Jerzy Niemczuk jest polskim prozaikiem, komediopisarzem, scenarzystą. Spod jego pióra wyszły takie pozycje jak Bajki pana Bałagana, Siła wyższa czy hit ostatnich lat TVP - Ranczo. W zeszłym miesiącu w księgarniach zadebiutowała jego najnowsza powieść, Bat na koty.

TOMASZ SKUPIEŃ: Czytając Bat na koty, czułem się, jakbym oglądał serial. Chciałby Pan zobaczyć książkę w takiej formie?

JERZY NIEMCZUK: Pisanie przez lata seriali wymaga fabularnej dyscypliny. Opowiadać obrazami trzeba tak, żeby odbiorca miał poczucie ciągłości i rozumiał akcję. Ja do tego przywykłem i wydaje mi się, że prozie to nie szkodzi. Kiedy się zabrałem do pisania tej historii, miałem nadzieję, że to będzie serial w atrakcyjny sposób mówiący o sprawach, którymi seriale się mniej interesują. Miałem fałszywe przeświadczenie, że Ranczem przekonałem do siebie odbiorców i telewizja da mi kolejną szansę. Mój producent zapoznał się z naszkicowanym materiałem, powiedział, że świetnie się czyta, i zapytał retorycznie: "Jeden problem. Kogo zainteresują losy biednej dziewczyny ze wsi?". Za to udało mi się nimi zainteresować Wydawnictwo Literackie, z czego się cieszę.

Czy tworzenie tej książki dawało Panu dużo satysfakcji?

Przede wszystkim poczucie twórczej wolności. Mogłem opowiadać, co chcę i jak chcę, nie mając żadnej zewnętrznej presji - jeno rzetelny doping mojego wydawcy, który ten utwór ryzykownie rekomendował czytelnikom.

Mieszka Pan od wielu lat na Mazurach. Na ile Bat na koty oddaje ich ducha?

Mazury są miejscem swoistym - Mazurów mniej tam niż aborygenów w Australii. Zostały one skolonizowane przez plemiona ze wschodu i liczne warszawskie plemię letników. Ja z tego ostatniego naboru, choć już od kilkunastu lat płacę tu podatki, więc zostałem patriotą mazurskim w pełnym wymiarze podatkowym. Bo piękne, a bardziej jeszcze mi się podobają, kiedy wracam z zagranicznych podróży. Ale też dziwne i pełne paradoksów, jakby bez pomysłu na siebie. Wszyscy tam zjeżdżają, a ci, co na stałe mieszkają - uciekają. Brakuje pracy, a jak jest, to brakuje chętnych do niej. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale tak jest. Zimą niemal bezludne, choć nie ma bodaj w Europie miejsca, gdzie można samotnie latać na nartach po dziewiczym śniegu. No i między tymi dwoma światami kolonistów i miejscowych relacje nieopisane, o czym starałem się opowiedzieć.

Bat na koty ma potencjał na kontynuacje. Będzie Pan chciał wrócić do jej bohaterów? Czy może to już zamknięty rozdział?

O tym nie myślę, książki mają swoje losy. Czekam cierpliwie, jaki będzie mojej powieści. Sukces to najbardziej kapryśna odmiana losu. Doświadczałem tego nieraz na własnej skórze. Dość powiedzieć, że Ranczo w ocenie ekspertów od oglądalności było skazane na porażkę.

[image-browser playlist="580966" suggest=""]

Książka ma w pewnych aspektach bardzo podobny klimat jak Ranczo. Kiedy się on u Pana pojawił?

Myślę, że był obecny w moich sztukach telewizyjnych, których powstało co najmniej siedem. Także w serialu Stacyjka, który sukcesu nie odniósł, ale ma swoich fanów.

Mniej jednak w Bacie na koty jest takiego "ranczowego" humoru. Celowy zabieg?

Ranczo to była komedia obyczajowa. Kino gatunkowe. Pisanie to diabelskie zajęcie. "Śmieszy, tumani, przestrasza", jak powiada wieszcz. Bata… pisałem z troską o realizm, więc nie chciałem tego przedstawianego świata redukować do śmieszności. Realne życie jest raczej tragikomiczne i ta tonacja jest mi najbliższa.

Jak się Pan czuje jako współtwórca jednego z najlepszych seriali w naszym kraju, Rancza?

Współusatysfakcjonowany. Co mnie najbardziej cieszy, to że powstał utwór nietypowy i w równym stopniu trafił do odbiorców o różnym stopniu wymagań estetycznych. Starcy, dzieci, kobiety ze wsi, intelektualiści i - co ciekawe - najliczniejsza grupa to ludzie, którzy nie oglądają seriali. Pewnie z tego ta cała oglądalność. Cieszyło nas, kiedy widzieliśmy, jak postacie zapisane w scenariuszu rozwijały się dzięki aktorstwu. Cieszyło nas, kiedy widzowie upomnieli się o serial, tworząc internetową formację "ranczersów".

Śledzi Pan polskie lub zagraniczne seriale? Jaki serial chciałby Pan zobaczyć, a może stworzyć?

Wstyd powiedzieć, ale mało śledzę. Próbuję, jednak brak mi nawyku. Jak piszę, to nie mam czasu na oglądanie, a jak mam czas, to czytam. Co do własnych seriali, to wygląda na to, że pozostały mi dwa rodzaje: takie, których nie chcę robić, i takie, których nie chcą robić. Poczekam na lepsze czasy. Mam ten komfort niedostępny wielu innym twórcom, że mogę siebie samego jako prozaika przez klika lat sponsorować z kasy zarobionej na serialach.

[video-browser playlist="614035" suggest=""]

Która Polska jest według Pana prawdziwsza - jak z Rancza, Bata… czy może jak z "pięknych seriali TVN"?

Podobno są trzy prawdy. Prawda, półprawda i ta trzecia prawda. Ale są też widzowie, którzy prawdy znać nie chcą. Ranczo było bajką o rzeczywistości, są też seriale, które są bajką o nierzeczywistości. I jest Bat na koty, który serialem nie jest, bo nie jest też ani jednym, ani drugim.

Czego brakuje Polskim serialom? A może mają jakąś wartość, która wyróżnia je wśród innych?

Jednego im nie brakuje: publiczności, która skłonna jest polskie produkcje oglądać. Brakuje jedynie wiary decydentów, że dobry artystycznie produkt, atrakcyjnie wykonany, przyciągnie widzów - i to tych najbardziej wartościowych jako tak zwany target reklamowy.

Swego czasu zajmował się Pan korektą. Jak Pan, w obecnie wydawanych książkach, emitowanych serialach, filmach, ocenia poziom języka i kunsztu?

Większość liczących się wydawnictw trzyma poziom, który jednak obniża się znacznie poniżej depresji (mojej) w telewizji i reklamach. Wolność i tutaj przybrała postać anarchii. Każdy orze, jak może - sęk w tym, że większość nie potrafi. W Internecie przybrało to postać karykatury: analfabeci brak myśli przekładają na niezrozumiałą frazę. Wylewa się bełkot śladowo przypominający jakiś język słowiański. Co zdumiewające, większość z nich uważa się za patriotów. Pocieszające, że wielką popularnością cieszą się językoznawcy szerzący poprawność niczym misjonarze Ewangelię, między innymi Jerzy Bralczyk czy Andrzej Markowski. Oznacza to, że zagubieni w zachwaszczonej polszczyźnie rodacy szukają jednak równowagi i wiedzy.

Czytaj również: Recenzja "Bata na koty"

Gdyby bohaterowie Bata na koty oglądali Ranczo, jakie mogłyby być ich reakcje?

Oglądają. Rozmowa dwóch radnych jednej z gmin mazurskich:
- Ten wójt z Rancza to wypisz wymaluj taki jak nasz.
- Tak, tylko że nasz głupszy.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj