Jaki masz stosunek do książek? Mam wrażenie, że pochodzisz z rodziny, w której dużo się czyta... Michael Shannon: Tak, mój dziadek, ojciec mojego taty - był niesamowicie oczytanym człowiekiem. Był entomologiem, badał żuki, a mój ojciec był profesorem. Był profesorem rachunkowości, a więc czytał finansowe publikacje, z których ja niewiele bym zrozumiał. W każdym razie, tak, pochodzę z inteligenckiej rodziny. A jaki jest twój osobisty stosunek do książek? Kocham książki. Uwielbiam czytać. Nie mam aż tyle czasu, żeby spokojnie rozmyślać nad życiem, bo jestem zawsze w biegu - albo pracuję albo spędzam czas z rodziną. Mam nadzieję, że kiedy będę starszy, będę mógł czytać książki przy kominku, ale przy moim obecnym stylu życia nie jest to możliwe. Jak budowałeś graną przez siebie postać? Beatty jest bardzo rozdartym wewnętrznie człowiekiem. Bardzo stara się funkcjonować w ramach systemu, który bardzo ogranicza wolność wyboru, Można się temu albo poddać albo stać się rebeliantem, czyli ukrywać się, rezygnując z normalnego życia. Od dziecka był przygotowywany, by zostać strażakiem i nigdy nie robił nic innego w swoim życiu. Szybko pnie się po szczeblach kariery i każdego dnia styka się z tym, z czym powinien walczyć.  Jest tym zafascynowany, ale musi trzymać to w tajemnicy, co bardzo mnie zaintrygowało. Beatty jest bardzo samotną osobą, ale pewnego dnia spotyka Montaga (Michael B. Jordan), którego uważa za swoją bratnią duszę. To przyjaciel, w którego towarzystwie Beatty może pozwolić sobie na szczerość i pokazać swoje prawdziwe „ja”, ale nawet ta relacja jest podszyta lękiem i wątpliwościami. Myślę, że wielu ludzi znalazło się w podobnej, choć mniej ekstremalnej sytuacji. Jak szukasz wiadomości i informacji w erze fake newsów i ogólnej dezinformacji? Nie jestem fanem nowych technologii. Nie lubię ich i nie podoba mi się to, co obserwujemy wokół nas. Podejrzewam, że większość ludzi uważa, że wszystko da się naprawić, bo mamy do dyspozycji nowe technologie. Ramin postanowił wpleść ten wątek do naszej historii, bo od czasów, w których powstała książka Bradbury’ego świat bardzo poszedł do przodu. Technologia sprawia, że prawda przestała mieć jakąkolwiek wartość, co mnie przeraża. Zacznijmy od tego, że jestem technofobem. Nie lubię nowych technologii, ale w obecnych czasach nie da się bez nich żyć, więc ich unikanie nie ma sensu, zwłaszcza, jeśli chcemy pracować i żyć - od technologii nie ma ucieczki. Byłem przerażony, kiedy czytałem doniesienia ze szczytu w Białym Domu poświęconemu rozwojowi sztucznej inteligencji. Putin powiedział podobno, że „kto opanuję tę technologię, będzie rządził światem”. Mam wrażenie, że zmierzamy w tym kierunku, co bardzo mnie niepokoi. Co sprawiło, że zainteresowałeś się aktorstwem? Czasem trudno jest mi przypomnieć sobie rzeczy, które wydarzyły się w zamierzchłej przeszłości. Na początku aktorstwo było moim hobby, rodzajem odskoczni od szkoły. Występowałem w szkolnych przedstawieniach, bo nie byłem typem atlety i nie uprawiałem żadnego sportu. Aktorstwo łączy ludzi, co jest bardzo fajne. Bardzo często przygotowywałem się do przedstawień sam, albo pracowałem z grupą innych ludzi. Łączyło nas poczucie, że wspólnie coś tworzymy, że mamy ten sam cel, co  bardzo mi się podobało. Które wątki filmu 451oFarenheita uważasz za najbardziej nośne? Chyba najważniejsze jest dla mnie pytanie - ile tak naprawdę warta jest wiedza? Co jest dla nas lepsze - wiedza czy niewiedza? Na początku trudno było mi zrozumieć postawę Beatty’ego i pewnie nie jestem w tym odosobniony. Później, kiedy rozpoczęły się zdjęcia i zacząłem wcielać się w jego postać na planie, zacząłem lepiej rozumieć jego motywy działania, bo z jednej strony strasznie narzekamy na fake newsy i psotłprawdy, a z drugiej większość z nas nie wie co zrobić z prawdą i wiedzą, jaką posiada. Wielu ludzi uważa, że prawda musi być zawsze bolesna. Jak można przełożyć wiedzę i prawdę na rzeczywiste działania? A jeśli faktycznie chcesz poznać prawdę i tylko prawdę, to co jesteś gotów zrobić, żeby ją zdobyć? Uważam, że jeśli nie jesteśmy gotowi do poświęceń w imię prawdy, to łatwo jest nam ją odebrać. Jakie uczucia wywoływał w tobie widok palonych książek? Myślę, że Ramin bardziej przeżywał te sceny, bo często z namaszczeniem podnosił z ziemi książki. Te, które były dla niego ważne. Ja miałem do tego inne podejście, bo nie paliliśmy przecież ostatnich egzemplarzy na świecie. Wiedziałem, że są jeszcze ich inne egzemplarze i nic się tak naprawdę nie stało. Zdjęcia palenia książek trwały wiele godzin i kręciliśmy je w strasznym upale. Wszyscy byliśmy strasznie spoceni, a ja uważałem, żeby się nie odwodnić. Użycie miotaczy ognia wygląda fantastycznie na ekranie - jestem pewien, że zrobi na widzach wrażenie. Zastanawiałem się nawet, jak nakręcimy te ujęcia, ale mieliśmy na planie świetną ekipę.
foto. HBO
Czy czytałeś w szkole powieści Raya Brandbury’ego? Kiedy byłem młodszy, nie czytałem książek Raya Bradbury’ego. Zaczytywałem się wtedy Kurtem Vonnegutem. Jedną z moich ulubionych lektur było Witajcie w małpiarni, czyli zbiór krótkich opowiadań Vonneguta. Kiedy byłem młody, Bradbury nie był w moim kręgu zainteresowań. 451 stopni Farenheita przeczytałem po raz pierwszy kiedy Ramin powiedział mi, że zamierza nakręcić adaptację tej powieści. Twój filmowy bohater, czyli Beatty jest bardzo blisko związany z Montagiem, a przynajmniej na początku. Czy sam masz tak bliskich przyjaciół? W moim prywatnym życiu? Zdecydowanie tak. Kilku się znajdzie.  Z Raminem łączą mnie może nie identyczne, ale podobne więzi. Mam wielu przyjaciół. Mam kumpla z Chicago, którego poznałem w teatrze około 25 lat temu. Jest jedną z najbliższych mi osób i łączy nas niezwykle bliska przyjaźń. Nomen omen jest strażakiem. Z Guyem Van Swearingen graliśmy kiedyś razem w teatrze. Wracam tam tego lata, żeby wystąpić w przedstawieniu, w którym graliśmy po raz pierwszy prawie 20 lat temu. Teraz to powtórzymy i zobaczymy co się zmieni. To „Ofiary obowiązku” Eugene Ionescu, który jest moim ulubionym dramaturgiem. Uwielbiam absurdalny humor, z jakim opisuje niektóre życiowe perturbacje. Między strażakami panują prawdziwie braterskie relacje i mam wrażenie, że jest to coś, co bardzo cenisz w życiu... Tak, bo relacje są jego ważnym elementem. Większość moich znajomych twierdzi, że jestem bardzo lojalnym przyjacielem. Ja sam mogę powiedzieć, że cenię relacje bardziej niż wszystko inne. Gdybyś mógł uratować z ognia pięć książek, co byś wybrał? Dziewięć opowiadań J.D. Salingera - to chyba moja ulubiona książka. Z szynką raz! Charlesa Bukowskiego, bo to moja kolejna ulubiona lektura. Eleven Kinds of Loneliness Richarda Yatesa. Uwielbiam też czytać Notatki z podziemia Dostojewskiego. I jeszcze Antoni Czechow - wszystko, co napisał. Kiedy Ramin zaczął myśleć o adaptacji powieści? Czy rozmawialiście o tym projekcie, kiedy pracowaliście razem nad filmem 99 Homes? Nie wspomniał o swoich planach, ale był wtedy bardzo zajęty tamtą produkcją. Wiem, że długo pracował nad scenariuszem, a potem Len Amato (prezes wytwórni HBO Films) zobaczył 99 Homesi zapytał się Ramina, czy ma pomysł na kolejną produkcję. Ramin odpowiedział mu, że bardzo chciałby nakręcić adaptację „451 stopni Farenheita”, ale powiedział mi o tym dopiero wtedy, kiedy rozpoczęły się rozmowy związane z zakupem praw. A jaka była twoja reakcja? Uważałem, że to niesamowita okazja. Chciałem zaczekać aż uda się mu kupić prawa do adaptacji, a potem przeczytać scenariusz, ale wiedziałem od samego początku, że chcę znów pracować z Raminem. Bardzo dobrze wspominam naszą współpracę na planie filmu 99 Homes. Zagrałbym u niego w każdym filmie. Czy rozmawialiście o jego pomyśle na adaptację powieści? Wiedzieliśmy, że w filmie muszą pojawić się nowe technologie, bo żyjemy w czasach, w których fizyczne spalenie książki nie jest równoznaczne z niszczeniem kultury, bo dzieła literackie są przechowywane w chmurze. Musimy założyć, że niszczone są nie tylko książki, ale także inne nośniki kultury. Bardzo podobają mi się wprowadzone przez Ramina zmiany, które podkręcają i w inny sposób rozkładają akcenty w relacji między Montagiem i Beatty’m. Dla Ramina dynamika relacji tych dwóch postaci jest centralną osią  dramatyczną całej historii, albo stworzonej przez niego wersji. Był to wątek, na którym się skupiłem, żeby nakreślić, rozwinąć i wiarygodne przedstawić łączące ich więzi. A jak podoba ci się sposób w jaki wplótł do historii współczesne wątki - wszechobecne w naszych domach nowe technologie i pogoń mediów za sensacyjnymi wiadomościami, które można relacjonować na żywo? Myślę, że trafił w punkt, bo nikt z nas nie jest w stanie obecnie bronić swojej prywatności. Nasze zdjęcia mogą zostać w dowolny sposób zmanipulowane, podobnie jak oficjalne wersje wydarzeń. To, co najbardziej przeraziło mnie w filmie to sceny przedstawiające Montaga i innych ludzi w ich własnych domach. Widzimy jak siedzą przed telewizorami, powtarzając słowa „zdrajca, zdrajca” i przybierają taki sam wyraz twarzy. Na ekranie widzą swoje zdjęcia, ale nie mają pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. To samo może przytrafić się każdemu z nas - w Internecie może przecież zostać opublikowane bez naszej wiedzy i zgody nasze zdjęcie z podpisem „musimy spalić tego potwora-pedofila” i nikt nie będzie wiedział, czy jest to prawda czy fałsz. To naprawdę przerażające. Porozmawiajmy o Michaelu B. Jordanie. Przyjechał na plan filmu 451oFarenheita prosto ze zdjęć do Czarnej pantery, która stała się wielkim przebojem kinowym... Myślę, że ciężko zapracował na swój sukces. To bardzo inteligentny, zdolny i wrażliwy aktor. Podziwiam jego zapał i motywację. Jest piekielnie ambitny i stara się pomagać innym ludziom, aby odnieśli sukces. Chce otwierać przed nimi nowe możliwości. Jak układała się na początku wasza współpraca - on był nowy, bo ty i Ramin poznaliście się wcześniej na planie filmu 99 Homes? Tak, można powiedzieć, że tworzyliśmy triumwirat, a on trochę od nas odstawał. Naturalnie, kiedy zaczęły się zdjęcia, było mi dużo łatwiej, bo dobrze znałem Ramina, z którym spotkałem się na planie innego filmu. 451oFarenheitaprzedstawia przerażającą wizję świata, a na dodatek pracuje przy nim dwóch facetów, którzy dobrze się znają. Ale bardzo szybko coś zaiskrzyło między nami, a poza tym Michael w ogóle się tym nie przejmował. Po prostu dołączył do naszego zespołu. Wiem, że swoją karierę rozpocząłeś w teatrze i nadal często występujesz na scenie. Czy kariera filmowa była dla ciebie zaskoczeniem? Nigdy nie chciałem zostać gwiazdą filmową - to nie było moim celem.
foto. HBO
Mam wrażenie, że pracy w teatrze nie da się porównać do gry przed kamerą... Tak, to zupełnie dwie różne rzeczy. Bardzo długo oswajałem się z kamerą. Na początku czułem się dziwnie na planie filmowym, choć wielu ludzi jest przekonanych, że film bardziej przypomina „prawdziwe życie”, a teatr jest od niego bardziej oderwany. Zawsze uważałem, że jest na odwrót. Dla mnie teatr jest kwintesencją życia, bo opowiada o ludzkich losach, sprawia, że przenosimy się w czasie i daje nam możliwość zdobycia pełnego doświadczenia. Film kojarzy mi się z operacją, podczas której robimy niewielkie nacięcie - nie za małe i nie za duże, żeby pacjent nie umarł na stole. Wiąże się z tym duża odpowiedzialność, bo raz nakręconego filmu nie da się potem zmienić. Bardzo długo oswajałem się z tą myślą. Teraz nie mam już z tym problemu i zacząłem dostrzegać piękno filmu, którego nie możemy nieustannie grać na nowo i poprawiać. Pogodziłem się z myślą, że żadna rola nigdy nie będzie idealna, bez względu na to, czy gramy ją co wieczór czy tylko raz. Nie ma czegoś takiego jak doskonała wersja. Część starszych reżyserów, z którymi pracowałem, nie kręci setek dubli. Zamiast tego liczy, że podczas pierwszego ujęcia kamera zarejestruje coś, co później się nie powtórzy, nawet jeśli jest to dziwne, pozornie bez znaczenia lub wygląda na niedopracowane. Co najbardziej lubisz w aktorstwie? Co takiego znalazłeś w aktorstwie kiedy byłeś dzieckiem i stawiałeś pierwsze kroki na scenie? Wszystko zmienia się wraz z upływem lat. Mam wrażenie, że ja za młodu i teraz to dwie zupełnie inne osoby. Niedawno kręciłem zdjęcia w Londynie, gdzie mieszkałem w hotelu przy Notting Hill. Niedaleko znajduje się Gate Theatre, na którego scenie wystąpiłem w dwóch przedstawieniach wiele lat temu. W tamtym okresie nie uwierzyłbym, gdyby ktoś mi powiedział, że wiele lat później zatrzymam się z kameralnym, luksusowym hotelu za rogiem, bo będę grać w miniserialu (Mała Doboszka) BBC. To niemal surrealistyczne. Chodziłem po okolicy, stanąłem przed teatrem, spojrzałem na budynek i pomyślałem sobie, że kiedyś grałem na tej scenie. Wystąpiłem na niej w dwóch przedstawieniach. Wiem to na pewno. To zabawne jak wszystko zmienia się wraz z upływem czasu. Dzięki aktorstwu zobaczyłem rzeczy, których nigdy bym nie zobaczył. Odwiedziłem miejsca, do których nigdy bym sam nie dotarł. Spotkałem wielu ciekawych ludzi, których bym nie poznał. Opowiadałem historie o rzeczach, o których nawet bym nie myślał i nie zastanawiałbym się nad nimi. Jeśli masz w sobie ciekawość świata i chcesz poznawać ludzi, dzięki aktorstwu wszystko staje się możliwe. Każdy film i sztuka, w której zagrałem w jakiś sposób poszerzyły moje horyzonty. Kiedy zaproponowano mi rolę Elvisa (Presleya w filmie Elvis & Nixon), nic o nim nie wiedziałem. Nigdy nie byłem jego fanem, a potem go zagrałem. Bez względu na to, jak oceniamy końcowy wynik, ja wiem, że podczas pracy nad filmem poznałem kogoś, kogo wcześniej nie znałem i można nawet powiedzieć, że zakochałem się w swoim bohaterze. Grałem też zupełnie inne postacie, na przykład, zawodowego mordercę Richarda Kuklinskiego w dramacie Iceman: Historia mordercy. Mam w sobie ciekawość świata, którą aktorstwo jest w stanie zaspokoić. Brzmi jak niezła fucha... (śmiech). O tak! Mam nadzieję, że jestem w stanie przekazać te emocje i doświadczenia widzom.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj