Katowice przywitały mnie bardzo ciepło, nie tylko za sprawą pogody, ale też serdeczności organizatorów IEM. Szybkie i sprawne rozdanie akredytacji, przydzielenie opiekunów, pełen profesjonalizm. No to jazda! Wizytę zacząłem z grubej rury od konferencji HyperX. Dla niewtajemniczonych – jest to marka, która wywodzi się od legendarnego producenta pamięci RAM i innych peryferiów firmy Kingston. Spotkanie było bardzo ciekawe, bowiem oprócz produktów, takich jak nowy model flagowych słuchawek czy pierwsza w ofercie firmy myszka dla graczy, poruszony został temat obecności wielkich marek w branży gier, teraz i w przyszłości. Prowadzący konferencję przybliżył nam wizję eventów pokroju Intel Extreme Masters, gdzie obecne są takie marki jak Visa czy Porshe, zaś tacy producenci sprzętu jak właśnie HyperX, czy choćby znany nam dobrze Razer lub inne Steel Series, stanowią jedynie tło. Było to bardzo ciekawe spostrzeżenie, ukazujące gry, a w szczególności eSport jako rynek biznesowy, który stale i szybko rośnie. O samych produktach niestety wiele nie mogę napisać, gdyż obowiązuje mnie embargo, jednak mogę powiedzieć z czystym sercem, że zarówno słuchawki jak i myszka są godne polecenia i mam nadzieję, że dane mi będzie je dla Was przetestować i opisać. Po HyperX przyszła kolej na (pierwsze z wielu) zwiedzanie głównej hali wystawowej. Co prawda wystawcy nie pokazali w tym roku niczego, co przykułoby na dłużej moją uwagę, to jednak liczba prezentowanego sprzętu oraz otoczka i pomysłowość niektórych stoisk naprawdę robiły wrażenie, a producenci prześcigali się w pomysłowości, by potencjalnego nabywcę przyciągnąć do swojego stoiska. Na mnie największe wrażenie zrobił stojący po środku hali... samochód. A takich potencjalnych nabywców było oczywiście mnóstwo, obu płci i w przeróżnym wieku. Niestety zabrakło jakoś w tym roku cosplayerek i cosplayerów, co jest smutne, gdyż taka forma ekspresji i wyrażania swojego geekowstwa jest godna podziwu i fajnie się to ogląda. Na głównej hali, prócz wspomnianej wystawy, miały również miejsce turnieje towarzyszące głównym rozgrywkom ligi ESL (Electronic Sports League). Były to 2 turnieje w ramach Pucharu Polski Cybersport (League of Legends oraz Counter-Strike: Global Offensive) oraz HGC (Heroes od the Storm Global Championship). Dla mnie najciekawszym z nich był ten ostatni. Choć Heroes of the Storm zawitało na ekrany naszych monitorów raptem około 2 lat temu, dopiero teraz przeżywa swoje eSporotwe początki, a oglądanie takich znanych drużyn, jak Misfits, Dignitas czy Fnatic, próbujących sił w nowym tytule, to prawdziwa przyjemność, tak samo zresztą jak rozmowa z nimi. To bardzo skromni, przesympatyczni i pełni pasji ludzie.
Fot. piwnygaraz.pl
A skoro już przy eSporcie i Heroes of the Storm jesteśmy, to muszę wspomnieć o ukoronowaniu pierwszego dnia pobytu, czyli wywiadzie z Samem Braithwaitem z firmy Blizzard. Będziecie mogli ją przeczytać już niedługo w wydaniu weekendowym, natomiast już teraz Wam zdradzę, że jest to wyjątkowo inteligentny człowiek z ciekawą wizją przyszłości eSportu i branży gier. Zobacz pełną galerię Niedziela przebiegała w znacznie spokojniejszym tempie, a przynajmniej pierwsza jej część. Zaczęło się od debaty o przyszłości gamingu. Niestety, ale tutaj nie było najlepiej. Prowadzący dwoił się i troił, żeby zachować poziom, ale nie padło żadne nowe czy przełomowe stwierdzenie. Z całego tego wydarzenia najciekawsze były numerki. Wiem, jak to brzmi, ale kiedy posłucha się o tym, jak ta branża rośnie, czasem ciężko jest w to uwierzyć. Mnie osobiście bardzo cieszy fakt, że eSport traktowany jest na świecie coraz poważniej. Z wypowiedzi Stephanie Harvey, profesjonalnej zawodniczki Counter-Strike: Global Offensive wynika, że zawodowi gracze żyją w tej chwili w zasadzie jak piłkarze, mający nawet własnych psychologów czy też dietetyków. Budujący jest również fakt, że to właśnie w Polsce odbywa się największy event eSportowy na świecie. Oby tak dalej! W czasie, który pozostał do głównego wydarzenia, czyli finałów Counter-Strike: Global OffensiveStarCraft 2: Legacy of the Void udałem się jeszcze na wycieczkę po biznesowej strefie Intela. Choć technologia VR jest jeszcze w powijakach, to widać, że organizator pokłada w niej wielkie nadzieje, bo to właśnie wokół niej zbudowany był cały showroom. W większość tytułów grałem już wcześniej przy innych okazjach, jednak symulacja windsurfingu i Counter-Strike: Global Offensive wypadły zaskakująco dobrze. Zwykle przy VR mam problem z imersją, jednak tutaj przednio się bawiłem. Aż chciałoby się spróbować Rainbow Six: Siege w tej technologii. Oto i nadszedł czas na główne wydarzenie całego IEM – finały. Przyznam szczerze, że po raz pierwszy oglądałem coś takiego na żywo i byłem w naprawdę ciężkim szoku. Liczba ludzi, reakcje, doping... Kiedyś byłem na meczu piłkarskim kilka razy i chyba nawet tam nie widziałem aż takich emocji, choć z drugiej strony nie były to wtedy rozgrywki jakiejś wysokiej ligi. Tutaj atmosferę można było ciąć nożem, była tak gęsta. Finał Counter-Strike: Global Offensive, odbywający się na samym końcu, był zdecydowanie lepiej "oprawiony" przez organizatorów niż StarCraft 2: Legacy of the Void, co nie znaczy, że ten drugi wyglądał źle, co to, to nie. O samym poziomie rozgrywek można by napisać osobny artykuł, co zapewne zrobię niedługo, ale wpierw muszę po prostu ochłonąć,  bo wrażenia naprawdę były ogromne. Ostatnia runda meczu między Astralis a FaZe była tak niesamowicie wyrównana... To nie są zwykłe mecze na serwerach publicznych, gdzie jedna drużyna potrafi drugą pokonać 16:0 (standardowa turniejowa punktacja w Counter-Strike: Global Offensive), to są niemal szachy z pistoletami!
Fot. piwnygaraz.pl
Kiedy opadł już pył, kurz i tony confetti, przyszła pora wracać do autokaru. Zmęczony, ale szczęśliwy usiadłem w wygodnym fotelu, z jedną tylko myślą w głowie. Muszę wrócić tu za rok i znowu to przeżyć, i opisać dla Was!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj