Nie ma co ukrywać, typowo snajperskich produkcji mamy jak na lekarstwo. Większość gier stawia na zróżnicowaną akcję, w której nie brakuje elementów snajperskich, jednak tych, które bazują głównie na graniu w pojedynkę z karabinkiem wyborowym, jest tak mało, że można policzyć je na placach jednej ręki.

Kiedy słyszymy snajper, nie sposób nie skojarzyć tego wyrazu z ikoną gatunku, czyli serią Sniper Elite, która wraz z wydaniem pierwszej części ("Sniper Elite: Berlin 1945") przygotowała graczy na prawdziwą bitwę jednego strzelca wyborowego przeciwko reszcie. Za kilka dni na sklepowych półkach pojawi się kolejna, trzecia odsłona cyklu, nosząca nazwę Sniper Elite III: Afrika. Nietrudno się domyślić, że jej akcja rozgrywać się będzie w gorących pustynnych klimatach. W "afrykańskiej" wersji gry, która w Polsce ukaże się nakładem wydawnictwa Techland, ponownie wcielamy się w postać wyborowego strzelca, jakim jest Karl Fairburne, pracujący dla dowództwa amerykańskich sił zbrojnych. Otwarty świat, jaki oferuje Sniper Elite III: Afrika, sprzyja realizowaniu misji wedle własnego planu.

Główną zaletą gry jest realistyczne odwzorowanie zachowania się pocisku wystrzelonego z karabinu snajperskiego. Szczególnie jest to mocno podkreślone na wyższych poziomach gry, gdzie wiatr i odległość od celu mają wpływ na celność i dokładność strzału. Mniej realistyczne, aczkolwiek cieszące się olbrzymim zainteresowaniem graczy, są x-ray killcamy, które pokazują obrażenia wewnętrzne, jakie wystrzelony przez snajpera pocisk wyrządza trafionemu celowi. Dla takich widoków warto zagrać w Sniper Elite III: Afrika. Już poprzednia odsłona cyklu, która była grą liniową, udowodniła, że sterowanie snajperem to nie tylko ciągłe leżenie i obserwowanie otoczenia. Gdyby tak było, rozgrywka powiewałaby straszną nudą. "Sniper Elite", chociaż tworzony został z naciskiem na "snajper", oferuje także możliwość stworzenia wartkiej akcji z hollywoodzkimi wybuchami i szybką wymianą ognia niczym w "Call of Duty" czy "Battlefieldzie". Grzechem jednak byłoby zaprzepaszczenie szansy na ponowne wcielenie się w siejącego postrach u wrogów strzelca wyborowego.

Z kultową już snajperską misją mamy do czynienia w Call of Duty 4: Modern Warfare. Prypeć – każdy, kto miał do czynienia z "Modern Warfare", miło wspomina tę lokację. Diabelskie koło, opuszczone miasteczko na Ukrainie, samotny kapitan Price (wówczas jeszcze w stopniu porucznika) w stroju maskującym oraz jego karabin Barrett M82, a do tego czołganie się w gęstej trawie i unikanie nadjeżdżających czołgów czy patrolujących żołnierzy. Byle do celu, a potem już z górki. Z perspektywy czasu misja ta nie zestarzała się ani trochę, a wspomnienia jej przywołują intensywne emocje związane ze skradaniem się i ucieczką przed psami do punktu ewakuacji. Chociaż całość wspomnianej misji była dość mocno oparta na skryptach, to nadal uchodzi ona za wzór dla pozostałych. Szkoda, że nikomu innemu nie udało się powtórzyć tego, co dokonało Infinity Ward.  

Z pewnością nie udało się tego powielić rodzimemu CI Games (dawniej City Interactive), które chełpi się tym, że w swoim portfolio ma dwie gry z rzeczownikiem "snajper" w tytule. Sniper: Ghost Warrior oraz jego sequel, Sniper: Ghost Warrior 2, który ukazał się przed rokiem, budują rozgrywkę w podobny sposób co seria "Sniper Elite", jednak porzucają II wojnę światową na rzecz bardziej współczesnego konfliktu. W dużej mierze obie gry są do siebie zbliżone mechaniką rozgrywki, bo i tu, i tam chodzi o to samo. Z kolei wykonanie to już zupełnie inna półka. Niedawne Enemy Front, które również posiada elementy gry snajperskiej, pochodzi od tego samego wydawcy co "Sniper: GW" i pokazało, jakiej jakości tytuły tworzy CI Games. Dla miłośnika snajperskiej rozgrywki to jednak żaden problem, bo gier, które skupiają się na tej konkretnej tematyce, jest jak na lekarstwo, więc chwyta się wszystkiego, co zawiera chociaż namiastkę kampienia i przygotowywania planu ataku.

Zestawienie obu gier, zarówno tej od 505 Games, jak i CI Games, pokazuje, że metoda działania strzelców wyborowych nie zmieniła się przez lata, za to technologia już tak. Nowoczesny sprzęt z pewnością jest przydatny i pomocny na współczesnym polu bitwy, ale i tak wszystko zależne jest od osoby, która trzyma palec na spuście. Współczesne metody w realnym świecie nieco różnią się od tych, z jakimi mamy do czynienia w grach wideo.

Snajper nadal pozostaje tym jedynym, wyjątkowym, aczkolwiek coraz częściej jego zadania polegają na "czyszczeniu" przedpola i obserwowania ruchów nieprzyjaciela, podczas gdy zespół pierwszego natarcia znajduje się w samym centrum walk. Bardzo dokładnie opisał to Chris Kyle, snajper Navy SEALs, który ma na swoim koncie ponad 150 trafień. Warto sięgnąć po jego książkę pt. "Cel snajpera" (wydawnictwo Znak).

Abstrahując jednak od tematu książek, wróćmy do tego, co oferują nam gry. Prawdziwą zmorą każdego gracza, który miał styczność z "Medal of Honor: Allied Assault", była misja pt. "Day of the Tiger", a w szczególności jej fragment, który w Internecie zdobył popularność za sprawą cholernie trudnej lokacji obsadzonej snajperami. Zapewne ci, którzy od lat grają w gry, doskonale pamiętają niesławne "miasteczko snajperów", jak mówiono na ten fragment misji. Niemal za każdym rogiem czaił się niemiecki strzelec wyborowy z wycelowanym w kierunku gracza karabinierem 98. Zanim ten zorientował się, skąd padł strzał (chwała Bogu za kompas wskazujący kierunek, z którego gracz otrzymał obrażenia), to w wielu przypadkach na ratunek było już za późno. Do tego dochodził prawdziwy deficyt apteczek, bo wówczas jeszcze zdrowie się nie regenerowało i trzeba było się samemu podleczyć, szukając porozrzucanych tu i ówdzie zestawów opatrunkowych. W pewnym momencie dochodziło się nawet do tak absurdalnych myśli, jak celowe wystawienie się pod lufę, aby tylko zauważyć, gdzie jest snajper z przeciwnego obozu, i przy kolejnym podejściu do misji znać już jego pozycję. Takie wtedy były czasy; dwanaście lat temu nikt nie przypuszczał, że branża tak się rozwinie.

O snajperskich wojażach można dywagować i dywagować. Już teraz w zasadzie każda gra, w której się strzela, posiada albo misje dedykowane snajperom, albo przynajmniej karabin snajperski, który możemy wykorzystać w dowolnym momencie. Co jak co, ale w rozgrywce wieloosobowej nikt nie lubi strzelców wyborowych. Nie ma tu znaczenia, czy grasz w "Call of Duty", czy w kolejną część "Battlefielda" albo jakiegoś "Killzone’a". Nie, wcale tu nie chodzi o klasę postaci, a o gracza, który natychmiast dostaję łatkę kampera i pojawiają się pod jego adresem zarzuty, że nie potrafi grać online, a jedynie koczować w krzakach czy na dachach ze snajperką w ręku.

Popkultura z powodzeniem wykorzystuje motywy, jakie niesie za sobą snajperska rywalizacja, niejednokrotnie zestawiając dwóch strzelców wyborowych, którzy toczą pojedynek między sobą. Dopóki podchodzenie i namierzanie celu będzie wiązało się z ekscytacją i zadowoleniem po jego likwidacji, dopóty będzie popyt na takie produkcje.



[image-browser playlist="578752" suggest=""]

Premiera Sniper Elite III: Afrika odbędzie się już w najbliższy piątek, 27 czerwca 2014 roku. Gra wydana zostanie na PC, PlayStation 3, PlayStation 4, Xbox 360 i Xbox One. Wydawcą jest firma Techland.


To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj