12 sierpnia HTC zaprezentowało światu nowego smartfona, średniopółkowca Desire 20 pro. Sam sprzęt nie wybija się niczym niezwykłym na tle konkurencji, nietypowy jest sposób, w jaki zaprezentowano go światu. HTC zorganizowało internetową konferencję w wirtualnej rzeczywistości.
Po kilku miesiącach pracy zdalnej konferencje online stały się czymś powszechnym w branży technologicznej. Zarówno dziennikarze, jak i przedstawiciele korporacji oraz domów mediowych zdążyli przyzwyczaić się do nowego środowiska i okiełznać narzędzia umożliwiające bezpośredni kontakt z dużą grupą ludzi za pośrednictwem internetu. W dobie pandemii wideokonferencje weszły nam w krew i zdążyły spowszednieć.
Firma HTC postanowiła wyjść przed szereg i wznieść ten rodzaj komunikacji na nowy poziom, prezentując smartfona HTC Desire 20 pro w wirtualnej rzeczywistości. Sam sprzęt to typowy średniopółkowiec, w cenie 1399 zł otrzymamy do dyspozycji 6,5-calowy wyświetlacz FullHD, baterię 5000 mAh, 6GB pamięci RAM, 128 GB na dane oraz poczwórny układ optyczny z 48-megapikselowym aparatem głównym. Absolutny standard w tej półce cenowej. Za to konferencja wyłamywała się poza ramy typowych prezentacji online i to na niej chciałbym skupić się w kontekście tego wydarzenia, gdyż wyznacza nowy kierunek, jaki może obrać sieciowa interakcja.
Premiera HTC Desire 20 pro w całości odbyła się w wirtualnej sali wykładowej za pośrednictwem aplikacji Vive Sync. Dzięki niej dziennikarze i prelegenci z całego świata mogli spotkać się twarzą w twarz w cyfrowym świecie. W tym nietypowym audytorium użytkownicy mogą spersonalizować wygląd swojego awatara i swobodnie przemieszczać się po całej przestrzeni wykładowej, a gdy rozpoczyna się właściwa prezentacja – organizatorzy mogą usadzić widzów na sztywno w konkretnych miejscach, aby nie przesłaniali sobie prelegentów oraz cyfrowego pola projekcyjnego.
Na tym jednak nie koniec interesujących rozwiązań zastosowanych w tym środowisku. Dostęp do gogli VR ma niewielki odsetek społeczeństwa, dlatego konieczne było zarejestrowanie wydarzenia w taki sposób, aby konferencja mogła być śledzona również poza wirtualną rzeczywistością. W tym celu część organizatorów wyposażono w kamery VR i osadzono ich w roli operatorów – dzięki temu mogli rejestrować wydarzenie w formie przystępnej do wyświetlania na płaskim ekranie. Operator odpowiedzialny za transmisję wydarzenia mógł decydować, z które cyfrowej kamery prowadzona jest relacja, a następnie przesyłał wybrane ujęcie do aplikacji MS Teams w czasie rzeczywistym.
Mimo umowności szaty graficznej i kilku niedociągnięć technologicznych związanych m.in. z problemami z wyciszaniem mikrofonów użytkowników, konferencja wypadła nad wyraz świeżo na tle spotkań prowadzonych przy pomocy typowych komunikatorów masowych, nawet jeśli ktoś oglądał ją wyłącznie poprzez stream MS Teams. Vive Sync tchnął życie w spotkanie i udowodnił, że prezentacja telefonu ze średniej półki cenowej może być interesująca, jeśli zorganizuje się ją przy wykorzystaniu nowoczesnych narzędzi.
Nie było to pierwsze spotkanie w Vive Sync, w którym miałem okazję uczestniczyć. Już wcześniej brałem udział w dyskusji poświęconej wykorzystaniu VR w realizacji modelu pracy zdalnej. Wówczas miałem jednak do czynienia z wydarzeniem o charakterze niszowym, tu zaś pokazano, że również konferencje skierowane do masowego odbiorcy można z powodzeniem realizować w wirtualnej rzeczywistości.
Nie zdziwię się, jeśli taki model komunikacji przyjmie się na szerszą skalę. W dobie pandemii koronawirusa korporacje unikają organizacji spotkań dla setek widzów, które mogą szybko zamienić się w nowe ognisko epidemii. Takich spotkań branża będzie unikać jeszcze przez wiele miesięcy. Z drugiej strony wzrost zainteresowania Vive Sync może mieć kolosalny wpływ na całe wysoko rozwinięte społeczeństwo – jeśli po narzędzia tego typu sięgną placówki edukacyjne, prowadzenie nauki zdalnej stanie się znacznie ciekawsze. Dysponując odpowiednimi pomocami naukowymi można bowiem prezentować trójwymiarowe obiekty w sali wykładowej, prowadzić zapiski na wirtualnej tablicy czy korzystać z klasycznych prezentacji w bardziej immersyjnej wersji. Nawet wtedy, kiedy uczniowie nie będą mieli dostępu do gogli – w końcu transmisję można udostępniać za pośrednictwem klasycznych komunikatorów.
Wypromowanie takiej metody interakcji między użytkownikami upodobniłoby nasz świat do realiów znanych z książki Idoru
Williama Gibsona, w której VR płynnie przenika się z rzeczywistością. Na razie to oczywiście tylko czcze marzenie, które jeszcze przez lata nie doczeka się realizacji, ale sam pomysł porzucenia statycznych wideokonferencji na rzecz interaktywnych modeli komunikacji, wydaje się świetnym pomysłem. Zwłaszcza że takie spotkania nie muszą kończyć się wraz z zamknięciem prelekcji – po tym, jak organizatorzy skończą swoje wystąpienia, widzowie mogą wstać ze swoich miejsc i prowadzić dyskusje w kuluarach. Tak, jak przez lata robili to w trakcie klasycznych konferencji.
Przed HTC jest jeszcze długa droga do upowszechnienia Vive Sync i zniesienia części ograniczeń tego oprogramowania. Dziś wirtualne audytorium pozwala stworzyć aulę mieszczącą do 30 osób, dlatego w przypadku spotkań realizowanych dla większego grona należy stworzyć kilka instancji z oddzielnymi hostami odpowiedzialnymi za usadowienie gości oraz prezentację treści. Ale z biegiem lat i te ograniczenia prawdopodobnie uda się znieść, podobnie jak na branża gamingowa nieustannie żyłuje liczbę graczy jednocześnie zalogowanych do gier wieloosobowych.
A kiedy świat konferencji i zdalnej edukacji otworzy się na szerszegrono odbiorców, dystans dzielący prelegenta i widza przestanie mieć znaczenie. Audytorium VR pozwoli spotkać się twarzą w twarz z ludźmi z drugiego krańca globu i zrealizuje wizję, której nie udało się ziścić twórcom
Second Life'a. Po pierwsze dlatego, że koronawirus zachęcił społeczeństwo do komunikacji online, a po drugie dzięki temu, że Vive Sync nie ogranicza się do jednej formy kontaktu. Najbardziej immersyjne doświadczenia zapewnia tym, którzy dysponują zestawem VR, funkcjonuje w formie uproszczonej aplikacji komputerowej nie wymagającej posiadania gogli i umożliwia śledzenie przebiegu spotkania za pośrednictwem streamu wideo, jeśli organizatorzy udostępnią taką opcję.
Second Life pojawił się na rynku zbyt wcześnie i nie był tak otwarty na odbiorców jak Vive Sync, dlatego nie odniósł spektakularnego sukcesu. Zobaczymy, czy HTC uda się pokonać przeciwności i na nowo zakrzewić w nas ideę egzystencji w drugim, wirtualnym świecie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h