NORBERT ZASKÓRSKI: Mówił pan w czasie warsztatów, że pana zainteresowanie profilowaniem wzięło się z popkultury. Dzisiaj produkcje o profilerach są bardzo popularne. Z czego to wynika? Jan Gołębiowski: Człowiek jest najbardziej tajemniczą istotą i to, co się dzieje w jego umyśle, jest bardzo intrygujące. Gdy osoby czytają artykuł o brutalnym przestępstwie, to w komentarzach od razu zastanawiają się, kto i przede wszystkim dlaczego to zrobił, kim musi być na co dzień, by takiej zbrodni dokonać. To jest taki naturalny mechanizm, który przyciąga nas do tych rzeczy. Myślę, że wchodzenie w umysł sprawcy jest fascynujące dla wszystkich. Dla mnie było na tyle interesujące, że stwierdziłem, iż to będzie mój zawód. Natomiast ludzie, którzy nie są z tym związani na co dzień, mogą zaspokoić swoją ciekawość właśnie poprzez tego typu produkcje. Czy właśnie profilerów w różnych produkcjach definiuje sprawca i sprawa, nad którą pracują? Zależy od konkretnego przypadku. Wielu antagonistów w filmach kryminalnych jest budowanych na zasadzie znaku yin i yang, gdzie stanowią uzupełnienie głównego bohatera produkcji. Ciężko żyć profilerowi bez seryjnego mordercy, który jest jego przeciwnikiem, podobnie jak seryjnemu mordercy bez profilera lub agenta FBI, który ma go złapać. To jest pewna klisza wyciągnięta z literatury klasycznej. Chodzi tutaj o postacie Sherlocka Holmesa i Profesora Moriarty'ego. W tym wypadku obaj posiadają cechy profilerów, tylko znajdują się po dwóch stronach barykady. Czym wobec tego podejście filmowe i serialowe do tematu profilerów i psychologów kryminalnych różni się od prawdziwego życia? Bardzo się różni, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod lupę produkcje amerykańskie. Przyznam się, że za wiele ich nie oglądam lub nie kontynuuję już zaczętych. Zobaczyłem tylko jeden odcinek Zabójczych umysłów. To oderwanie od rzeczywistości było dla mnie doznaniem niemal fantastycznym. Stwierdziłem, że nie mam przyjemności z oglądania takiej, można powiedzieć, bajki. A była jakaś produkcja, która pana urzekła podejściem do tematu? Zdecydowanie Mindhunter, ponieważ bazuje na wspomnieniach prawdziwego profilera [Johna Douglasa - przyp. aut.]. Jest to oczywiście trochę podkoloryzowany serial, aby widzom dobrze się go oglądało, ale nie zmienia to faktu, że jest mocno osadzony w realiach. Takie produkcje są o wiele lepsze dla mnie jako widza. W serialach i filmach kryminalnych znajdziemy oczywiście pewne stereotypy dotyczące pracy profilera na przykład to, że bohater musi ścigać seryjnego mordercę, a potem wyciąga przełomowe wnioski na podstawie jednego śladu. W rzeczywistości profil sprawcy jest tworzony na podstawie analizy całej masy śladów kryminalistycznych, informacji o ofierze czy okolicznościach popełnienia zbrodni. W produkcjach filmowych i telewizyjnych jest to bardzo uproszczone. W fikcyjnych historiach profil jest zazwyczaj jednokierunkowy, natomiast w praktyce jest to pewna opinia, która nakreśla kilka wersji. Jest to pewnego rodzaju wskazówka do prowadzenia śledztwa. A czy zgłaszali się do pana producenci seriali lub filmów kryminalnych, prosząc o konsultacje? Tak, mam takie doświadczenia. Prowadzę szkolenia i przychodzą na nie ludzie, którzy chcą napisać kryminał. Zdarzały się osoby, które miały już opublikowany co najmniej jeden tytuł. Spotkał się ze mną również człowiek, który pisał scenariusz do serialu, więc zdarzały się konsultacje dla osób ze środowiska artystycznego. Pytali się o pewne detale lub uczestniczyli w szkoleniach, aby poznać kulisy pracy profilera i zawrzeć to w swoich projektach. Przypuśćmy, że ten wywiad czyta osoba chcąca napisać powieść lub scenariusz serialu, którego bohaterem będzie profiler. Jakie ma pan rady dla tego człowieka? Przede wszystkim należy zacząć od dobrego researchu faktycznego, czyli dowiedzieć się tego, jak działają prawdziwi profilerzy. Świetnymi punktami do analizy są wspomnienia Douglasa, o którym wcześniej mówiłem, Roberta Resslera czy Paula Brittona. Przypomina mi się historia, kiedy pewna osoba zwróciła się do mnie w sprawie konsultacji dotyczącej postaci seryjnego mordercy, którą tworzyła. W wyniku tego, że temat seryjnych morderców jest dość mocno wyeksploatowany, to niektórzy chcą stworzyć taką postać w oparciu o pewien rodzaj makabry, wykreować najbardziej przerażającego zabójcę w historii. I ta osoba, która wymyśliła właśnie takiego mordercę i jego wynaturzony sposób działania, w mailu zapytała się mnie o to, dlaczego on to robi. Zaskoczyło mnie to pytanie, ponieważ zaczęto w tym wypadku tworzyć postać od końca i dopiero potem próbowano dołączyć genezę. Według mnie należy jednak skupić się na głębi danego bohatera czy antagonisty, żeby potem na niej budować jego zachowanie, a nie wymyślić coś makabrycznego i potem na siłę szukać w tym sensu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj