontynuacji.
"Hobbit, czyli tam i z powrotem", na którego padła decyzja o ekranizacji, choć dzieje się w tym samym świecie, jest powieścią zupełnie inną niż "Władca pierścieni". Jak wszystkie media i czytelnicy zgodnie twierdzą to literatura dla bardzo młodego odbiorcy. Brak tutaj mrocznej atmosfery generowanej przez obserwującego wszystko Saurona, nie ma czającego się w cieniu zła reprezentowanego przez Nazgule, nie toczy się tu walka o losy świata. To właściwie nieco przydługa bajka na dobranoc, zabierająca dziecko we wspaniały kolorowy świat fantastycznych stworzeń i magii. Dostrzeżenie charakteru książki jest szalenie istotne, jeśli mamy zrozumieć zadanie, przed jakim stanął Jackson przygotowując się do adaptacji "Hobbita" i jak zdecydował się dzieło Tolkiena zinterpretować.
[image-browser playlist="595908" suggest=""]©HarperCollins
Z dziecięcej opowieści nowozelandzki reżyser – ku niczyjemu chyba zaskoczeniu – tworzy kolejną epicką opowieść. Krasnoludy nie próbują odzyskać skradzionego skarbu, ale walczą o odzyskanie swojego wielkiego miasta. Utracony gród wydaje się być zresztą dla bohaterów nawet więcej niż domem – przedstawiona krucjata ma znamiona walki o przetrwanie całej rasy. Ta maksymalizacja przejawia się w każdym aspekcie filmu, nie tylko w opowiadanej historii, ale i konstrukcji poszczególnych scen. Gdy pierwotna wersja Drużyny Pierścienia, czyli hobbit, czarodziej i trzynastu krasnoludów, przeprawia się przez góry, niebezpieczeństwo nie tkwi już tylko w wąskiej ścieżce i śliskich kamieniach, ale ożywających skalnych olbrzymach, którzy zaczynają wyrównywać dawne spory. W pamiętnej scenie z książki bohaterowie ukrywają się przed wrogiem na wierzchołkach drzew. W filmie Jacksona dramatyzm tej sceny został spotęgowany wielokrotnie – drzewa się palą, łamią, wywracają, a wszyscy bohaterowie wiszą nad kilkusetmetrową przepaścią. I tak za każdym razem.
By zachować spójność z poprzednimi filmami, Jackson rozszerza świat "Hobbita" o własne pomysły i suplement zawarty w książkowym "Powrocie króla". Na ekranie pojawia się zatem plejada znanych już widzom twarzy, które wprawdzie nie mają żadnej roli do odegrania, lecz stanowią dobry pomost między tą a wcześniejszą trylogią.
O ile w książce narratorem zdaje się być Tolkien (często przecież używający zwrotów "my" czy "nam"), o tyle w adaptacji tym przewodnikiem staje się Bilbo. Stary Baggins na początku znajduje się zresztą tuż przed swoim przyjęciem urodzinowym (idealna okazja, by chociaż na chwilę pokazać Froda), otwierającym poprzednią trylogię Jacksona. I tak w stylu "Władcy Pierścieni" rozpoczynamy też od sielankowego Shire i przybliżenia stanu, w jakim znajduje się każda z zamieszkiwanych przez Śródziemie ras. Eksponowany dość mocno na początku Erebor i jego zajęcie przez smoka Smauga to historia stanowiąca w powieści raczej tło. Szczegóły dotyczące wyprawy krasnoludów czytelnik wyłapuje aż do ostatnich stron, przy czym ich motywy różnią się od filmowych. Thorin u Tolkiena, choć jest przywódcą grupy, do której dołącza Bilbo, nie jest mężczyzną pokroju Aragorna i nie pała żądzą zemsty do Azoga. Zabójca Thróra od dawna bowiem nie żyje. Konflikt na linii krasnolud-ork (zupełnie jednak w książce trzecioplanowy) realizuje się dopiero podczas Bitwy Pięciu Armii, gdzie na czele goblinów staje Bolg z Północy, okazujący się być synem Azoga.
[image-browser playlist="595909" suggest=""]©2012 Warner Bros. Pictures
Bohaterski stał się również Bilbo. Jackson, aby dodać skrzydeł postaci hobbita, przearanżował całą sekwencję wpadnięcia protagonistów w pułapkę goblinów. W wizji tolkienowskiej przed oblicze króla zostają zaprowadzeni wszyscy, łącznie z Bagginsem. Hobbit dopiero w trakcie ucieczki z podziemi oddziela się od reszty, by trafić na Golluma, a nie - jak to ma miejsce w filmie - na samym początku, chwilę po znalezieniu się w jamie goblinów. Ta pozornie mało istotna zmiana, wydająca się wręcz zupełnie niepotrzebnym odejściem od oryginału, ma fundamentalne znaczenie w rozwoju postaci Bilba. Zachodząca w nim przemiana z niechętnego towarzysza podróży do odważnego kompana w boju została zachowana do samego finału - chwili, w której hobbit z Żądłem w ręku biegnie na pomoc Thorinowi, przegrywającemu akurat w starciu z Azogiem. Chcąc zachować narrację zgodną z oryginałem, Baggins musiałby zacząć walczyć już w podziemiach, gdzie starcie krasnoludów z goblinami trwa przecież dobre kilkanaście minut.
Z podzielenia historii na trzy filmy twórcy zdają się wychodzić obronną ręką – przynajmniej dotychczas. Akcja nie jest spowolniana ani rozciągana w czasie wymyślonymi przez twórców zdarzeniami. Zamiast tego pokazane zostaje wszystko, co wydarzyło się w trakcie wyprawy Bilba na Samotną Górę, nawet jeśli nie zostało to dokładnie opisane w książce. Wyjaśnione wprost zostają więc na przykład tajemnicze zniknięcia Gandalfa oraz jego motywy kierujące dołączeniem się do krasnoludów. Zastanawiać się można jedynie nad "Hobbitem" jako osobnym dziełem – bo choć zgodnie z regułami blockbustera dostajemy sensowny klimaks, właściwie żaden z wątków nie zostaje sfinalizowany. Cała wyprawa prowadzi jedynie do akceptacji Bilba jako członka drużyny, gdyby nie ten fakt, status quo zostałby właściwie zachowany.
Ze skromnej, minimalistycznej w swoich założeniach książki dla dzieci, Peter Jackson tworzy widowsko z epickim rozmachem. Znów dostajemy fantastyczną historię o walce dobra ze złem osadzoną w mitologicznym świecie Śródziemia, którą ogląda się z zapartym tchem. Adaptacja to na pewno piękna, ale daleko jej od wiernej. Pomimo zachowania zgodności fabularnej, przez ten cały poważny i podniosły nastroju, w hollywoodzkim dziele zagubiły się podstawowe prawdy, które uczyniły popularnym tolkienowskiego "Hobbita, czyli tam i z powrotem". To już nie jest opowieść o przyjaźni, pokonywaniu własnych lęków. Teraz to historia o męstwie, heroicznej odwadze i oddawaniu swojego życia za ojczyznę.